Antysystemową falę przelewającą się przez świat, której "ofiarami” padły już Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, czeka kolejny sprawdzian. Już jutro odbędą się wybory parlamentarne w Holandii, w których dużą szansę na zwycięstwo ma antyimigrancka i eurosceptyczna Partia Wolności.


Liczącą 17 milionów mieszkańców Holandię ciężko nazwać politycznym graczem światowej wagi ciężkiej, jednak zwrócone są na nią oczy świata. Właśnie ten kraj 15 marca będzie sceną testu antysystemowej fali rozpoczętej przez referendum w sprawie Brexitu. Wszelkie nadzieje i obawy skupiają się na postaci Geerta Wildersa, lidera antyunijnej i antyimigranckiej Partii Wolności (PVV), która przewodzi w sondażach wspólnie z liberalną Partią Ludową na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) dotychczasowego premiera Marka Rutte.
Choć w walce o fotel lidera liczą się tylko te dwie partie, według szacunków sondaży każda z nich może liczyć jedynie na około jedną szóstą miejsc w 150 miejscowym parlamencie. W Holandii nie ma progu wyborczego, co oznacza, że z 28 ugrupowań biorących udział w wyborach najprawdopodobniej około połowa umieści w Izbie Reprezentantów swoich przedstawicieli. To oznacza, że scena polityczna po wyborach będzie niezwykle rozdrobniona, przez co do sformowania rządu konieczne będzie zawiązanie koalicji pięciu, lub nawet więcej partii.
Jeden przeciw wszystkim
Ta sytuacja stanowi duże utrudnienie dla Wildersa. Przedstawiciele wszystkich największych partii całkowicie odrzucili wejście w jakąkolwiek koalicję z Partią Wolności, nawet jeżeli ta wygra głosowanie. Niechęć polityków do prawdopodobnego zwycięzcy wynika z jego kontrowersyjnego programu wyborczego. Postuluje on wyjście Holandii z Unii Europejskiej oraz forsuje retorykę antyislamską obejmującą zamykanie meczetów i zakazanie Koranu. Jest przeciwny imigracji nie tylko z krajów muzułmańskich, ale też z Europy Środkowej i Wschodniej, a więc także Polaków, których liczebność w Holandii szacuje się na około 150 tys. osób.
Ponadto program Partii Wolności obejmuje charakterystyczne dla populistów postulaty ekonomiczne, takie jak obniżenie wieku emerytalnego do 65 lat oraz podniesienie płacy minimalnej. Jednocześnie zakłada zachowanie wolności obyczajowych, takich jak prawo do aborcji, eutanazji, prostytucji, małżeństw homoseksualnych oraz depenalizacja marihuany.
Innym istotnym postulatem Wildersa jest likwidacja Senatu. Wyższa izba holenderskiego parlamentu składa się z 75 przedstawicieli wskazywanych przez władze lokalne raz na cztery lata. Ma on możliwość odrzucania ustaw, ale nie może wprowadzać poprawek. Ostatnie wybory odbyły się w 2015 r. i przyniosły PVV 9 miejsc. Postulat likwidacji potencjalnej przeszkody do realizacji własnego programu wydaje się więc naturalny.
Krok na drodze do Nexitu?
Choć wydaje się mało prawdopodobne, aby wyborcze zwycięstwo Partii Wolności dało Geertowi Wildersowi urząd premiera, może doprowadzić do dyskusji na temat niektórych punktów jego programu, w szczególności referendum w sprawie wystąpienia z Unii Europejskiej. Przy obecnych regulacjach zarządzenie takiego głosowania wymagałoby przegłosowania wniosku w obu izbach parlamentu przy większości 2/3 głosów. Wobec obecnej niechęci większości partii do referendum, które uważają za "nieodpowiedzialne" wydaje się to niemożliwe.
Brak entuzjazmu największych ugrupowań politycznych wobec referendum wydaje się uzasadniony. Według opublikowanego na początku marca sondażu przeprowadzonego przez firmę Maurice de Hond, za wystąpieniem z Unii opowiada się 56 proc. Holendrów. Większość z nich wolałaby, aby ich kraj pozostał członkiem wspólnego rynku, ale poza strukturami Brukseli, tak jak Norwegia czy Szwajcaria. Umożliwiłoby to kontrolę imigracji, a jednocześnie pozwoliło nadal odnosić korzyści z handlu. Jest do dla Holandii szczególnie istotne, ponieważ największy port morski Unii Europejskiej znajduje się w Rotterdamie.
Niezależnie od wyniku środowych wyborów, wydaje się, że zawiązanie stabilnej koalicji i stworzenie rządu będzie zadaniem wymagającym wielkiej elastyczności i może się okazać niezwykle trudne. W tej sytuacji realna wydaje się perspektywa przyspieszonych wyborów. Nie jest to ewentualność obca dla holenderskiego systemu politycznego. W latach 2002-2012 żaden gabinet nie doczekał do końca przewidywanej kadencji. Jeżeli najbliższe wybory nie przybliżą Wildersa do realizacji jego postulatów, wyłonienie nowego rządu przed terminem może postawić go w lepszej pozycji, jeżeli antysystemowa fala będzie nadal wzbierać.