Zmagania z kryzysem fiskalnym odsłoniły prawdziwe oblicze europejskiej polityki. Tylko w przypadku Niemiec ujawniona twarz jest do zniesienia. Po wyborach to może się niestety zmienić.
Fundamentem kryzysu fiskalnego, z którym strefa euro zmaga się już od trzech lat, były przekredytowanie gospodarek oraz nadmierne deficyty zarówno rządowe, jak i handlowe. Chociaż wszyscy zgadzają się co do źródeł obecnych trudności, to rząd Angeli Merkel najgłośniej forsował rozwiązania dające nadzieję na wykorzenienie błędów odpowiadających za najdłuższą recesję po wojnie oraz najwyższe bezrobocie w historii.
Za skutecznością niemieckiego modelu przemawia sytuacja gospodarcza nad Renem. Mimo najgorszej koniunktury od lat nie tylko w Unii Europejskiej, lecz także w Stanach Zjednoczonych oraz gospodarkach wschodzących, bezrobocie w Niemczech jest najniższe od dwóch dekad. W ostatnich latach to właśnie położenie rynku pracy jest najlepszym odniesieniem dla oceny koniunktury, a na tym polu Berlin jest najskuteczniejszy w Europie.
„Berlin tłamsi ożywienie”
Berlin jest oskarżany za korzystanie z nieszczęść innych narodów. W czasie kryzysu niemieckie obligacje były rekordowo drogie (rentowność papierów była niespotykanie niska), podczas gdy inne kraje musiały płacić za obsługę swojego długu najwięcej w historii. To dało początek całkowicie nietrafionemu pomysłowi wspólnych europejskich obligacji, które miały zapewnić solidarne dzielenie się kosztem obsługi długu między bogatymi a biednymi.
Taka sytuacja była widziana już wcześniej tuż po powstaniu strefy euro, kiedy rynki finansowe nie dostrzegały jeszcze zagrożenia, jakie niesie ze sobą pożyczanie Grekom na takich samych zasadach jak Niemcom. Realizacja projektu wspólnych obligacji byłaby wskrzeszeniem podstawowego mechanizmu odpowiadającego za dzisiejszy kryzys, a gdyby nie Niemcy, pomysł zostałby już dawno zrealizowany.
»CDU Angeli Merkel wygrywa wybory do Bundestagu |
Zasługą Niemców jest trzymanie na wodzy Europejskiego Banku Centralnego. Gdyby nie sprzeciw Berlina prezes Mario Draghi już od dawna kupowałby europejskie obligacje, przynosząc ulgę „najbardziej potrzebującym” oraz budując kolejną bańkę inwestycyjną na rynku długu. W przypadku Europy powielenie rozwiązań stosowanych przez Rezerwę Federalną oraz Bank Japonii byłoby prostą drogą do katastrofy.
Mimo wątpliwie uzasadnionych oskarżeń, że Angela Merkel tłamsi ożywienie w strefie euro, Berlin pozostał nieugięty w kluczowych kwestiach. Zbudowanie wokół Berlina obozu naciskającego na oszczędności oraz prorynkowe reformy jest największą zasługą niemieckiej Kanclerz. Zwłaszcza w czasie zwrotu wyborów ku populistycznym hasłom.
Wyniki niemieckich wyborów rodzą obawę, że CDU nie będzie mogła liczyć na dotychczasowego koalicjanta. Natomiast konieczność poszukiwania partnera do rządzenia wśród partii zdecydowanie bardziej zwróconych ku lewicowym rozwiązaniom gospodarczym może oznaczać złagodzenie twardego stanowiska, które do tej pory tamowało zalew fatalnych propozycji dla Europy. A na tym stracą wszyscy.
Analityk Bankier.pl
p.lonczak@bankier.pl