Wysyp emisji ratunkowych
W BR. POJAWIŁY SIĘ PLANY SIEDMIU EMISJI, KTÓRE MAJĄ URATOWAĆ SPÓŁKI PRZED UPADŁOŚCIĄ
Na warszawskiej giełdzie jest obecnie około 10 spółek znajdujących się na skraju bankructwa, które walczą o przetrwanie. Co ciekawe znajdują one sprzymierzeńców, którzy ryzykując kapitałem pomagają w ratowaniu takich przedsiębiorstw.
Bieżący rok przyniósł całą serię walnych zgromadzeń spółek - bankrutów, w trakcie których udziałowcom udawało się przegłosowywać emisje ratunkowe akcji. Podmiotom tym udało się znaleźć chętnych, którzy zaryzykowali i zdecydowali się na zostanie akcjonariuszami w bardzo niepewnych przedsięwzięciach. Czasami nie mieli oni wyjścia gdyż w przypadku odmowy współpracy mogli liczyć się z ryzykiem całkowitej utraty zainwestowanych kapitałów. Mowa tutaj przede wszystkim o bankach - wierzycielach oraz o kontrahentach wobec, których spółki nie regulowały zobowiązań. Taki sposób - konwersji zobowiązań na akcje i obligacje wybrał Centrozap. W Murawskim, pozyskanie inwestora strategicznego - Chemiskóru, który obejmie nową emisją akcji, pozwoliło spółce na zawarcie układów z wierzycielami.
W Lecie, nowa emisja akcji zostanie skierowana do inwestora, dzięki któremu spółka ma zdywersyfikować swoje źródła przychodów. Zadłużenie ma być regulowane poprzez sprzedaż składników aktywów nie pasujących do nowej strategi działania spółki. Apexim nie informował jak dotychczas, do kogo będzie skierowana przegłosowana w środę emisja do 4 mln akcji. Jak na razie ma być ona plasowana w publicznej subskrypcji na rynku. Analitycy sugerują jednak, że ma już ona chętnego na te walory. Negocjacje z inwestorami, którzy uratowaliby spółkę toczy też Ocean.
Rodzi się więc pytanie. Dlaczego inwestorzy angażują się w takie spółki - trupy? Czy potencjalne zyski zrekompensują ryzyko całkowitej utraty kapitału? Jak dotychczas, z powodu krótkiej historii naszego rynku, trudno jest wskazać podobne przykłady. Jedyną zakończoną sukcesem reanimacją był casus Espebepe. Tomasz Matusik, analityk DM Penetrator, wskazuje, że najczęstszą przyczyną decyzji o inwestycji w upadające spółki giełdowe, jest chęć dostania się na giełdę tylnymi drzwiami. Można to było zaobserwować w przypadku Chemiskóru, czy Ariela, gdzie nowi udziałowcy posłużyli się tymi podmiotami jako wydmuszkami do rozkręcenia zupełnie nowej działalności. Często także, pod płaszczykiem ratowania kryją się zupełnie inne intencje. Zdarza się, że spółka, mimo, iż zupełnie nie radzi sobie na rynku ma cenne aktywa: nieruchomości, grunty, czy też łatwo ściągalne wierzytelności. Nowy udziałowiec przystępuje zatem do szybkiej ich wyprzedaży.
Specjaliści wskazują, że utrzymywanie na giełdzie podmiotów, które w każdej chwili mogą upaść, psuje obraz całego rynku. Koszty sztucznego utrzymywania przy życiu bankrutów ponoszą drobni inwestorzy, którzy gorzej poinformowani o tym co się dzieje w spółce tracą na spadkach kursu. Kilka bankructw oczyściłoby rynek - uważa Piotr Kajczuk. Przydałaby się pewna selektywność na rynku - zakończył.
DARIUSZ WOLAK