Zróbmy najpierw porządną termomodernizację, a dopiero potem przejdźmy do wdrażania systemu ETS2 - zaapelował w wywiadzie dla PAP sekretarz stanu w KPRM Ignacy Niemczycki. Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której ludzie zaczną utożsamiać politykę europejską tylko i wyłącznie ze wzrostem cen - dodał.


W rozmowie z PAP wiceminister ocenił też, że w sprawie zakazu wprowadzania na unijny rynek nowych samochodów spalinowych od 2035 r. piłka "wciąż jest w grze", a wynik gry - "niejasny". Odniósł się również do ostatnich działań rządu w kwestii deregulacji.
PAP: W zeszłym tygodniu premier Donald Tusk zaproponował szefowi InPostu Rafałowi Brzosce pokierowanie zespołem ds. deregulacji. Jednocześnie od zeszłego roku podobny zespół, pod wodzą pełnomocnika ds. deregulacji, funkcjonuje przy MRiT. Czy kolejny naprawdę jest potrzebny?
Ignacy Niemczycki: Mobilizacja jak największej liczby przedsiębiorców i organizacji wokół tego tematu może się mu tylko przysłużyć. Wcześniej było tak, że urzędnicy nad tym pracowali, ale brakowało sygnału politycznego. Teraz w końcu mamy duże zainteresowanie - po raz pierwszy tak duże i po raz pierwszy na tak wysokim poziomie.
Przywiązanie premiera Donalda Tuska do tego tematu wybrzmiało też już wcześniej podczas nieformalnego spotkania liderów w Brukseli na początku lutego. Mimo że tego punktu nie było w agendzie spotkania, udało się zainicjować rozmowę na ten temat.
PAP: To nie pierwsza próba deregulacji gospodarki. Skąd przekonanie, że tym razem się uda?
I.N.: Sprawie na pewno pomaga debata na temat unijnej konkurencyjności. Możemy zrobić coś, co bezpośrednio nie angażuje pieniędzy z budżetów krajowych, a jednocześnie może pozytywnie wpłynąć na wzrost gospodarczy.
Sama Komisja Europejska po sygnałach ze strony biznesu widzi, że niektóre unijne regulacje są niejasne, ciężkie we wdrażaniu, czasem sprzeczne ze sobą nawzajem. Dużo tych przepisów to są przepisy z ostatnich trzech lat. To one, zgodnie z zapowiedziami, mają pójść na pierwszy ogień.
Jest to o tyle ważne, że znaczna część polskiego prawa gospodarczego to implementacja prawa europejskiego, a podejście do deregulacji jest w Europie znacznie bardziej zróżnicowane niż w Polsce. Fakt, że u nas ten proces kojarzy się raczej pozytywnie, jest w zasadzie pewnego rodzaju ewenementem. Inne kraje, np. Francja, obawiają się obniżenia standardów czy mniejszej ochrony pracowników. Nie wszystko zależy więc od nas.
PAP: Na portalu X przedstawia się pan jako polityk w Warszawie, a rolnik na Mazurach. Czy ta druga perspektywa pozwoliła panu bezpośrednio zetknąć się z tym, co polska prezydencja nazywa "przeregulowanie"?
I.N.: Myślę, że większość osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo wyregulowany jest sektor rolnictwa w UE. To jest masa przepisów i sprawozdawczości. Dobrym przykładem jest sytuacja z zeszłego roku, kiedy zostałem poproszony przez Urząd Marszałkowski o złożenie raportu z poziomu emisji gazów cieplarnianych generowanych przez moje gospodarstwo.
Jak zobaczyłem, co muszę zrobić, to pomyślałem, że ktoś oszalał. Nie chodziło o jakiś prosty kalkulator, tylko o naprawdę rozbudowany proces, który zajął mi tydzień. Ostatecznie dowiedziałem się, że wcale nie musiałem tego liczyć, bo jestem poniżej określonego progu, ale żeby wiedzieć, że jestem poniżej progu, to musiałem policzyć.
PAP: Rolnicy to jedna z branż, które najgłośniej artykułują obawy dotyczące Zielonego Ładu oraz innych regulacji klimatycznych. Padają zapowiedzi dotyczące korekt, wiadomo jednak, że nie ma szans na rewolucję. Jakie w tym kontekście mamy szanse na przesunięcie wejścia w życie systemu ETS2?
I.N.: To, że trzeba transformację przeprowadzić, bo w przeciwnym razie nasza gospodarka i nasze przedsiębiorstwa nie będą w stanie w ogóle konkurować na globalnym rynku, to już, jakby się powiedziało po angielsku, "no-brainer".
Pytanie "jak" jest jednak otwarte. Jeśli chodzi o rozszerzenie systemu ETS, to wiadomo, że spowoduje to skokowy wzrost cen paliw. Nie wiemy dokładnie, jak duży, ale wiemy, że on nastąpi. Dlatego podchodzimy krytycznie do wprowadzenia ETS2 i wprost mówimy o konsekwencjach. Premier Tusk ostrzegał: konsekwencje ETS2 mogą okazać się "upiorne" dla wielu Europejczyków, jeśli zabraknie wnikliwej oceny wpływu nowych regulacji na gospodarkę oraz warunki życia obywateli. Marszałek Hołownia podnosi ten temat w kampanii prezydenckiej.
Będziemy robili wszystko, żeby tę dyrektywę zmienić tak, żeby miała poparcie społeczne. Naszą zasadą jest: mniej nakazów, więcej zachęt.
Moim zdaniem i zdaniem polskiego rządu może to mieć bezpośredni wpływ na poparcie dla procesu integracji europejskiej. Wystarczy przypomnieć strajki żółtych kamizelek we Francji – a wtedy chodziło o ledwie kilka eurocentów na litrze benzyny.
Jeśli będziemy konsekwentnie podminowywać poparcie dla procesu integracji, to naprawdę naszym najmniejszym zmartwieniem za pięć lat będzie to, czy mamy ETS2, czy nie mamy, bo będziemy się martwić, że Konfederacja albo AfD mają po 40 proc. poparcia.
Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której ludzie zaczną utożsamiać politykę europejską tylko i wyłącznie ze wzrostem cen. Nie powinno więc dziwić, że w sprawie ETS2 szukamy innych rozwiązań.
PAP: A znajdziemy?
I.N.: Dyskusja będzie trudna, bo też sytuacja w innych państwach UE, np. w kluczowych ze względu na system liczenia głosów Niemczech, jest inna niż w Polsce. Niemcy, gdzie podobny system już obowiązuje, uważają, że skoro coś zadziałało u nich, to zadziała też w całej Europie. Z kolei część innych państw cieszy się na dodatkowy dochód budżetowy, co w takiej, a nie innej sytuacji fiskalnej, po prostu odciąży ich budżety narodowe.
Zdaniem polskiego rządu odsunięcie wejścia w czasie ETS2 jest kluczowe, by móc nadrobić zaległości w termomodernizacji budynków. Zresztą cały cel systemu ETS2 jest taki, żeby jak najbardziej ograniczyć zużycie paliw kopalnych i przejść na technologie nieemisyjne.
Więc moja propozycja jest taka: najpierw skupmy się na procesie termomodernizacji budynków, a dopiero potem wprowadzajmy ten system. Chcemy uchronić społeczeństwo przed konsekwencjami, które wynikają z włączenia kosztu CO2 w cenę paliw kopalnych używanych w transporcie i ogrzewaniu. Późniejsze wejście w życie ETS2 pozwoliłoby na zmniejszenie liczby osób, które byłyby objęte wyższymi kosztami.
PAP: Wiele organizacji pozarządowych zajmujących się tym tematem uważa, że to jedynie odsuwanie problemu w czasie. Wskazują również, że razem z wejściem w życie ETS2 wejdzie w życie Społeczny Fundusz Klimatyczny, który ma pełnić funkcję osłonową.
I.N.: Społeczny Fundusz Klimatyczny faktycznie pozwala na to, żeby jakąś część uzyskanych z niego funduszy wydawać na działanie osłonowe. Tylko to de facto oznaczałoby, że wprowadzamy ETS2, ceny skokowo idą w górę, ludzie płacą, a potem my zwracamy im część tych pieniędzy. Jaki jest w tym sens? Zróbmy najpierw porządną termomodernizację i przejdźmy do wdrażania tego systemu. Dodatkowo Społeczny Fundusz Klimatyczny w pierwszych latach będzie zasilany z innych źródeł, więc można opóźnić ETS2 bez szkody dla Funduszu.
Inna kwestia jest taka, że mamy już inne, krajowe źródła finansowania działań termomodernizacyjnych takie jak program "Czyste powietrze", który w dużej mierze zmienił już rzeczywistość polskich miast, np. Krakowa. Natomiast potrzebujemy czasu.
PAP: Dużo emocji budzi kwestia wymogu, zgodnie z którym od 2035 r. na unijny rynek będą mogły trafiać tylko samochody bezemisyjne. Czy tutaj również nadal liczymy na zmiany?
I.N.: W tej kwestii piłka nadal jest w grze, a wynik jest niejasny. KE konsultowała się właśnie z sektorem motoryzacyjnym i moim zdaniem wynik tej konsultacji nie jest jeszcze przesądzony. Dla nas jako kraju najważniejsze jest, by polscy konsumenci nadal mieli dostęp do względnie tanich samochodów, jakie by one nie były. Chcemy też zadbać o polskich producentów części.
PAP: A jak wygląda sytuacja z tzw. podatkiem węglowym (CBAM), który ma wyrównywać koszty związane z emisją CO2 dla towarów importowanych do UE?
I.N.: CBAM jako działanie środowiskowe kompatybilne z zasadami WTO dotyczy tylko tych produktów, w przypadku których możemy wykazać tzw. carbon leakage, czyli ucieczkę emisji CO2. W związku z tym podatkiem objęty byłby np. import blachy do produkcji pralki, a import całej pralki już nie. Czyli co my robimy? Tworzymy politykę, która zachęca do produkcji gotowych wyrobów poza Europą. Stąd też propozycja, by mechanizmem objąć całe łańcuchy wartości – wtedy te warunki konkurencji byłyby wyrównane. To jest chyba najważniejszy element polskiego stanowiska.
CBAM jest mechanizmem skomplikowanym – musimy więc zastanowić się, jak go wprowadzić, żeby nie był kolejnym obciążeniem regulacyjnym dla biznesu. Istotny jest fakt, że CBAM mógłby być kolejnym zasobem własnym budżetu Unii Europejskiej, a w Europie trwa przecież dyskusja, jak poszerzyć nasz budżet. Ważne jednak, by nie robić z niego mechanizmu protekcjonizmu gospodarczego, czego obawiają się np. kraje Globalnego Południa. Nie możemy pozwolić sobie na stworzenie systemu, który tak naprawdę ograniczy globalny handel.
Rozmawiała Sonia Otfinowska (PAP)
sno/ par/ mhr/