We wtorek, 16 maja, po raz pierwszy od swojej inauguracji prezydent USA Donald Trump spotka się on ze swoim tureckim odpowiednikiem Recepem Tayyipem Erdoğanem. Obaj przywódcy zapewniają o przyjaznym nastawieniu, jednak rozmowy wcale nie będą łatwe, a na stole jest wiele spornych kwestii.


Według oficjalnych komunikatów Białego Domu spotkanie prezydentów Turcji i Stanów Zjednoczonych będzie poświęcone dalszemu wzmocnieniu bilateralnych stosunków oraz pogłębieniu współpracy w walce z terroryzmem we wszystkich jego formach. Oznacza to, że dyskusja najpewniej będzie toczyć się wokół Syrii i kwestii związanych ze zwalczaniem Daesh oraz - w dalszej perspektywie - reżymu Baszara al-Assada.
W drugim z tych tematów sojusznicy są raczej zgodni. Prorosyjski rząd Syrii oskarżany o łamanie praw człowieka jest niewygodny dla Amerykanów, ale też dla Turków, ponieważ jako sojusznik Iranu podważa pozycję Ankary na Bliskim Wschodzie. Recep TayyipErdoğan mający ambicje, by stać się liderem świata islamu, napotyka w swoich dążeniach poważną przeszkodę już na południowej granicy Turcji. USA w tej kwestii są bezcennym sojusznikiem.
Kurdyjska kość niezgody
Więcej nieporozumień dotyczy kwestii Daesh. Turcy chcieliby walczyć z sunnickimi fanatykami przy pomocy wspieranych przez siebie bojówek, które już mają pewne sukcesy w regionie Al-Bab. Amerykanie jednak wolą wspierać Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), których trzon stanowią kurdyjskie jednostki samoobrony YPG, dotychczas wykazujące wysoką skuteczność w walce z ISIS. Są oni wspierani przez Pentagon w postaci dostaw sprzętu, a także szkoleń, na terenach kontrolowanych przez Kurdów stacjonuje około 900 amerykańskich żołnierzy,
Obecnie SDF prowadzi ofensywę na miasto Rakka, uważane za stolicę islamistów i znajduje się w odległości zaledwie kilku kilometrów od jego rogatek. Na początku maja USA zdecydowała się na wsparcie ataku poprzez dostawę ciężkiego sprzętu, co rozwścieczyło Turków. Wskazują oni na powiązania YPG z działającą na terytorium Turcji Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), odpowiedzialną za liczne zamachy terrorystyczne wymierzony w tureckich żołnierzy i policjantów. Erdoğan uważa, że istnieje poważne ryzyko użycia każdej sztuki broni dostarczone syryjskim Kurdom przeciw niemu.
Cofnięcie tych dostaw będzie kluczowym zadaniem tureckiej dyplomacji podczas wizyty prezydenta w Waszyngtonie. Zbyt duże sukcesy militarne YPG grożą powstaniem kurdyjskiego regionu autonomicznego blisko związanego z PKK, co jest dla Turcji niedopuszczalne.
Równie istotne jest niedopuszczenie do powstania na terenach kontrolowanych przez SDF strefy deeskalacji, wolnej od działań zbrojnych. Powstanie w Syrii kilku takich stref jest mocno forsowane przez Iran i Rosję i popierane przez Turcję, choć gdyby jedna z nich powstała w tym newralgicznym miejscu, oznaczałoby to niemal całkowite związanie Erdoğanowi rąk w walce z YPG. Żadna decyzja nie może jednak zapaść bez USA i dlatego tak ważne jest poparcie Amerykanów, którzy mają możliwość niedopuszczenia do ochrony przeciw Turkom swoich sojuszników w walce z Daesh.
Uwolnić przyjaciół, uwięzić wrogów
Lista spraw, z którymi głowa państwa tureckiego przekracza Atlantyk, jest jednak znacznie dłuższa i wykracza daleko poza kwestie wojny w Syrii. Jednym z priorytetów jest uwięzienie i ekstradycja mieszkającego od 1999 r. w Pensylwanii islamskiego kaznodziei i przywódcy działającej na całym świecie organizacji znanej jako Hizmet (tur. służba) Fethullaha Gülena. Tureckie władze oskarżają go o liczne wystąpienia przeciwko rządowi, w tym o organizację próby wojskowego zamachu stanu 15 lipca 2016 r. Waszyngton jednak uważa, że spełnienie oczekiwań Erdoğana w tej materii jest niemożliwe, ponieważ Stany Zjednoczone są państwem prawa, więc o wszczęciu ewentualnego procesu decyduje władza sądownicza, a ta tymczasem nie znajduje wystarczających dowodów, by postawić go w stan oskarżenia.
Według zwolenników Gülena, na negocjacyjnym stole większe znaczenie będzie mieć ekstradycja biznesmena Rezy Zerraba. Ten obywatel Turcji i Iranu został aresztowany na początku 2016 r podczas wycieczki do Miami. Jest oskarżany o uruchomienie schematu "złoto za gaz", który pozwolił na omijanie w latach 2012-13 nałożonych na Iran sankcji poprzez schemat, w który zaangażowany był m.in. kontrolowany przez turecki rząd Halkbank oraz czołowi tureccy politycy, z ówczesnym premierem Recepem Tayyipem Erdoğanem na czele. Ujawnienie skandalu w grudniu 2013 r. przez media związane z Hizmet wstrząsnęło rządem i wymusiło jego rekonstrukcję, którą ofiarą padło 10 ministrów.
Sam Erdoğan w wywiadzie dla agencji Reuters stwierdził, że Zarrab jest obywatelem tureckim i państwo nie pozostawi go samego sobie. Według części analityków, gdyby biznesmen zaczął zeznawać, zagroziłby pozycji prezydenta Turcji , więc jego przetransportowanie do kraju będzie jednym z tematów spotkania z Donaldem Trumpem.
Rozdanie nie bez atutów
Choć spraw do załatwienia jest wiele, Erdoğan nie jedzie jednak do Waszyngtonu z pustymi rękami. Turcja nadal jest istotnym członkiem NATO i podstawowym sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie. Jest ona po prostu Amerykanom potrzebna i ten fakt wykorzystuje, strasząc zbliżeniem z Rosją. Najbardziej widocznym jego aspektem są negocjacje dotyczące zakupu przez Ankarę rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-400, które byłby niezintegrowane z systemami NATO. Rozmowy są podobno w finalnej fazie, jednak najpewniej dałoby się je przerwać, co zakończyłoby jedną z osi konfliktu z USA.
Ważnym atutem Turcji jest także baza lotnicza Incirlik niedaleko Adany, na południu kraju. Jest ona wykorzystywana do nalotów na pozycje Daesh i ma gigantyczne znaczenie strategiczne zarówno dla Amerykanów, jak i całego NATO. Lojalność Turków jest jednak bezwarunkowa, co Erdoğan kilkukrotnie udowadniał w 2016 r., blokując dostęp do bazy w odpowiedzi na słowa krytyki ze strony Zachodu dotyczące czystek po nieudanej próbie puczu. Oddalenie Turcji i USA oraz zamknięcie bazy w Incirlik byłoby dla interesów Donalda Trumpa na Bliskim Wschodzie katastrofalne.
Każdemu z przywódców zależy na tym, by przywieźć ze spotkania choć niewielkie zwycięstwo. Płaszczyzn konfliktu między USA i Turcją jest wiele i również wiele jest możliwości ustąpienia pola i kompromisu. W krótkim terminie kluczowe będzie kwestia syryjska. Podczas gdy Donaldowi Trumpowi zależy przede wszystkim na szybkim upadku Rakki, dla Erdoğana ważne jest, by współautorami tego sukcesu nie byli Kurdowie z YPG.