Prisma, aplikacja służąca do nakładania artystycznych filtrów na zdjęcia, w mgnieniu oka zdobyła ogromną popularność. Wielu internautów chciało jednak szybko się jej pozbyć po tym, jak światło dzienne ujrzały sygnały dotyczące polityki prywatności narzędzia. Najwięcej strachu u internautów wywołał fakt, że Prisma to aplikacja pochodząca z Rosji.


Zaczęło się od zachwytów nad efektami, jakie na fotografie można nałożyć za pomocą Prismy. Później nastąpiła panika – wielu użytkowników ostrzegało na Twitterze przed polityką prywatności stosowaną przez aplikację. Byli też zaniepokojeni danymi, które Prisma miałaby w przyszłości wykorzystać. Czy faktycznie jest się czego bać?
Prisma: polityka prywatności
Choć udzielanie aplikacjom mobilnym przeróżnych danych na nasz temat nie jest żadną nowością, to przypadek Prismy wzbudził u internautów sporo podejrzeń. W polityce prywatności aplikacji czytamy, że Prisma zbiera wszelkie zdjęcia, które użytkownik publikuje za pomocą aplikacji. Firma zastrzega sobie także możliwość wysyłania e-maili do użytkownika. Aplikacja śledzi też, za pomocą zewnętrznych narzędzi, na jakie strony wchodzimy i z jakich dodatków do przeglądarki internetowej korzystamy.
Prisma używa plików cookies, które później przekazywane są reklamodawcom – ma to służyć lepszemu targetowaniu reklamy. Firma zaznacza, że poza tym nie przekazuje, ani nie sprzedaje zebranych danych innym firmom spoza tej samej grupy kapitałowej. Prisma oczywiście potrzebuje także dostępu do naszego aparatu i galerii zdjęć. Innym zapisem wzbudzającym podejrzenia internautów jest fakt, że aplikacja jest całkowicie darmowa.
Prisma a Instagram
Brzmi strasznie? Jeśli porównamy politykę prywatności Prismy do innej popularnej aplikacji do edycji fotografii, Instagrama, to znajdziemy tam identyczne zapisy. Amerykańska aplikacja także używa naszych zdjęć, również zastrzega sobie możliwość wysyłania do nas e-maili, z dostawania których, podobnie jak w przypadku Prismy, użytkownik być może nie będzie mógł zrezygnować. Instagram też używa plików cookies, które wykorzystuje później w identyczny sposób. Naturalnie, również wymaga dostępu do zdjęć i aparatu oraz – co wiele osób uznaje za podejrzane w przypadku Prismy – też jest darmowy.
Różnicą, która najbardziej zaalarmowała internautów jest fakt, że zdjęcia obrabiane za pomocą Prismy znajdują się na serwerach w Rosji, a te edytowane na Instagramie – w Stanach Zjednoczonych. Prawda jest jednak taka, że decydując się na instalowanie każdej kolejnej aplikacji – amerykańskiej czy rosyjskiej – musimy liczyć się z utratą części prywatności.