Który kraj prowadzi w klasyfikacji medalowej państw, które jeszcze nie gościły letnich igrzysk olimpijskich? Ten sam, który najczęściej przegrywał wyścig o prawa do organizacji. Węgry chcą zedrzeć z siebie tę łatkę i to całkiem niebawem.




W 2010 r. podczas spotkania z olimpijczykami Jarosław Kaczyński przedstawił pomysł organizacji letnich igrzysk olimpijskich w Warszawie w 2024 r. Dziś, po dojściu do władzy, prezes PiS już nie formułuje głośno takich planów – tym bardziej, że wciąż świeże są doświadczenia z Euro 2012 i referendum ws. zimowych IO w Krakowie.
Przeczytaj także
Całkowicie odmiennie sytuacja wygląda na Węgrzech. Kiełkujący przez lata pomysł zorganizowania igrzysk w Budapeszcie przybiera coraz bardziej realny kształt, a liderem projektu olimpijskiego jest nie kto inny jak sam Viktor Orban. Szereg czynników przemawia za tym, że Węgry mogą okazać się czarnym koniem rywalizacji o prawa do organizacji.
Zapomniany gigant
Węgry olimpijską potęgą są i basta, choć może nie dla wszystkich jest to oczywiste. Wystarczy jednak rzut oka na klasyfikację medalową - w zestawieniu wszech czasów „bratankowie” zajmują ósme miejsce (ponad 100 złotych medali więcej od Polski), a w analogicznym rankingu per capita plasują się w pierwszej trójce, obok Szwecji i Finlandii.
Jednocześnie Węgry aż sześciokrotnie (to rekord, druga jest Turcja z 5 próbami) bezskutecznie starały się o organizację największej imprezy sportowej na świecie. Większość wniosków złożono przed wojną (1916, 1920, 1936, 1944 i 1960), kiedy położony nad Balatonem kraj był relatywnie bogatszy niż dziś, a na dodatek grono rywali o organizację IO było znacznie węższe. Najbliżej wyboru Budapeszt był przed igrzyskami w 1920 r., jednak na przeszkodzie stanęła I woja światowa, którą Węgrzy przegrali.
Brakujący element węgierskiej układanki ma wreszcie trafić na swoje miejsce w 2024 r. O organizację XXXIII Letnich Igrzysk Olimpijskich Budapeszt walczy z Los Angeles, Paryżem i Rzymem. Jak na dłoni widać, że Węgry i ich stolica to najmniejszy kraj i miasto w olimpijskiej stawce, jednak właśnie w tym Madziarzy upatrują szansy na sukces.
Mały kraj też może
XXI wiek to epoka wielkiego odwrotu od organizacji wielkich imprez sportowych w bogatych krajach zachodnich i jednoczesnego zwrotu ku krajom wschodzącym. O licznych nadużyciach – od korupcji, przez łamanie praw człowieka po marnowanie środków na gigantyczną skalę – napisano już niezliczone książki i artykuły. Referenda, w których obywatele kolejnych miast opowiadali się przeciwko pomysłowi zorganizowania igrzysk (w gronie tym zaszczytne miejsce ma Kraków), zmusiły MKOl do reakcji i przedstawienia propozycji na odchudzenie igrzysk olimpijskich (więcej na ten temat w artykule „Igrzyska muszą schudnąć”).
Wysuwając swoją kandydaturę, Węgrzy mają nadzieję, że MKOl „skorzysta” z niej, aby uwiarygodnić swoje starania o przywrócenie igrzyskom skromniejszej twarzy. Autorzy wniosku wprost stwierdzają, że Budapeszt mógłby nawiązać do tradycji organizowania igrzysk nie w ogromnych metropoliach, lecz miastach takich jak Sztokholm (1912), Antwerpia (1920) czy Helsinki (1952).
Oczywiście samo bycie relatywnie niewielkim krajem, jak na olimpijskie standardy, nie wystarczy. Budapeszt może także pochwalić się doświadczeniem w organizacji licznych mniejszych imprez rangi mistrzostw świata czy Europy. W ostatnich latach miasto to gościło m.in. pływaków, młodych piłkarzy (U19), szczypiornistów, kajakarzy, szermierzy czy zapaśników. Część obiektów jest już więc na miejscu, choć brakuje tego najważniejszego – dużego stadionu lekkoatletycznego, który zawsze jest sercem olimpijskich zmagań i główną wizytówką miasta-organizatora. W budowie jest już natomiast piłkarski stadion na 68 tys. miejsc, zapowiedziano też modernizację toru kolarskiego.
Organizator igrzysk musi także spełnić liczne wymagania dotyczące infrastruktury. Część planów modernizacyjnych realizowana jest niezależnie od decyzji MKOl, natomiast pewne kwestie wymagałyby przychylnego spojrzenia ze strony gremium decydującego o przyznaniu igrzysk. Mowa m.in. o ograniczonych rozmiarach lotniska – tu ciężar musiałyby wziąć na siebie także Wiedeń i/lub Bratysława – czy liczbie miejsc w pokojach hotelowych, których Budapeszt z oczywistych względów ma mniej niż rywale z Los Angeles, Rzymu czy Paryża.
Igrzyska Orbana
Niezależnie od szerokości geograficznej, organizacja igrzysk wymaga dwóch niezbędnych czynników – pieniędzy i determinacji ze strony władzy. O to drugie na Węgrzech można być spokojnym. Viktor Orban dał się poznać jako wielki fan sportu, a jego zainteresowanie nie ogranicza się tylko do pozowania z szalikiem na trybunie honorowej. Jak wylicza Bloomberg, w ciągu ostatnich pięciu lat na Węgrzech rozpoczęto budowę 586 obiektów sportowych, w tym luksusowego stadionu w rodzinnej wiosce Orbana.


Organizacja igrzysk ma oczywiście też wymiar polityczny. Organizacja największej sportowej imprezy świata byłaby ukoronowaniem polityki „upodmiotowienia” Węgier na arenie międzynarodowej, którą od lat stara się prowadzić Orban.
- Wybór Budapesztu nie tylko dodałby nowe miasto i kraj na olimpijskiej mapie, ale miałby znaczenie dla całego regionu. Chcemy zorganizować pierwsze igrzyska Europy Środkowej. W 2024 r. minie 35 lat od momentu, w którym zrzuciliśmy kajdany niewoli i zaczęliśmy cieszyć się wolnością – mówił Orban w grudniu ubiegłego roku.
Przeszkodą, jak zawsze, mogą okazać się pieniądze. Węgrzy szacują koszt organizacji na ok. 2,8 mld dolarów – to o wiele mniej od budżetów igrzysk w Atenach (8,5 mld), Londynie (9,3 mld) czy Rio (ok. 12 mld). Doświadczenie uczy jednak, że koszty igrzysk mają tendencję do nadmiernego wzrostu, toteż nie ma sensu zbytnie przywiązywanie się do liczb krążących we wstępnych projektach.
Budapeszt i/lub Warszawa?
Letnie igrzyska za cztery lata zorganizuje Tokio, a japoński rząd planuje z imprezy zrobić pretekst do kolejnej gigantycznej fali wydatków publicznych, które w teorii mają rozruszać gospodarkę. Szanse na to, że Tokio 2020 przejdzie do historii jako synonim igrzysk skromnych pod względem finansowym są więc bliskie zeru. Postanowienia "Olimpijskiej Agendy 2020" pozostaną więc na papierze i będą czekać na lepsze czasy.
Budapeszt trudno nazwać faworytem, ale przecież i kontrkandydaci mają swoje wady. Przy kandydaturze Paryża znaki zapytania pojawią się w kwestiach bezpieczeństwa. Postawienie na Rzym to zakład na to, że przez najbliższe lata włoskie banki nie pociągną gospodarki w odmęty kolejnego kryzysu, a scena polityczna pozostanie względnie stabilna (choć już teraz Rzymem rządzi przeciwniczka IO).
Jak zwykle mocną kandydaturę przedstawi Los Angeles, które już raz (1984 r.) „uratowało” ruch olimpijski, nie tylko organizując igrzyska, których nikt inny nie chciał, ale też pokazując, że da się na nich zarobić. Kalifornijska metropolia to jednak kolejne wielkie miasto, a na dodatek wpływ MKOl-u na posunięcia Amerykanów z pewnością nie byłby tak duży, jak na Węgrów, którzy będą gotowi do wielu posunięć, byle tylko gościć u siebie igrzyska.
Z punktu widzenia entuzjastów pomysłu zorganizowania letnich igrzysk w Polsce, najlepszym scenariuszem byłaby wygrana Los Angeles (aby IO szybciej wróciły do Europy) przy jednoczesnej dobrej ocenie dla Budapesztu. Wówczas jednak Warszawa musiałaby stoczyć ze stolicą Węgier bratobójczą walkę, bo niewiele wskazuje na to, aby mający pełne poparcie premiera Orbana węgierski komitet olimpijski planował wycofać się z wyścigu. Scenariusz dalekosiężny zakładałby sukces odchudzonych igrzysk w Budapeszcie, który choć nie wybuduje nad Wisłą 80-tysięcznego stadionu z bieżnią, to przynajmniej przełamałby psychologiczne opory członków MKOl przed organizacją głównej imprezy w naszym regionie.
Michał Żuławiński