Sierpniowe dane z rynku pracy USA negatywnie zaskoczyły nawet największych pesymistów. Równocześnie raport BLS jest dość niejednoznaczny, ponieważ mocniej od prognoz wzrosły płace. Zmalało też bezrobocie.
Liczba etatów w sektorach pozarolniczych (ang. non-farm payrolls) w sierpniu była tylko o 235 tys. wyższa niż w lipcu – poinformowało rządowe Biuro Statystyki Pracy (BLS). To rezultat bardzo odbiegający od mediany szacunków ekonomistów na poziomie 750 tys.
Miesiąc temu raport BLS pokazał przyrost aż 1053 tys. etatów (po rewizji w górę z 943 tys. etatów), co było wówczas pozytywną niespodzianką. Natomiast statystyki za czerwiec pokazały 962 tys. nowych etatów (po rewizji z 938 tys. i pierwotnie raportowanych 850 tys.), co wtedy było wynikiem zdecydowanie lepszym od rynkowego konsensusu na poziomie 700 tys. Natomiast w maju można było mówić o lekkim niedosycie, a w kwietniu rozczarowanie było ewidentne.
Warto pamiętać, że tak w zasadzie mówimy nie tyle o wzroście zatrudnienia w USA, co wciąż o odrobieniu strat z zeszłorocznego lockdownu. Przez poprzednie 16 miesięcy amerykańskie firmy przywróciły 16,8 mln miejsc pracy z 22,2 milionów utraconych w wyniku ogólnokrajowego zamknięcia gospodarki w marcu i kwietniu 2020 roku. Zatem w dalszym ciągu liczba etatów jest o ponad 5,3 mln niższa niż przed koronakryzysem.
Sektor prywatny utworzył 243 tys. nowych miejsc pracy, podczas gdy oczekiwano 670 tys. W sektorze publicznym ubyło 8 tys. stanowisk. Tym razem przeciętnym wynikiem mógł się wciąż pochwalić sektor usługowy (+203 tys.).
Stopa bezrobocia (agregat U-3) w sierpniu wyniosła 5,2% i była niższa niż w lipcu (5,4%). Dla porównania, w lutym 2020 roku bezrobocie wynosiło zaledwie 3,5%.
In plus zaskoczyły za to statystyki wynagrodzeń. Przeciętna płaca godzinowa wzrosła o 0,6% mdm oraz była o 4,3% wyższa niż rok wcześniej. To rezultat zdecydowanie wyższy od oczekiwań, ekonomiści spodziewali się bowiem dynamiki płac na poziomie 0,3% mdm.
Sierpniowe dane nieco zmniejszają presję na Rezerwę Federalną, aby ta porzuciła polityką zerowych stóp procentowych i program skupu obligacji. Od marca 2020 Fed „drukuje” pieniądze w tempie przynajmniej 120 mld USD miesięcznie, utrzymując przy tym stopę funduszy federalnych w pobliżu zera. Równocześnie od kilku miesięcy w amerykańskiej gospodarce trwa boom napędzany zniesieniem covidowych restrykcji i multibilionowymi deficytami fiskalnymi. W rezultacie inflacja CPI w Ameryce przekroczyła już 5%.
Reakcja rynków była niejednoznaczna. Z jednej strony wręcz sensacyjnie niski przyrost zatrudnienia może przemawiać za odłożeniem w czasie „taperowania” (czyli ograniczenia przez Fed programu skupu obligacji). To by przemawiało za osłabieniem dolara i wzrostami na Wall Street. Z drugiej jednak strony w badaniu ankietowym widzimy dalszy spadek bezrobocia i całkiem przyzwoity wzrost zatrudnienia. A na dodatek mamy bardzo szybki wzrost płac grożący utrzymaniem wysokiej inflacji cenowej, co z kolej przemawiałoby za jak najszybszym wycofaniem się Fed z „dodruku pieniądza” (QE). Żeby sprawę skomplikować jeszcze bardziej, to w grę wchodzą dość wysokie rewizje danych w górę za poprzednie dwa miesiące. I wreszcie na koniec sierpniowe „payrollsy” często najpierw wypadają słaby, aby w kolejnych miesiącach zostać zrewidowane w górę.
Po 20 minutach od publikacji raportu BLS dolar nieznacznie osłabiał się względem euro – kurs EUR/USD szturmował poziom 1,19 dolara za euro. Wyraźnie drożało złoto, zwyżkując o 0,8% do poziomu 1824 USD za uncję. Notowania kontraktów terminowych na Nasdaq i S&P500 wymazały wcześniejsze niewielkie wzrosty i utrzymywały się w okolicach poziomów z czwartkowego zamknięcia.