Szefowie BPHu dobrze o tym wiedzieli, dlatego też kasy nigdy nie skąpili. Ponad rok temu z Citibanku ściągnęli na stanowisko dyrektorskie Michała Korszenia. W bankowym światku mówi się, że zaproponowali mu dwa razy tyle, ile zarabiał w Handlowym. A wiadomo, że ten ostatni płaci całkiem nieźle. Co prawda nie bez złośliwej satysfakcji później ten sam światek stwierdził, że Bank przepłacił, bo o ile sam Korszeń jest fachowcem, to jednak Polska to nie USA i sprzedaż KK jest wciąż trudnym kawałkiem chleba.
Chwilę po tym, jak Korszeń przyszedł do Banku BPH, odszedł z niego do ING BSK Szymon Kuchciak. Można stwierdzić, że to właśnie dzięki niemu ING zaczął coś znaczyć na rynku kart kredytowych. Innowacji dużych może nie wprowadził, ale dzięki niskiemu oprocentowaniu i możliwości uniknięcia opłaty ze wznowienie (co wcześniej wdrożył BPH), karta sprzedaje się stosunkowo dobrze.
A Korszeń? Rozwinął ofertę kart w BPHu, zwiększył sprzedaż, osiągając przyzwoite rezultaty. Tym większe, jeśli spojrzy się na Pekao S.A. (słabo, bardzo słabo). Można zatem byłoby się spodziewać, że po fuzji obu banków będzie rządzić akurat w tym układzie BPH – bo ma lepsze wyniki, ofertę, itp.
Okazuje się, że niekoniecznie. Zanim do tego dojdzie – zespół z BPHu może się zupełnie wykruszyć, a co za tym idzie – pozostaną produkty, ale nie ludzie, którzy je tworzyli. Niedawno odszedł z Banku odpowiedzialny za co-brandy Mateusz Klein (dalej pozostanie w branży karcianej), a co najciekawsze - również i Michał Korszeń. O ile w pierwszym przypadku to informacja w miarę pewna, to druga nie jest jeszcze potwierdzona.
Gdyby to rzeczywiście była prawda i Bank BPH po Grzegorzu Eszu stracił również tego fachowca, to oznacza to jedno... Robi się bardzo gorąco...
Wiadomość pochodzi z Hyde Park-u serwisu PRnews.pl.