Szef parlamentu i przywódca wenezuelskiej opozycji Juan Guaido wezwał do przeprowadzenia w czwartek strajku generalnego, który nazwał "operacją unia wolności". Zapewnił, że będzie organizował protesty aż "położą one kres uzurpacji" władzy przez prezydenta Nicolasa Maduro.


Guaido, który ogłosił się w styczniu tymczasowym prezydentem Wenezueli, zaapelował o udział w strajku generalnym w środę wieczorem, zaledwie kilka godzin po nieudanej próbie powstania wspieranego przez wojsko.
"Jeśli reżim sądzi, że teraz już wywieramy na niego maksymalną presję, to jest w błędzie (...). Będziemy wychodzić na ulice aż przywrócimy wolność Wenezueli" - oświadczył Guaido podczas wiecu z okazji Święta Pracy. Dodał, że cieszy go, iż tysiące ludzi "mimo zastraszania" ich przez rząd Maduro wzięło udział w wiecach.
W środę przeciwko reżimowi Maduro demonstrowano w wielu miastach Wenezueli, a w Caracas 50 osób zostało rannych w starciach z siłami reżimowymi; w szpitalu zmarła kobieta trafiona kulą podczas wtorkowych starć z policją i wojskiem.
Związek zawodowy dziennikarzy SNTP poinformował, że 12 dziennikarzy zostało poszkodowanych podczas relacjonowania protestów w całym kraju.
W stolicy Wenezueli wybuchły w środę nowe starcia między zwolennikami Guaido a wierną Maduro gwardią narodową. Dzień wcześniej podczas zamieszek w Caracas rannych zostało około 100 osób.
Maduro oświadczył, że "nie zawaha się" aresztować i osądzić "zdrajców", którzy - jak powiedział - stali za wtorkowym nieudanym "kryminalnym puczem wojskowym".
W Wenezueli od ponad trzech miesięcy trwa stan faktycznej dwuwładzy. Guaido ogłosił się 23 stycznia tymczasowym prezydentem kraju i uznał Maduro za uzurpatora.
We wtorek Guaido oświadczył, że rozpoczęła się "końcowa faza" odsuwania od władzy "uzurpatora" i wezwał armię, by stanęła po stronie opozycji. Na razie jednak do tego nie doszło na masową skalę.
Maduro w ubiegłym roku wygrał wybory prezydenckie, zapewniając sobie drugą kadencję, ale nie dopuścił do startu głównych rywali. Wynik głosowania nie został uznany przez większość krajów zachodnich i latynoamerykańskich.
Sekretarz stanu USA Mike Pompeo oświadczył w środę, że Stany Zjednoczone są przygotowane do akcji zbrojnej w Wenezueli, "jeśli będzie to konieczne do zatrzymania trwającego kryzysu politycznego w tym kraju".
Niemiecka prasa, komentując w czwartek sytuację w Wenezueli konstatuje, że wezwanie szefa parlamentu i przywódcy opozycji Juana Guaido do puczu przeciwko prezydentowi Nicolasowi Maduro pozostało bez echa. Pretendent do tronu okazał się nagi - pisze "FAZ".
"Większość oficerów pozostała wierna szefowi państwa - Nicolasowi Maduro. Albo Guaido był bardzo pewny swego, albo przywództwo opozycji było tak zdesperowane, że postanowiło zaryzykować wszystko. W każdym razie rywal Maduro zdecydował się na retorykę zamachu stanu" - przypomina konserwatywny dziennik z Frankfurtu.
Gazeta zastanawia się przy tym nad rolą Stanów Zjednoczonych w tym konflikcie. "Administracja USA nie uznała, że należy zachować się powściągliwie. Ale im bardziej podbijała bębenek, tym głośniej brzmiało pytanie: czy Waszyngton jest tylko kibicem i doradcą Guaido, czy też aktywnym graczem w rywalizacji o władzę w Wenezueli?" - pyta retorycznie "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Lewicowo-liberalny "Sueddeutsche Zeitung" ocenia, że Guaido liczył na interwencję USA lub krajów południowoamerykańskich rządzonych przez prawicowych polityków. "Być może chciał sprowokować własne aresztowanie, przed czym zawsze ostrzegały Stany Zjednoczone" - pisze monachijski dziennik. "Ale nawet (prezydent) Donald Trump wie, że otwarte wkroczenie USA do Wenezueli skonsoliduje wyborców Maduro. Jego obóz - chociaż słabnie - wciąż jest silny - ostrzega "SZ".
Berliński "Tagesspiegel" sugeruje, że Niemcy powinny zająć bardziej neutralne stanowisko wobec stron konfliktu w Wenezueli i zastanawia się, czy nie należałoby zaangażować Rosji i Chin w rozmowy na temat amnestii dla członków obecnego rządu w Caracas. "Norwegia pokazała, że jest to możliwe. Jej udział w negocjacjach między Bogotą a rebeliantami z FARC doprowadził do zawarcia pokoju po 50 latach konfliktu (w Kolumbii). Udało się to dzięki neutralnemu stanowisku Norwegii" - przekonuje dziennik.
Prawicowy "Die Welt" jest jednak stanowczo przeciwny takiemu podejściu. "Jest bardzo ważne, by Zachód nadal popierał Guaido i wiarygodnie groził konsekwencjami tym członkom reżimu, którzy łamią prawa człowieka. Również po to, żeby ograniczyć wpływy Rosji, Chin i Kuby, które robią wszystko, by uratować skorumpowaną dyktaturę Maduro" - puentuje dziennik.
Z Berlina Artur Ciechanowicz
asc/ fit/ ap/