Jedną z najważniejszych rzeczy na rynku finansowych jest zaufanie. Ciężko je jednak budować, gdy zachowanie głównego gracza można porównać do zagrań wyrachowanego spekulanta.


Inwencja w raportach, dziwne zachowania kursów, śrubowanie sesyjnych wyników na fixingu przy minimalnych obrotach – nie jest to na giełdach może codzienność, jednak osoby, które na rynku są nie od dziś, na pewno w swojej karierze nie raz spotkały się z podobnymi sytuacjami. Tego typu "aktywności" na wszelakich rynkach finansowych inwestorzy zwykli określać mianem "bananowej giełdy".
Od pewnego czasu głównym dostawcą „bananów” są na polskim rynku politycy. Wśród blue chipów niewiele jest spółek, które dzięki politykom w tym roku nie stały się choćby na chwilę spekulacyjnym rajem. Kolejno banki, KGHM, energetyka, Bogdanka – to ponad połowa. A są przecież jeszcze spółki spoza WIG20, które na „polityczne banany” również się załapały.
O co jednak konkretnie chodzi? O znaczące ruchy cen akcji wywołane przez wypowiedzi lub działania polityków. O trzęsące rynkiem deklaracje, które później znikają, a także – a może przede wszystkim – o przyzwoitość wobec inwestorów mniejszościowych.
Enea może zarobić na wypowiedzeniu
Najświeższym „bananem” jest Bogdanka. Ogłoszenie wezwania na spółkę zaraz po wcześniejszym wypowiedzeniu jej ważnego kontraktu (czyli mówiąc wprost: zbiciu kursu) nie można określić słowem „fair”. Za całą sprawą stoi jednak Enea, a więc spółka, której pakiet kontrolny (51,5%) posiada Skarb Państwa.
Liczby nie pozostawiają złudzeń – gdyby nie wypowiedzenie umowy Enea za Bogdankę musiałaby zapłacić drożej, cena wezwania nie może bowiem być niższa od średniej ceny z sześciu poprzedzających miesięcy. Gdyby w ostatnich trzech tygodniach utrzymała się cena z 21 sierpnia (ostatnie notowanie przed wypowiedzeniem kontraktu) to średnia ta wyniosłaby 68,35 zł, podczas gdy dzięki załamaniu kursu Enea zaoferowała cenę 67,39 zł. Przy 21 mln akcji to 20 mln zł oszczędności. KNF wprawdzie nie dostrzega manipulacji kursem, jednak ciężko jest nie dostrzec braku poszanowania wobec akcjonariuszy w pełni prywatnej spółki, jaką jest Bogdanka. Gdyby tak na rynku zadziałał któryś z polskich milionerów, od razu otrzymałby łatkę „szulera”. A przecież nawet nie została jeszcze poruszona sprawa opóźnionego raportu bieżącego.
Niespełnione groźby
Innymi prywatnymi spółkami, których notowaniami trzęsą sprawy okołopolityczne, są banki. Emocje na rynku budziły w równej mierze podatki, jak i kwestia frankowców. W pierwszym przypadku giełdowe spadki napędzała opozycja (m.in, poprzez zapowiedzi Beaty Szydło dotyczące daniny sięgającej 0,39% aktywów). Potem banki jednak znacząco odbiły, gdy PiS w trakcie sesji poinformowało, że podatek pojawi się najwcześniej w 2017 roku.
W drugim z kolei rząd najpierw dołączył się do festiwalu obietnic dla frankowców, dołując wyceny banków propozycjami podziału kosztów przewalutowania, by później stwierdzić, że ustawa w tej kadencji już nie przejdzie. Rollercoaster na największych spółkach, a więc wizytówkach giełdy, pierwsza klasa.
Zupełnie inną kategorię stanowią spółki z udziałem MSP. Wprawdzie Skarb Państwa posiada w nich znaczący, zazwyczaj kontrolny, pakiet akcji, jednak w akcjonariacie znajdują się również inwestorzy indywidualni, którzy dla MSP powinni być partnerem. Tymczasem spółki te wykorzystuje się do łatania wszelakich dziur.
Przykładem jest energetyka, którą chciano zaprzęc do ratowania górnictwa. Mieszanie we władzach spółek i ciągłe przekonywanie, że to właśnie PGE lub inny Tauron mają ratować Kompanię Węglową, zepchnęły spółki energetyczne na wieloletnie minima, jednak nie wystarczyły, by pomysł wszedł w życie. Ostatecznie ogłoszono zupełnie inny plan, bez bezpośredniego udziału wspomnianych spółek. Znów straszono akcjonariuszy scenariuszem, który nie wszedł w życie.
Szlachetny program Platformy Obywatelskiej
Politykom zdarzały się również wypowiedzi w trakcie sesji, które powodowały dwucyfrowe zmiany kursów. Tak było m.in. z KGHM-em (sprawa podatku od kopalin), nieznajomością dobrych praktyk popisał się także zarząd należącej do MSP Jastrzębskiej Spółki Węglowej (informacja o możliwej emisji akcji). Oczywiście ciężko jest z góry zarzucić celowość takich działań. Warto jednak, aby osoby decydujące o kształcie prawa i przyszłości spółek, miały świadomość tego, że ich wypowiedzi mogą wpływać na rynek, a więc także rodzić okazje do zdobywania lub tracenia sporych pieniędzy. Szkolenie z dobrych praktyk panujących na rynku wydaje się w tym wypadku dobrym pomysłem, o ile oczywiście ich zaliczenie nie będzie polegało na wpisaniu się na listę.
Dlaczego sprawa jest tak ważna? Wszystkie te tąpnięcia sprawiają, że coraz trudniej postrzegać jest polski rynek jako poważne miejsce do inwestowania pieniędzy, a już i tak niewielkie zaufanie inwestorów do Skarbu Państwa maleje. Zasada „przede wszystkim nie przeszkadzać” wydaje się w tym wypadku jedynym słusznym standardem. Tutaj warto odwołać się do programu Platformy Obywatelskiej, w której PO deklaruje:
„Będziemy dalej rozwijać polski rynek kapitałowy, który szybko stał się największym rynkiem w Europie Środkowo-Wschodniej, budując własne zasoby wiedzy analitycznej, podnosząc kulturę inwestowania i standardy korporacyjne”. Powyższe przykłady kultury inwestowania i standardów rynkowych sprawiają, że zdanie to raczej nie wymaga komentarza.

























































