Kondycja zakładów Stomil-Poznań jest zła od wielu lat. Przejęcie przez Polską Grupę Zbrojeniową nie rozwiązało problemów. Nie ma środków na inwestycje, więc coraz trudniej jest konkurować z innymi firmami. Pracownicy boją się likwidacji zakładu. "To trochę czekanie, aż sami padniemy" - kwitują.


Historia zakładów Stomil-Poznań sięga 1928 roku. Był to pierwszy w polski zakład produkujący opony do różnego rodzaju pojazdów. Krótko przed wybuchem II wojny światowej produkty Stomilu stosowało 2/3 kierowców i 1/3 rowerzystów w Polsce, a towar eksportowano do Holandii, Jugosławii, Rumuni czy też Indii. Dziś zakład należy do Polskiej Grupy Zbrojeniowej i zatrudnia 130 osób.
Niestety od kilku lat zakład zmaga się z brakiem płynności finansowej. - Na razie żadnych ruchów w kierunku likwidacji nie ma. To trochę czekanie, aż sami padniemy. Ten brak informacji jest najgorszy - przyznaje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Wojciech Woszczyło ze Związku Zawodowego Sektora Obronnego Stomil-Poznań.
Z informacji gazety wynika, że Stomil ma jeszcze pieniądze na wypłaty dla pracowników, ale jest zadłużony w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. W 2024 roku sprzedał PGZ swoje grunty. Tym samym stał się dzierżawcą działek na poznańskiej Starołęce. Obecnie firma nie ma nic - należą do niej tylko maszyny.
Jeszcze kilka lat temu pracownicy mieli nadzieję, że dołączenie do Polskiej Grupy Zbrojeniowej sprawi, że z Warszawy popłyną tu środki, nastąpi restrukturyzacja. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Stomil ma poważny problem.
Nie ma kasy na nowe inwestycje, na mniejsze czy większe modernizacje linii produkcyjnych. Nie wspominając już o zakupie nowych technologii" - mówią "Wyborczej" pracownicy Stomila.
I mamy tutaj błędne koło. W ocenie PGZ Stomil pracuje w starej technologii i przynosi stałe straty, a jego wartość spada. Ale skoro nie ma środków na inwestycje, to poprawy w tym obszarze nie będzie.
- Średnia wieku naszych pracowników to ok. 50 lat. Młodym ludziom nie opłaca się tu pracować, bo są niskie stawki godzinowe. Jesteśmy w zaklętym kręgu ubóstwa. Nie możemy więcej dać, bo nie będzie nam się to opłacało, a za mniej - nikt nie będzie tu pracować - opowiada Wojciech Woszczyło.
Osoby z PGZ przyznają nieoficjalnie, że Stomil jest nie do uratowania. Co z pracownikami? Jak podaje "Wyborcza", na pewno będzie propozycja przejścia do innych spółek PGZ. Uruchomiony zostanie program dobrowolnych odejść".
Oprac. JM