„Wszelkie dodatkowe zajęcia są dla mnie sposobem na przetrwanie, odreagowanie” – mówią młodzi lekarze, którzy oprócz dyżurów w przychodniach, po godzinach prowadzą swoje blogi. Rzadko mogą mówić o nich w kontekście dodatkowego zarobku, jednak nie chcą pozostać bierni wobec pseudonaukowych treści masowo publikowanych w internecie lub po prostu chcą znaleźć odskocznię po wielogodzinnych dyżurach.


– Wiele postów na bloga powstaje, gdy wracam po dyżurze i mam w sobie zbyt dużo adrenaliny, aby zasnąć, a zbyt mało siły, żeby np. zacząć się uczyć – opowiada jedna z bohaterek artykułu – Magdalena Jutrzenka, pani domu Hello Morning, bloga poświęconego kuchni roślinnej i rezydentka na oddziale onkologii dziecięcej.
Skrzynki elektroniczne jej i wielu takich, jak ona, zapchane są wiadomościami od czytelników w sprawie badań, postawienia diagnozy, weryfikacji podanych przez innego lekarza leków. Jak mantrę powtarzają, że nie udzielają porad online, a jeśli pytania dotyczące jednego zagadnienia trafiają się często, piszą na ich podstawie posty. Blogerzy-rezydenci trzecią ręką podczas dyżurów notują pomysły, które wieczorami spisują i publikują na swoich stronach.
Rozkład dnia zaplanowany w Trello
Jak wygląda życie na rezydenturze? – Jeżeli pracujemy zgodnie z Kodeksem pracy, czyli nie chcemy przekroczyć 48-godzinnego czasu pracy w tygodniu, czekają nas około trzy dyżury w ciągu miesiąca: jeden weekendowy (24-godzinny) oraz dwa krótsze, z reguły od 15:00 do 8:00 rano. Oczywiście pomiędzy 8:00 a 15:00 pracujemy normalnie, czyli de facto pozostajemy w szpitalu przez 24 godziny. Dla rezydenta praca jednak rzadko kończy się w jednym miejscu. Większość z nas pracuje popołudniami w poradniach lekarza rodzinnego oraz w nocnych pomocach doraźnych, które pełnią dyżury w godzinach, gdy lekarze rodzinni nie pracują, czyli od 18:00 do 8:00 rano, w weekendy oraz w święta – opisuje rezydenturę Magdalena Jutrzenka prowadząca bloga kulinarnego Hello Morning.
Ścieżka zawodowa lekarza zaczyna się podczas stażu, a o tym, jak to wygląda z perspektywy studenta ostatniego roku medycyny, opowiada Katarzyna Woźniak z bloga Mama i stetoskop: – Po 6 latach studiów (ja jestem teraz na ostatnim roku) należy odbyć obowiązkowe 13 miesięcy stażu, na których pracuje się już w szpitalu za pensję 2007 zł brutto określoną w rozporządzeniu ministra. Podczas stażu nie wolno dorabiać jako lekarz. Prawo do wykonywania zawodu ma się jedynie w miejscu, w którym odbywa się staż i w godzinach jego trwania. Dopiero po tych 13 miesiącach uzyskuje się nieograniczone prawo do wykonywania zawodu i można rozpocząć specjalizację, a także zacząć dorabiać. Rezydent pracuje 7 godzin i 35 minut dziennie, od poniedziałku do piątku i dodatkowo odbywa 10 godzin dyżuru tygodniowo. Pensja to, w zależności od wybranej specjalizacji, od 3,5 tys. zł do 4 tys. zł brutto przez pierwsze dwa lata, a później trochę więcej, bo od 3,7 tys. zł do 4,3 tys. zł brutto miesięcznie. Czy to wystarczająco? Raczej nie, gdyż cały czas należy się dodatkowo kształcić i jeździć na kursy – wyjaśnia Woźniak w rozmowie z Bankier.pl.
3,5 tys. zł brutto miesięcznie to około 2,5 tys. złotych netto, czyli na taką podstawę mogą liczyć rezydenci. Opcja dodatkowego dorobienia rzeczywiście kusi, szczególnie tych, którzy myślą o założeniu rodziny lub już to zrobili. – Praktycznie od początku rezydentury do października 2017 oprócz pracy w moim szpitalu macierzystym dyżurowałam w tak zwanych „wieczorynkach”. Najgorsze w tej dodatkowej pracy było to, że poza piątkami i sobotami, prosto z dyżuru w jednym miejscu szłam do pracy w szpitalu. Mój rekord to 58 godzin bez przerwy. To nie za mądre, ale jak jest się takim młodym, zdrowym człowiekiem, to wydaje się, że ma się siły, a to pułapka. Poza tym brakuje lekarzy i na początku kariery zawodowej możliwość dorobienia kusi. Dzwonią, proponują, a mi trudno odmówić, zwłaszcza, że po drugiej stronie słuchawki słyszę desperacki komunikat: „Jeśli pani odmówi, to na dyżurze nie będzie lekarza” – wspomina Magdalena Jutrzenka z bloga Hello Morning, rezydentka na specjalizacji onkologia dziecięca. – Moje życie wypełnione jest zajęciami od rana do wieczora. Nie ma miejsca na spontaniczność – jest ścisły plan działania rozpisany w Trello i w kalendarzu – dodaje.
O podobnym problemie mówiła również Woźniak. – Lekarzy brakuje i wszyscy są „proszeni”, aby pracować więcej. Biorą dodatkowe dyżury w szpitalach, „bo ktoś musi”, a gdy nie dyżurują, przyjmują w przychodniach, jeżdżą w karetkach – opowiada. O tym, że lekarzowi w Polsce trudno pracować przez maksymalnie 48h tygodniowo, pokazały ostatnie doniesienia związane z wypowiedzeniem przez lekarzy klauzul opt-out. Gdy większość medyków deklarowała pracę „jedynie” zgodnie z Kodeksem pracy, szpitale miały i mają problem z ułożeniem grafików i ostatecznie w kilku miejscach w Polsce musiały zamknąć niektóre oddziały. – Człowiek ma ograniczone zdolności poznawcze i dla mnie praca ponad siły zaczyna być swego rodzaju chałturą. Lekarz, pracując ponad siły, nie myśli trzeźwo i logicznie, podejmuje błędne decyzje, nie ma czasu, aby sprawdzić literaturę czy konsultować się w razie wątpliwości. Doświadczenie możemy zdobywać pracując, ale wypoczęci – tłumaczy Jutrzenka.
Blog – dodatkowy zarobek czy odskocznia od szpitalnych korytarzy
Blogowanie jedynie najlepszym daje okazję do podratowania domowego budżetu. Za post wynagrodzenie dla osoby, która ma nie więcej niż 5 tysięcy odsłon miesięcznie, średnia stawka wynosi 241 zł, a w rozliczeniu barterowym – równowartość 168 zł, czytamy w raporcie dotyczącym finansów przygotowanym przez BLOGmedia. Przy jednoczesnej pracy w szpitalach potrzeba dużo determinacji i dobrej organizacji czasu, aby zatrzymać u siebie czytelników i w regularnie publikować wpisy – nie tylko na blogu, ale i w mediach społecznościowych.
– Piszę głównie o zdrowiu, chorobach, ciekawostkach, czasem pojawi się osobisty tekst. Od czasu, kiedy zaczęłam pogłębiać swoją wiedzę na temat biznesu, marki osobistej i finansów, traktuję bloga nieco inaczej, jako wizytówkę, która może przybliżyć pacjentowi osobę lekarza, do którego wybiera się na wizytę. Prowadzenie bloga doktorb.pl otworzyło mi dodatkowe możliwości zarobku. To dzięki niemu, a nie potrzebom pracy w szpitalu, założyłam firmę. Zlecenia pojawiają się okazjonalnie i są miłą odskocznią od codzienności – mówi w rozmowie z Bankier.pl Barbara Łęczycka z bloga DoktorB.pl, która odbywa specjalizację z kardiologii w trybie pozarezydenckim.
O ile dla Łęczyckiej z bloga doktrorb.pl prowadzenie własnej strony może stanowić dodatkowe źródło dochodu, tak dla bohaterki Mama i stetoskop jest tylko i aż sposobem na edukację społeczeństwa i stanowieniem przeciwwagi dla pseudonaukowych treści w internecie. – Gdyby spojrzeć na to z perspektywy finansowej i podliczyć koszty, które musiałam ponieść oraz czas, który przeznaczyłam zarówno ja, jak i mój mąż, który pomaga od strony technicznej, to okazałoby się, że to bardzo droga pasja – komentuje Woźniak w rozmowie z Bankier.pl.
Dla Jutrzenki z Hello Morning Blog oraz dla Magdaleny Krajewskiej z bloga Insta Lekarz, samo blogowanie nie stanowi dodatkowego źródła dochodu, dodatkiem jest tylko to, czym się zajmują dzięki swoim stronom. Magdalena Krajewska, rezydentka medycyny rodzinnej, otworzyła sklep internetowy z własnymi wzorami fartuchów lekarskich. – Blogowanie samo w sobie nie jest sposobem na dorobienie do pensji rezydenta, nie zarabiam na współpracy z firmami. Przez bloga nie zwiększa mi się także liczba pacjentów, ponieważ nie przyjmuję prywatnie. Sprzedaję zaś swoje produkty w postaci fartuchów medycznych, ale dorabianiem raczej bym tego nie nazwała. Jest to dla mnie kreatywne spełnianie się – tłumaczy Magdalena Krajewska. Natomiast Jutrzence z bloga kulinarnego proponowane jest prowadzenie warsztatów. – Blogowanie pomagało mi utrzymać się podczas stażu podyplomowego, ale głównie za sprawą warsztatów kulinarnych, które prowadziłam, a nie samego bloga. W trakcie rezydentury przez pewien czas próbowałam kontynuować prowadzenie warsztatów, ale natłok obowiązków rezydenckich sprawił, że na razie zrezygnowałam. Prowadzę je okazyjnie i tylko na specjalne zamówienie. Medycyna jest pierwsza i najważniejsza, choć lepiej zarabiałam jako blogerka. Za trzygodzinne warsztaty kulinarne otrzymywałam więcej niż za 24-godzinny dyżur w szpitalu. Poziom odpowiedzialności i stresu nieporównywalny – opowiada Jutrzenka.
Magdalena Krajewska wyjaśniła w rozmowie z Bankier.pl, że lekarz-bloger ma znacznie mniejsze możliwości zarobku w związku z tym, o czym pisze. – Lekarz przedstawiający zagadnienia medyczne chce być autentyczny i wzbudzić zaufanie u odbiorców. Jeżeli taka osoba reklamowałaby przypadkowe produkty na swoim blogu czy mediach społecznościowych lub prowadziła kampanie promocyjne, straciłaby autentyczność. Właśnie dlatego medykowi w sieci trudno by było zarobić, a przecież właśnie w taki sposób dorabiają blogerzy. Dodatkowo trzeba wspomnieć o prawie, które zabrania nam reklamy lub nawet antyreklamy jakichkolwiek substancji leczniczych. Prawo jest tak szeroko skonstruowane, że nawet bardzo trudno jest sformułować dobry wpis na bloga, chcąc go przestrzegać. Praktycznie codziennie dostaję jakieś propozycje współpracy, ale wiem, że chcąc tworzyć dobre treści, które ludzie będą czytać, to po prostu nie mogę się na to godzić. Czasem chciałabym powiedzieć, że jakiś preparat jest świetny i go bez żadnego wynagrodzenia po prostu polecić lub powiedzieć, żeby ludzie nie wydawali na głupoty swoich ciężko zarobionych pieniędzy, ale niestety nie mogę – opowiada bohaterka bloga Insta Lekarz.
Odpowiedź na pseudonaukowe treści
Dominującym powodem, dla którego powstają blogi o tematyce medycznej, jest odpowiedź na zapotrzebowanie wśród internautów na takie treści. – Pacjenci często są niedoinformowani o swoich chorobach, a lekarze nie mają czasu w ciągu krótkiej wizyty im wszystkiego wytłumaczyć. Nie mają też dostępu do rzetelnej wiedzy medycznej, gdyż wchodząc na profesjonalne medyczne strony, trzeba się zalogować, podając prawo wykonywania zawodu, więc jedyne, co mogą znaleźć w internecie to fora, których czytanie jednak nie jest najlepszym pomysłem na rozwiązanie zdrowotnych problemów. Uwielbiam rozmawiać z pacjentami i wszystko tłumaczę im w jak najprostszy sposób. Zazwyczaj kończy się to ogromnymi kolejkami pod gabinetem, ponieważ na przyjęcie pacjenta mam około 12 minut – tłumaczy Magdalena Krajewska.
Każdy z blogerów, z którymi rozmawialiśmy, otrzymuje na skrzynki mailowe pytania o postawienie diagnozy, o weryfikację przepisanych leków. Czytelnicy proszą o opinię w sprawie szczepień ochronnych, czy chcą konsultować się w kwestiach dietetycznych. – Chcę tworzyć przeciwwagę do bardzo popularnych w internecie treści pseudozdrowotnych, które niestety z naukowo udowodnionym dbaniem o zdrowie nie mają nic wspólnego – mówi Woźniak. A dla Krajewskiej z bloga Insta Lekarz pisanie postów jest metodą nauki. – Założyłam bloga, będąc na urlopie macierzyńskim. Okazał się świetnym sposobem nauki, aby zrobić post medyczny, muszę poświęcić kilka, a nawet kilkanaście godzin na zgłębienie tematu. Sądzę, że o większą mobilizację ciężko, bo w końcu czytają go tysiące osób, w tym także inni lekarze, więc błędów popełniać nie mogę – wyjaśnia w rozmowie z Bankier.pl Magdalena Krajewska.


























































