
Już po zakończeniu expose kraj oszalał. Poleciały akcje KGHM-u, Polacy w ciągu godziny dowiedzieli się, że będą musieli dłużej pracować, wzrosły podatki, zlikwidowały się przywileje. Wszystko po to, żeby Polakom „naprawdę żyło się lepiej”, dzięki „życiu gorzej”. Zdumiewające jednak jest to, że zyskaliśmy nową formę innowacyjnego aktu prawnego, nadrzędnego w stosunku do obecnie funkcjonujących, który słowem mówionym wprowadza w życie nowe przepisy.
Skąd ten wniosek? Nagle znalazły się w Polsce tysiące ekspertów, analityków i specjalistów różnych dziedzin, którzy po tym expose wprowadzili w życie jego założenia. I tak, w ciągu sześćdziesięciu minut niektóre grupy społeczne straciły przywileje, wzrosła składka rentowa, pojawił się podatek od wydobycia surowców, a także, jak za dotknięciem magicznej różdżki, zmieniło się w Polsce mnóstwo innych przepisów. Tylko jakoś nie poszedł za tym nagły spadek bezrobocia, nie zmniejszył się dług czy deficyt budżetowy. Jak to możliwe? No tak, jeśli cuda, to tylko na Wiejskiej.
A tak poważnie rzecz ujmując. Czy jakiekolwiek expose, po osiemdziesiątym dziewiątym roku było dla premiera i partii obejmującą władzę naprawdę wiążące? Które to założenia kolejnych rządów udało się wprowadzić w życie, opierając się na treści programów czy punktach przemówień otwierających kolejne kadencje sejmu? Jest ich całe szczęście niewiele. W innym wypadku bylibyśmy tonącą Atlantydą, czyli krajem sąsiadującym z Grecją i Włochami (no, ale jeśli tonąć, to w doborowym w towarzystwie).
Sejmowa arytmetyka pokazuje, że Tusk z „przepchnięciem” przez sejm koniecznych ustaw nie powinien mieć problemów. Ale stare polskie porzekadło mówi: „nie takie rzeczy się kładło”. Zresztą historia pokazuje, że nawet w sytuacji, gdy premierowi sprzyja sejm, senat, prezydent, a nawet PZPN, nie jest on czasem w stanie w żaden sposób reformować kraju.
Expose samo w sobie, bez konkretnych działań, nie ma żadnej wartości. To wyłącznie słowa. Niestety politycy słyną z rzucania ich na wiatr. Czy w przypadku Tuska będzie inaczej? Wiele wskazuje na to, że część założeń z expose w życie wprowadzi, bo nie ma tak naprawdę innego wyjścia.
Jeśli nie chcemy podzielić losów Grecji, Hiszpanii czy Włoch, coś w politycznym „betonie” drgnąć musi. I Donald Tusk wydaje się tę świadomość mieć. Czy proponowane przez niego zmiany są słuszne czy nie, o to niech spierają się specjaliści w dziedzinach zarządzania finansami publicznymi i systemami podatkowymi.
Nam pozostaje żałować, że po sejmowym expose Tuska opinia publiczna, eksperci i analitycy dyskutują wydłużenie i zrównanie wieku emerytalnego, nikt jednak nie zastanawia się, skąd państwo na te emerytury weźmie pieniądze. Nikt nie podnosi sprawy podniesienia składki rentowej, co na pewno utrudni walkę z bezrobociem. Niewielu z nas już pamięta, że w Polsce spadają inwestycje, a społeczeństwo zamiast oszczędzać pieniądze, wydaje je w najlepsze.
Co jednak możemy zrobić? My, jako wyborcy, swoje zrobiliśmy. Poszliśmy, zagłosowaliśmy (bądź nie) i wsparliśmy tych, którzy kupują w osiedlowych sklepach albo tych, którzy robią zakupy w Biedronce, na targowiskach, bądź w coffee shopach. A czy wybraliśmy dobrze, czy źle, to niestety pokaże nieubłaganie upływający czas. I wtedy expose premiera Tuska nie będzie miało tak naprawdę większego znaczenia.
Szymon Matuszyński
Bankier.pl
s.matuszynski@bankier.pl























































