Miłe złego początki
Cofnijmy się do 26 października 2009 roku. Tego dnia w całym kraju rozpoczyna się trzecia runda drugiego naboru wniosków o dotacje w ramach działania 8.1 PO IG na tzw. e-biznes. O wsparcie mogli ubiegać się mali przedsiębiorcy, którzy prowadzili internetowy biznes nie dłużej niż rok. Unia gwarantowała pokrycie nawet 85 proc. poniesionych kosztów, do wysokości 1 mln zł. Nikt początkowo nie zakładał, że będą się one cieszyły tak ogromnym zainteresowaniem.
Swoją przyszłość w e-dotacjach zobaczyli szczególnie ludzie młodzi. Przedsiębiorcy tłumnie ruszyli po dofinansowanie na swoje e-projekty. Przed Regionalnymi Instytucjami Finansującymi zaczęły tworzyć się kolejki. Wówczas cała Polska mogła zobaczyć, jak młodzi ludzie koczują pod drzwiami urzędów, aby dostać dotację. Nikt z nich nie znał faktycznych kryteriów, na podstawie których będą one rozdzielane.

Kto pierwszy, ten lepszy
Z każdej strony przedsiębiorcom powtarzano, że pod uwagę będzie brana zawartość formalna i merytoryczna wniosków. To ona zadecyduje o przyznaniu dotacji. Nie ma więc znaczenia, czy ktoś wniosek złoży pierwszego czy ostatniego dnia naboru. Biznesmeni uwierzyli. Przez 4 dni do urzędów wpłynęło 2800 wniosków, a to, co się później działo, przypominało scenę z dobrego, sensacyjnego filmu.
Przedstawiciele PARP oraz Ministerstwa Regionalnego zapewniali, że nie ma sensu ustawiać się w kolejkach:
”Chciałabym uspokoić składających wnioski, by nie obawiali się tego, że nie starczy dla nich pieniędzy, nie muszą być pierwsi" - mówiła rzeczniczka Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości Monika Karwat-Bury”.
”Jednak nawet, gdyby pieniędzy zaczęło brakować, rząd może przesunąć niewykorzystane kwoty z innych części unijnych funduszy. Zawsze można dołożyć, gdyby okazało się, że tysiące wniosków jest poprawnie wypełnionych – potwierdzała minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska”.
Zdezorientowani przedsiębiorcy zaczęli tworzyć społeczne komitety i ustawiać się w kolejkach. Długi sznur oczekujących, jak za czasów PRL-u, utworzył się m.in. w Warszawie, Krakowie, Opolu i Toruniu. Tylko w stolicy z samego rana stało już ponad 400 osób. Wnioski zaczęto przyjmować w poniedziałek, tymczasem pierwsi przedsiębiorcy byli pod urzędem już w piątek. Co godzinę odczytywano listę obecności. Gdy któregoś przedsiębiorcy zabrakło, automatycznie wypadał z kolejki.
Jednak prawdziwa dotacyjna burza rozpoczęła się w dniu ogłoszenia wyników. Okazało się, że dotacje otrzymało tylko 355 podmiotów składających wnioski w pierwszym i drugim dniu. Zweryfikowane wnioski opiewały na wartość 500 mln zł, tymczasem w konkursie do rozdysponowania było tylko 135 mln zł. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości dorzuciła więc kolejne 100 mln zł. To jednak nie ratowało sytuacji, nadal brakowało ponad 250 mln zł, aby każdy z biznesmenów mógł uzyskać wsparcie.
Deklaracje urzędnicze bez pokrycia
Obietnice urzędników okazały się stekiem bzdur. Przedsiębiorcy nie przebierali w słowach, gdy dowiedzieli się, co ostatecznie zadecydowało o przyznaniu dotacji. Rozgoryczeni biznesmeni, których wnioski przeszły pozytywnie merytoryczną i formalną weryfikację, a nie dostali pieniędzy, postanowili negocjować z urzędnikami dodatkowe 250 mln zł. Taki postulat wystosowali do PARP.
Zarząd PARP zwrócił się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o zwiększenie puli środków w tym konkursie. Ministerstwa się jednak nie zgodziły. Przedsiębiorcy postanowili więc działać. Założyli stronę www.oszukaniprzezparp.pl, gdzie mogą się zgłaszać wszyscy Ci, którzy nie otrzymali unijnego wsparcia. Natomiast Fundacja Przedsiębiorczości Akademickiej wniosła pozew przeciw PARP do Sądu Administracyjnego w Warszawie.

Co zawiodło?
Przedsiębiorcy jednogłośnie mówią: zawiodła polityka informacyjna PARP. Agencja naruszyła bardzo ważną zasadę – zmieniła zasady w trakcie gry, nie informując o tym samych zainteresowanych. Faktem jest, że dodatkowych pieniędzy nie będzie. Zamiast tego, rząd zmienia zasady przyznawania e-dotacji od następnego konkursu.
Już w kwietniu, kiedy ruszy trzeci nabór wniosków, pieniądze mają trafić tylko do najlepszych projektów. Zostanie wprowadzona ocena punktowa, na podstawie której urzędnicy będą weryfikować wnioski. Poza tym obniżeniu do 500 tys. zł ulegnie maksymalna wysokość dotacji . Ma to zwiększyć efektywność ekonomiczną inwestycji. Wnioski natomiast będą składane przez internet. Przedsiębiorcy w tym momencie stawiają kontrę: ”oby tylko serwery im nie padły, jak w jednym czasie wszyscy (poprzednio 2800 przedsiębiorców) będą chcieli wysłać swój wniosek. Teraz nikt nie ma zaufania do PARP, więc o godzinie "zero" może się zdarzyć taka sytuacja”.
Agencja zapewnia, że przedsiębiorcy, którzy nie otrzymali dotacji w poprzednim konkursie, mogą się o nią starać ponownie. Biznesmeni jednak znów alarmują: dla niektórych firm może być już za późno. Będą one działały na rynku ponad rok. PARP rozważa więc wprowadzenie zmiany, w której to o dotację będą mogły starać się przedsiębiorstwa działające ponad rok. Czy teraz mogą one uwierzyć urzędnikom? Jaką mają gwarancję, że i tym razem chociażby data złożenia wniosku nie będzie miała znaczenia?
Dodajmy, że Unia Europejska przeznaczyła na e-dotacje do 2013 roku 1,6 mld zł. Biorąc pod uwagę wnioski z drugiego konkursu, wykorzystano 55 proc. środków. Gdyby jednak PARP dała wsparcie wszystkim przedsiębiorcom, którzy pozytywnie przeszli weryfikację, wykorzystanie unijnej puli sięgnęłoby 70 proc.
A jakie jest Twoje zdanie na temat zaistniałej sytuacji? Co zawiodło? Co Twoim zdanie powinna teraz zrobić PARP, aby taka sytuacja się już nie powtórzyła? Czekamy na Wasze e-maile pod adresem interwencje@twoja-firma.pl
Barbara Sielicka
Twoja-Firma.pl