Na amerykańskim rynku drewna budowlanego po spektakularnej hossie mamy może nieco mniej spektakularną, ale równie szybką bessę. Czy to dobry argument za hipotezą o „przejściowym” charakterze obecnej fali inflacji?


Jeszcze nie tak dawno, bo niespełna dwa miesiące temu, ceny drewna budowlanego w Stanach Zjednoczonych osiągnęły niebotyczne poziomy, w porywach sięgając ponad 1 700 dolarów za tysiąc stóp deskowych. Wiosną w Ameryce żartowano, że lokalny tartak jest najdroższym lokalem w mieście i że facet z przyczepą wyładowaną deskami jest milionerem.
Cóż… od pewnego czasu nie jest to do końca aktualne. Albowiem od połowy marca notowania amerykańskiego drewna spadają na łeb, na szyję. Od wiosennego szczytu do końca czerwca obniżyły się już o tysiąc dolarów, czyli o blisko 58%. W samym czerwcu kontrakty na drewno poszły w dół o blisko 44%, co było najsilniejszym miesięcznym spadkiem w ich sięgającej roku 1978 historii.
- Ten spadek zdradza charakter inflacji – czyli że niedopasowanie popytu i podaży nie będzie trwało wiecznie. Jak tylko dostawcy z różnych branż zaczną działać wspólnie, to te niedobory znikną, a wraz z nimi inflacja. To się teraz dzieje na rynku drewna i zdarzy się później w innych miejscach – uważa Brad McMillan z Commonwealth Financial Network cytowany przez CNBC.
Rekordowo wysokie ceny drewna budowlanego sprawiły, że szacunkowy koszt budowy domu jednorodzinnego w USA wzrósł o ok. 36 000 dolarów – obliczyli eksperci z Narodowego Stowarzyszenia Budowniczych Domów. Tak wysokie ceny z jednej strony zniechęciły Amerykanów do budów i remontów, a z drugiej strony zmotywowały tartaki do zwiększenia produkcji. Zadziałało więc prawo popytu i podaży.
Tyle że ceny drewna w dalszym ciągu są trzykrotnie wyższe niż w kwietniu 2020 roku i o ponad połowę wyższe niż przed koronawirusowym lockdownem. Jeśli więc nie spadną jeszcze mocniej, to wciąż będzie znacznie drożej niż przed covidowym krachem.
- To była bańka, ale ceny wciąż są dwukrotnie wyższe, niż były przed koronawirusem. Nawet jeśli drewniana bańka pękła, to nie znaczy, że groźba inflacji nie jest prawdziwa – dodaje Peter Boockvar z Bleakley Advisory Group.
Zresztą wystarczy spojrzeć na notowania innych surowców, które też mocno wzrosły, choć nie aż tak spektakularnie jak w przypadku drewna. Ropa naftowa właśnie przekroczyła barierę 75 USD za baryłkę i jest najdroższa od jesieni 2018 roku. Korekta cen miedzi wynosi zaledwie 13%, aluminium jest notowane raptem 4% poniżej majowego szczytu, a pszenica w Chicago skorygowała się o 11%.
KK