REKLAMA
TYLKO U NAS

Jacek Socha: Giełda służy dobrym spółkom - wywiad

2003-03-13 09:15
publikacja
2003-03-13 09:15
Z Jackiem Sochą, przewodniczącym Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, rozmawia Janusz Grobicki

W jaki sposób niska płynność warszawskiej giełdy wpływa na udział małych i średnich przedsiębiorstw w obrocie publicznym?

Ta sytuacja dotyczy znaczącej części spółek notowanych na warszawskim rynku. Żaden przedsiębiorca nie będzie chciał wejść na rynek papierów wartościowych ze spółką po to, żeby pozyskać kapitał, a następnie nie być notowanym na rynku w sposób ciągły i płynny. Jeżeli określona spółka nie ma płynności w obrotach, zainteresowanie inwestorów jej akcjami też nie jest duże. Giełda w Warszawie miała specyficzny okres rozwoju, który przypadł na lata 1996- -1998. Wtedy, po kilku latach wysokiego tempa wzrostu gospodarczego i po kilku latach od rozpoczęcia budowy polskiego rynku kapitałowego, zaistniała potrzeba wejścia na rynek publiczny ponad 150 w większości małych i średnich spółek. Analiza ich obecności na giełdzie od 1997 r. aż do dziś pozwala na wyciągnięcie kilku wniosków. Warto pogrupować te spółki według kryterium celu, który chciały osiągnąć, wchodząc na warszawską giełdę. Niewątpliwie pierwszym powodem było pozyskanie kapitału. Spółki, które nie chcą zdobywać kapitału w ten właśnie sposób, muszą się głęboko zastanowić nad zasadnością decyzji o wejściu na rynek. Z reguły wiąże się to bowiem z przyjęciem specyficznej strategii relacji między spółką a inwestorami. Innym powodem wejścia na rynek może być potrzeba wyceny kapitału. W takim przypadku spółka chce być wyceniona na rynku publicznym. Jest to jej potrzebne, aby znaleźć strategicznego partnera do dalszego rozwoju. Otrzyma on nie tylko wycenę, ale również pakiet informacji zawartych w prospekcie emisyjnym oraz w raportach okresowych.

Czy jest gwarancja rzetelności tych informacji?

Wszystkie informacje są poddane prawnemu nadzorowi. Dane o spółce, które są zawarte w prospekcie i raportach, muszą być w pełni prawdziwe. Świadome ukrywanie prawdy lub zamieszczenie w tych dokumentach fałszywych informacji jest zagrożone znaczącymi karami więzienia. W ciągu kilkunastu lat rozwoju polskiego rynku kapitałowego nie zdarzały się przypadki świadomego dokonywania tego typu przestępstw. Rynek papierów wartościowych uwiarygadnia spółkę. W ten sposób ułatwia też znalezienie dla niej strategicznego inwestora. Kolejny atut związany z wejściem spółki na rynek publiczny to uzyskanie możliwości dokonywania połączeń z innymi podmiotami.

Jednak sporo spółek musiało opuścić parkiet...

Małe i średnie przedsiębiorstwa powinny dokładnie rozważyć decyzję o wejściu na giełdę. Inwestorzy nie zaakceptują takiej spółki, która wejdzie na rynek bez czytelnego planu rozwoju. Ogromna determinacja osób zarządzających, czytelna wizja rozwoju, ścieżka zwiększenia wartości spółki to elementy, bez których trudno jest działać. Wydaje mi się, że wiele spółek, które są na giełdzie, w momencie podejmowania decyzji o przystąpieniu do publicznego obrotu nie zdawało sobie sprawy z tych wszystkich uwarunkowań. Dlatego, zwłaszcza wśród tych, które zadebiutowały na rynku w końcu lat dziewięćdziesiątych, są spółki cechujące się niską płynnością. Dziś wiele z nich nie widzi sensu uczestniczenia w publicznym obrocie. Nie należy się im dziwić, ponieważ jeszcze „nie dorosły” one do wejścia na rynek publiczny. Warto jednak podkreślić, że z grupy małych i średnich spółek, których giełdowe życie rozpoczęło się w tamtych latach, bardzo wiele zajęło dość znaczącą pozycję na rynku. Weszły one w skład WIG-20 i dziś są największymi spółkami, zarówno pod względem kapitalizacji, jak i wartości obrotu. W połowie lat dziewięćdziesiątych były to małe i nieznane firmy. Wykorzystały więc szansę, którą daje rynek papierów wartościowych, ale przede wszystkim wiedziały, co chcą osiągnąć. Tak wyglądają losy małych i średnich spółek, dla których rynek kapitałowy to uzbrojenie pewnej strategii ich rozwoju.

Prywatyzacja będzie powoli zbliżać się do końca. Gdy okaże się, że pozostałe spółki Ministerstwa Skarbu Państwa będą upublicznione, to nawet w średnim okresie, w najbliższej dekadzie, ton rozwojowi rynku będą nadawać właśnie spółki prywatne. W większości powstały one w Polsce w okresie transformacji. Najczęściej ich historia nie sięga dalej niż do 1990 r. Wśród nich są też spółki nowe, bardzo młode. Tak wygląda nasz rynek od strony podaży.

A kto decyduje o popycie?

O popycie decydują przede wszystkim polscy inwestorzy. Udowodnili oni wielokrotnie, że są gotowi kupować spółki, które zostały dopuszczone do publicznego obrotu. Wśród nich jest sporo osób prawnych. Przybywa instytucjonalnych inwestorów finansowych. Dysponują oni coraz większą sumą pieniędzy. Tę grupę tworzą zarówno fundusze inwestycyjne, jak i fundusze emerytalne. W dalszym ciągu istnieje bardzo aktywna grupa inwestorów indywidualnych. Polscy inwestorzy są zmuszani do życia i podejmowania decyzji w warunkach głębokiego stresu, który wiąże się z dużą niepewnością rynku. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych na rozwijający się rynek zaczęły oddziaływać zjawiska towarzyszące obniżce dynamiki wzrostu gospodarczego w Polsce. Wśród inwestorów instytucjonalnych z krajów wysoko rozwiniętych nastąpił spadek zainteresowania rynkami wschodzącymi. Do tego należy dodać głębokie przeceny, które dotknęły rynki rozwinięte. Kto mógł w 2000 r. przewidzieć, że w ciągu kilkunastu miesięcy NASDAQ jako rynek będzie o 70 proc. tańszy? Drastyczne przeceny nie ominęły też rynków europejskich i azjatyckich.

Czy, ze względu na zjawiska kryzysowe w gospodarce, polskim inwestorom może zabraknąć pieniędzy?

W ostatnich latach bardzo rozwinęły się formy instytucjonalnego inwestowania. Ma to związek z polską reformą emerytalną i stałym dopływem środków do otwartych funduszy emerytalnych. Mogą one inwestować do 40 proc. swoich aktywów w spółki, które są notowane na rynku publicznym. Przy braku debiutów dużych spółek z prywatyzacji i mniejszym tempie wzrostu średnich spółek, obecność tych funduszy na rynku jest szczególnie wyraźnie widoczna. Istotna część giełdy została wykupiona właśnie przez otwarte fundusze emerytalne. W ponad 120 funduszach inwestycyjnych zgromadzone są również duże aktywa inwestycyjne. Te dwie grupy inwestorów dysponują dużym potencjałem. Uważam, że raczej brak jest dobrych pomysłów i atrakcyjnych produktów na rynku papierów wartościowych niż środków pieniężnych. Depozyty instytucjonalnych i indywidualnych inwestorów są gotowe do uruchomienia.

Co będzie decydować o przyszłości polskiego rynku?

Przyszłość rynku w Polsce zależy od kilku czynników. Pierwszym, porządkującym jest referendum w sprawie przystąpienia naszego kraju do Unii Europejskiej. Po deklaracji referendalnej o tym, że Polska będzie członkiem Unii Europejskiej, według mnie, rozpocznie się kolejny, nowy etap rozwoju naszego rynku kapitałowego. Chcąc wejść do strefy euro, nasz kraj będzie musiał przestrzegać wymogów określonych przez Traktat z Maastricht. Dlatego konieczne będzie przeprowadzenie reformy finansów publicznych oraz przestrzeganie dyscypliny budżetowej i utrzymanie niskiej inflacji. Spowoduje to, że Polska zostanie potraktowana, jako kraj bezpieczniejszy dla inwestycji. Jednak, na obecnym etapie rozwoju, przestrzegam przed próbą określania naszego rynku mianem dojrzałego. Nasza gospodarka wciąż podlega przemianom i może być traktowana jako wschodząca. Dlatego rynek papierów wartościowych w Polsce, jeszcze przez wiele lat powinien być nazywany rynkiem wschodzącym. Uważam, że jego potencjał wzrostu jest większy niż rynku dojrzałej gospodarki. Oczywiście szybki wzrost rynku kapitałowego w Polsce zależeć będzie w dużej mierze od skali przyspieszenia tempa wzrostu gospodarczego. Duże znaczenie dla przyszłości ma również globalna stabilizacja polityczna. Inwestorzy muszą mieć także pewność, że to, co zawarte jest w sprawozdaniach i raportach księgowych, jest wiarygodne i prawdziwe. Sygnał o tym, że kreatywna księgowość przeszła już do historii, musi przyjść stamtąd, skąd został wysłany, czyli ze Stanów Zjednoczonych. W tym kontekście szczególnego znaczenia nabiera tworzenie i przestrzeganie zasad ładu korporacyjnego.

Czy koszty upublicznienia akcji w Polsce są zbyt wygórowane?

Opinia o zbyt dużych kosztach upublicznienia akcji jest wyrażana najczęściej przez nieudaczników. Przeważnie nie zrealizowali oni swoich strategii rozwoju, a wręcz przygotowują swoje spółki do wycofania z publicznego obrotu. Są to argumenty poprawiające samopoczucie. W ten sposób chcą oni pokazać innym, że na rynku papierów wartościowych nie można działać. Ci, którzy mają wizję rozwoju, potrzebują kapitału i chcą dynamicznie działać, nie narzekają. Jedyny rzeczywisty koszt to pogodzenie się z faktem, że wiedza o spółce będącej na rynku publicznym jest znacznie łatwiej dostępna. Korzystać z tego mogą także konkurenci. Ale spółka będąca uczestnikiem rynku kapitałowego jest lepiej wyceniana niż niepubliczna. Spółki publiczne są również bardziej wiarygodne dla banków. Ich dostęp do kredytów jest znacznie szybszy i łatwiejszy. Ze względu na obecność na giełdzie, spółki mają konkretne korzyści marketingowe. Ich marka jest publikowana w prasie, radiu i telewizji. To doskonała forma promocji.

Opodatkowanie zysków osiąganych na giełdzie wydaje się nieuniknione. Czy może to doprowadzić do przejścia inwestorów i polskich spółek na rynki kapitałowe innych krajów?

Myślę, że część spośród dużych spółek mogłaby znaleźć się na innym rynku. Jednak tam byłyby one postrzegane jako spółki małe, a w najlepszym wypadku średniej wielkości. Na dodatek, inwestorzy odnosiliby się do nich z pewną rezerwą. Powodem takiej postawy byłby brak dostatecznej wiedzy na ich temat. Dlatego bardziej korzystne są notowania spółki na rynku kraju, w którym prowadzi ona podstawową działalność. Warto zwrócić uwagę, że polskie spółki są już notowane w Warszawie i Londynie, w postaci globalnych kwitów depozytowych. Nietrudno zauważyć, że dla nich rynkiem podstawowym jest Warszawa. Obrót ich kwitami w Londynie praktycznie zamiera, gdy nasza giełda ma dzień wolny. Wtedy wyraźnie widać, że zagraniczni inwestorzy nie handlują tymi papierami.

Ale nie zapominajmy o podatku...

Nie zastanawiałbym się nad tym, czy wprowadzać opodatkowanie giełdy, czy też nie. Wydaje mi się, że należy zastanowić się nad tym, jaki powinien być ten podatek. Trzeba pamiętać, że w tej chwili wszystkie osoby prawne, które uczestniczą w obrocie na warszawskiej giełdzie, są już opodatkowane. Opodatkowane są również wszystkie zyski osiągane za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych. Natomiast nie płaci ich jedynie część inwestorów - inwestorzy indywidualni. Jeśli musieliby oni zapłacić taki sam podatek, jak pozostali, to nie byłoby to dobre rozwiązanie. Uważam, że podatek powinien uwzględniać możliwość odpisywania strat. Należy wziąć pod uwagę, że w obecnej sytuacji, indywidualnym inwestorem jest otwarty fundusz inwestycyjny. W najbliższych latach jego pozycja na rynku kapitałowym będzie rosła. Często inwestuje on pieniądze bardzo drobnych inwestorów, a jednostka uczestnictwa może być umorzona i zbyta każdego dnia. Dlatego dyskusja o podatku powinna być pogłębiona. Rozważyć trzeba kwestię podstawową - jaki to ma być podatek, jak wprowadzony, czy miałby preferować określone kategorie inwestycyjne? Warto również zastanowić się nad uwzględnieniem pewnych elementów bodźcowych, na przykład nad możliwością zwolnienia z podatku inwestycji długookresowych.

Dziękuję za rozmowę.
Źródło:
Tematy
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zgarnij do 600 zł w promocjach od ING
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zgarnij do 600 zł w promocjach od ING

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki