Banki się przeliczyły? - W ostatnio zawieranych ugodach kredytów we frankach strata banku sięga 80 proc. kredytu - poinformował w OF TV zastępca dyrektora Departamentu Stabilności Finansowej NBP Piotr Kasprzak. Podzielił się także innymi danymi odnośnie do kredytów walutowych, a szczególnie frankowych.


- Nasz przypadek nie był precedensem. [...] Problem tkwi w tym, że były udzielane osobom prywatnym, a nie firmom, które mogły mieć potrzeby finansowe w walutach obcych. Na kredytach frankowych trochę się sparzyły Włochy i Austria czy nawet Australia. Na pewno to nie był nowy pomysł, który był testowany u nas - opisuje Piotr Kasprzak.
Dlaczego akurat frank? - W momencie, kiedy w Polsce pojawiły się kredyty walutowe, cały czas mieliśmy do czynienia z okresem dezinflacji, walki z wysoką inflacją, więc stopy procentowe były naturalnie wysokie. Alternatywą było poszukiwanie waluty o niższym oprocentowaniu - zaznacza zastępca dyrektora.
- W regionie bardzo aktywnie były banki z Niemiec i Austrii, a tam narodził się pomysł udzielania kredytów we franku szwajcarskim, a zdecydowana większość banków w Polsce była w międzynarodowych grupach, a banki - matki miały łatwy dostęp do finansowania we franku szwajcarskim, więc mogły taki produkt oferować. Później nawet te krajowe, żeby nie tracić rynku, zaczęły takie kredyty udzielać "na własną rękę", zabezpieczając ryzyko walutowe - dodaje.
Przeczytaj także
Od strony klientów było z kolei ważne, że złoty się systematycznie umacniał, więc były one atrakcyjne. Apogeum udzielania kredytów frankowych przypadało na lata 2006-08, kiedy zdecydowana część kredytów mieszkaniowych była udzielana właśnie w walucie szwajcarskiej.
- Niektórzy sobie zdawali sprawę też na przykładzie innych państw, które się na tym produkcie sparzyły, że jednak udzielanie kredytu w walucie osobom, które nie są w stanie tego ryzyka walutowego zabezpieczyć, czyli po prostu nie zarabiają we frankach, że nie jest to bezpieczne - mówi Kasprzyk.
- Na szali były dwie racje: z jednej bezpieczeństwo systemu i kredytobiorców, a z drugiej chęć zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych. Te kredyty były tańsze, więc nawet mimo rekomendacji KNF, że przy ocenie zdolności kredytowej trzeba było zakładać deprecjacje i teoretycznie wyższą zdolność niż w przypadku kredytów złotowych, to i tak franki były tańsze. [...] Teraz same banki lubią się chwalić, że apelowały o zakaz udzielania tych kredytów, ale jednocześnie same w tym czasie je udzielały - dodaje.
Kasprzak wyjaśnia, że gwałtowny "krach" przyszedł w 2008 roku wraz z globalnym kryzysem finansowym - złoty się silnie osłabił, a kredytobiorcy zobaczyli, że nie musi być tak pięknie, jak w momencie zaciągania kredytu, a z drugiej strony - dostęp do rynków finansowych dla banków był utrudniony w celu finansowania tych kredytów.
Jakie praktyki mogłyby być do pewnego stopnia zakwalifikowane jako nieuczciwe? - Po tym jak popatrzymy sobie na wyroki, to sprawy sądowe przechodziły różne fazy - wylicza zastępca dyrektora.
- Na samym początku to ludzie kwestionowali całą ideę kredytów walutowych i ten argument nie znalazł przychylności sędziów. Raczej wyroki stanowiły o tym, że taki produkt mógł być oferowany. Podnoszony był także brak adekwatnej informacji o ryzyku. Tutaj dyskusyjne jest, jaka informacja jest adekwatna [...] i czy skala aprecjacji franka po globalnym kryzysie, a potem w 2015 roku odpowiadała normalnym ruchom walutowym czy jednak było coś tak gwałtownego, że ludzie mogli sobie nie zdawać ze skali ryzyka. Co się firmom prawniczym udało wynaleźć w umowach, to były tzw. klauzule indeksacyjne.
Chodzi tu o fakt, że klient zaciągał kredyt walutowy, formalnie denominowany lub indeksowany, ale potrzebował finansowania w złotych. W praktyce więc bank wypłacał złote, klient spłacał kredyt w złotych, a to bank później przewalutowywał na waluty obce według własnej tabeli kursowej. Sposób ustalenia tej tabeli kursowej był w większości przypadków arbitralny i to nie był np. kurs NBP plus spread, ale "kliencie będziesz płacił.według naszej tabeli". I właśnie fakt, że bank ustalał go arbitralnie, jest podnoszony w sądach, co miało być niezgodne z przepisami o ochronie konsumentów. I to jest przedmiotem większości spraw - dodaje.
Bank mógł robić tak do 2011 roku, od kiedy to klient może na własną rękę kupić franki i przelać je do banku.
Zdaniem zastępcy dyrektora w tej chwili sądy już niemal automatycznie, gdy widzą tę klauzulę, to za bardzo nie przyglądają się sprawie, tylko od razu określają ją jako abuzywną poparte postanowieniami UOKiK-u. Te spready zdaniem członka NBP były istotnym składnikiem właśnie wyników banków, bo na samym oprocentowaniu one niewiele zarabiały. Niektóre instytucje "przesadzały". - Banki się tutaj przeliczyły - dodaje.
Co budzi wątpliwości w NBP, to proporcjonalność konsekwencji. Spready rzeczywiście powodowały u klienta koszt ekonomiczny, ale konsekwencją tych klauzul abuzywnych jest unieważnienie całej umowy.
Klilent musi więc oddać wartość, którą otrzymał bez jakiegokolwiek oproczentowania, a bank oddaje mu wszystkie raty, które zapłacił, czyli de facto jest to darmowy kredyt. [...] Można więc powiedzieć, że na spreadach klient stracił x, to na całej operacji unieważnienia dostaje 1000 razy x.
Kasprzak ocenił, że rezerwy i poniesione koszty banków w związku z kredytami frankowymi to około 70 mld zł. To jest np. ich siedmioroczny wynik z 2016 - 2022.
Zdaniem Narodowego Banku Polskiego problem ekonomiczny nie leży w klauzulach indeksacyjnych, a gdzie indziej, czyli w wysokim kursie franka. W praktyce w ujęciu złotowym po latach spłacania kredytu jest on niemal porównywalny do momentu jego zaciągnięcia. Jednak warto zaznaczyć, że do pewnego momentu oni "wygrywali" z kredytobiorcą złotowym. Spłacalność tych kredytów jest dobra. Problemem nie jest wysokość rat, ale jeśli np. chcieliby sprzedać nieruchomość, mogą nie mieć odpowiednich środków, by kredyt spłacić.
Sektor bankowy protestował, kiedy projektami ustaw starano się przewalutować "odgórnie" te kredyty. Dopóki jednak bankom nie zaglądał w oczy strach z powodu masowych pozwów, to niewiele z tą sprawą robiły. O dawna NBP zachęcał do rozwiązywania spraw ugodowo. Przedstawiciel NBP podał najnowsze dane - zawarto ok. 90 tys. ugód, a w sądach toczy się ok. 170 tys. spraw.- W ostatnio zawieranych ugodach strata banku sięga 80 proc. kapitału, bo proponowane warunki muszą być konkurencyjne dla sprawy sądowej. To naprawdę dobre rozwiązanie dla kredytobiorców - powiedział.
opr. aw
























































