Podczas czwartkowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński zupełnie nieoczekiwanie zmienił optykę na politykę monetarną i zadeklarował się jako „gołąb na czele gołębi” (to analogia do jego wystąpienia z marca ’22, gdy określił się mianem „jastrzębia na czele jastrzębi”). - Jeśli rząd podjąłby decyzje, że np. ceny energii nie wzrosną to byłym skłonny do bardziej odważnej decyzji np. 0,5 p. proc., a na początku przyszłego roku powtórzyć 0,5 p. proc. I na tym stop – tak do perspektyw obniżek stóp procentowych odniósł się sternik polskiej polityki monetarnej.
Czyli mamy (niewiążącą) deklarację ścięcia stóp procentowych NBP o 100 punktów bazowych w ciągu najbliższych 12 miesięcy. To gigantyczna zmiana względem narracji, jaką prezes Glapiński forsował raptem w ubiegłym tygodniu. Jeszcze 27 marca utrzymywał, że „obecnie nie ma podstaw do zmiany stóp procentowych”. Tydzień później najwyraźniej się pojawiły.
Dla rynku finansowego zamiana stóp procentowych z 4,75% na 3,75% stanowi ogromną różnicę. Nic więc dziwnego, że kurs złotego zareagował ostro. Kurs euro jeszcze podczas przemówienia prezesa Glapińskiego wzrósł z niespełna 4,20 zł do przeszło 4,22 zł. W tym ujęciu słowa szefa NBP stały się katalizatorem rozpoczętej już wcześniej wyprzedaży złotego, który negatywnie przyjął zapowiedzi amerykańskich „ceł wzajemnych”.
W piątek rano wyprzedaż złotego była kontynuowana. O 9:27 kurs euro rósł o przeszło dwa grosze, osiągając poziom 4,2397 zł. Łącznie daje to wzrost kursu EUR/PLN o blisko 8 groszy . Ten ruch ma też poważne konsekwencje natury „technicznej”. Oznaczało to bowiem wyrwanie kursu euro z konsolidacji w przedziale 4,15-4,20 zł. Na gruncie analizy wykresów daje to zasięg obecnego ruchu do 4,25 zł. Czyli powrót do stanu z początku roku.
- Waga wydarzeń z ostatnich dwóch dnia, takich jak podwyższenie ceł w USA czy istotna zmiana retoryki Rady Polityki Pieniężnej sugerują, że zanim dojdzie do korekty stóp w dół dotychczasowe tendencje rynkowe mogą być kontynuowane jeszcze przez jakiś czas. Podobnie w przypadku złotego osłabienie wobec euro może jeszcze potrwać, a istotne poziomy oporu to ok. 4,23-4,25 - napisali w porannej nocie analitycy Banku Millennium.
Zwrot „na południe” pojawił się także na parze euro-dolar, która jeszcze w czwartek szturmował poziom 1,1150, by już w piątek znaleźć się na wysokości 1,1032. Efektem były drastyczne zmiany kursu USD/PLN. Jeszcze 24 godziny temu dolar kosztował mniej niż 3,77 zł i był najtańszy od sierpnia., taniejąc o blisko 10 groszy. A w piątek rano za „zielonego” trzeba było zapłacić 3,8310 zł.
Aż o 5,5 grosza zwyżkowały notowania franka szwajcarskiego, które wspięły się na wysokość 4,4917 zł. To już o 17 groszy więcej niż jeszcze w środę. Są to też najwyższe notowania helweckiej waluty od dwóch miesięcy. Funt brytyjski nadal kosztował około 5 złotych po zwyżce o blisko dwa grosze.