REKLAMA
ZOOM NA SPÓŁKI

Niewybuchy, ukryte w ziemi, zmorą inwestorów

2007-11-20 07:43
publikacja
2007-11-20 07:43
Jeśli przypadkiem natrafimy na niewybuch podczas wykopów, to pół biedy. Wystarczy powiadomić policję, ta wzywa patrol saperski, który usunie znalezisko za darmo. Ale już za sprawdzenie terenu, czy pod ziemią nie ma innych śmiercionośnych pocisków, trzeba płacić z własnej kieszeni.

Gdy pracownicy zatrudnieni przez Mariana Janasa, właściciela firmy z Zapolic, budującej przyłącze wodociągowe w Strońsku (pow. zduńskowolski), wykopali pocisk, przedsiębiorca powiadomił o znalezisku odpowiednie służby. Spodziewał się, że skoro wojskowi saperzy przyjadą na miejsce, to sprawdzą czy na polu nie ma więcej groźnych niewybuchów.

Na granat moździerzowy z czasów II wojny światowej koparka natrafiła na samym początku robót. Do wykopania zostało wtedy jeszcze około 20 metrów. Okazało się, że żołnierze owszem - pocisk zabiorą, dokładnie sprawdzą już wykonany wykop, a dalej... przedsiębiorca musi już sobie radzić samodzielnie. Powód? Wojskowi specjaliści takich usług nie wykonują.

- To już do nas nie należy - przekonuje chorąży sztabowy Zbigniew Jagielski, dowódca patrolu saperskiego jednostki z Tomaszowa Mazowieckiego. - Są przecież na rynku specjalistyczne firmy, które się tym zajmują.

Firmy specjalizujące się w rozminowywaniu terenu mają różne stawki. Zależą od tego, jak głęboko mają szukać niebezpiecznego żelastwa. Jak twierdzi Piotr Bik, właściciel jednej z nich, małe pociski, takie jak granaty, zalegają na głębokości około metra, duże znajduje się na dwóch metrach, a wielkie bomby lotnicze wbijają się w ziemię nawet na 6 metrów.

Na działce pod budowę domu zwykle sprawdza się teren do 2,5 m głębokości. Typowa cena to 2 zł za przeszukanie metra kwadratowego, ale do niej trzeba doliczyć kilkaset złotych za dojazd. Jak pole duże, to usługa może kosztować nawet kilka tysięcy złotych.

Przedsiębiorcy pozostaje następujący wybór: kopać dalej na własne ryzyko, albo zapłacić za rozminowanie terenu. A w Strońsku i Beleniu ryzyko trafienia na niewybuchy jest spore. W tych miejscowościach we wrześniu 1939 roku rozegrały się kilkudniowe ciężkie walki polskich żołnierzy z niemiecką armią. Na tym terenie już kilkakrotnie rolnicy wykopywali na swoich polach niewybuchy.

Ostatnio obie miejscowości stały się modne wśród osób poszukujących dla siebie działek budowlanych. Gdy rozpoczną się na nich prace ziemne, może okazać się, że takich znalezisk, jak przy wykopie pod wodociąg, może być więcej.

Marian Janas z Zapolic doraźnie rozwiązał problem po swojemu. Właściciel działki dopłacić za saperską usługę nie chciał. Użył więc niewielkiego wykrywacza metalu, jakim dotychczas robotnicy budowlani sprawdzali, czy w prowadzonym wykopie nie ma na przykład kabli telefonicznych lub innych instalacji, których nie wolno uszkodzić. Szczęśliwie przyłącze wodociągowe udało się skończyć bez kolejnych niespodzianek.

- Teraz nauczony doświadczeniem będę skrupulatnie sprawdzał co jest w ziemi - zapowiada przedsiębiorca z Zapolic. - W przeciwnym wypadku ludzie będą się bali pracować. Jak wtedy zobaczyli co wykopali, to w pięć minut wszyscy uciekli - opowiada Marian Janas.

I zdaniem chor. sztab. Zbigniewa Jagielskiego, robotnicy mieli całkowitą rację. Bo pole rażenia wybuchu granatu moździerzowego sięga 50 metrów.

* * * * *


Szukaj miny w polu Do tej pory każdy liberał wiedział, że podstawą gospodarki jest rynek. Teraz wiedzą o tym także saperzy. Jak wskazuje przykład właściciela firmy spod Zduńskiej Woli, gospodarka rynkowa wkroczyła do gospodarki minowej. Ale też trudno się dziwić odmowie saperów, gdy się od nich żąda sprawdzenia, czy na terenie danej budowy nie ma jakiejś bomby, pocisku lub miny. Jak mówi przysłowie, jedna bomba wiosny nie czyni. Jak taka koparka trafi na nowy pocisk, to można znowu zadzwonić po saperów. Jak trafi w pocisk, to nie trzeba będzie dzwonić po saperów. Pomyślmy: przecież nikt nie żąda od lekarza pogotowia, które przyjechało po zawałowca, żeby przy okazji profilaktycznie zrobił EKG wszystkim sąsiadom. I niech ktoś powie, że nie ma w tym jakiejś logiki, z naciskiem na "jakiejś". Logika wynika z kosztów, czyli z gospodarki rynkowej. Gdyby saperzy chcieli przebadać każde pole, gdzie ktoś znalazł minę, zabrakłoby pieniędzy. Pieniądze są potrzebne m.in. na misje w Afganistanie i Iraku. Wracając do medycznych analogii: jak ktoś jest bardzo chory, to nie czeka pół roku na wizytę u specjalisty, tylko sięga do kieszeni i idzie prywatnie. Dlatego saperzy słusznie wskazują właścicielowi koparki, żeby sam sobie sfinansował szukanie min, zwłaszcza że w okolicy jest bum (budowlany). Sławomir Sowa

POLSKA Dziennik Łódzki
Agnieszka Olejniczak
Źródło:
Tematy
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zgarnij do 600 zł w promocjach od ING
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zgarnij do 600 zł w promocjach od ING

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki