Rynki

Twoje finanse

Biznes

Forum

Ryba psuje się od głowy, a my dajemy się ponieść fali. Skąd rozłam w polskim społeczeństwie?

Jacek Misztal

Polacy z jednej strony są coraz bardziej spolaryzowanym społeczeństwem, z drugiej zaś strony jesteśmy tym coraz bardziej zmęczeni. O emocjach i podziałach w polskim społeczeństwie, a także o wątkach politycznych rozmawiamy z dr hab. Anną Jupowicz-Ginalską, prof. ucz. z Wydziału Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.

fot. Velolosik / Shutterstock

Jacek Misztal: Aż 87% Polaków deklaruje zmęczenie społeczną i polityczną polaryzacją, widoczną zarówno w przestrzeni publicznej, jak i prywatnej. Skąd, Pani zdaniem, bierze się zarówno ta polaryzacja, jak i zmęczenie nią?

reklama

Anna Jupowicz-Ginalska: Zacznę może od końca, czyli właśnie od tego zmęczenia. Polaryzacja niesie ze sobą konflikt – głęboki i intensywny. Społeczeństwo jest dosłownie podzielone na pół, co zresztą widać przy ostatnich wyborach. Ten konflikt nie pojawił się jednak wczoraj – on trwa od lat i z czasem przybiera coraz ostrzejsze formy. Jesteśmy teraz w momencie kulminacyjnym, gdzie każdy temat dzieli, a nie łączy.

Moim zdaniem jednym z kluczowych wydarzeń, które pogłębiło ten podział, była katastrofa smoleńska. To był tragiczny moment, który – zamiast zjednoczyć – został brutalnie upolityczniony. Straciliśmy wtedy ogromną szansę na społeczne pojednanie. I od tego momentu polityka zaczęła nas dzielić nie tylko na poziomie ideologicznym, ale wręcz światopoglądowym.

J.M.: I te podziały zaczęły się rozlewać dalej – już nie tylko na poziomie partii politycznych, ale na rodziny, znajomych...

A. J.-G.: Dokładnie. To już nie jest tylko konflikt „lewica – prawica” czy „za – przeciw”. Podziały schodzą na poziom mikrospołeczny. Dzielą się rodziny, przyjaciele, sąsiedzi. Każdy temat wywołuje emocje, każdy wymaga opowiedzenia się po jednej ze stron. A próba znalezienia balansu nazywana jest dziś pogardliwie "symetryzmem", co samo w sobie jest paradoksalne. Przecież dążenie do konsensu w debacie publicznej samo w sobie powinno być wartością.

I to właśnie jest wyczerpujące. Żyjemy w permanentnym stanie „wojny polsko-polskiej” – jak kiedyś trafnie określił to jeden z dziennikarzy. Takie zdarzenia, gdzie stajemy się solidarni i patrzymy we wspólnym kierunku są niezwykle rzadkie. Być może był to COVID. Na początku była to wojna w Ukrainie, kiedy pokazaliśmy jako społeczeństwo wielkie serce. Teraz okładamy się słowami, dochodzi do aktów agresji, również wobec dziennikarzy. Nie co dywagować, konflikt i polaryzacja społeczna są ogromne.

Produkty finansowe
Produkt
Kwota
Okres
miesięcy

J.M.: A przecież tragedia smoleńska dotknęła ludzi z różnych stron sceny politycznej. Niestety, PiS zawłaszczył tę narrację politycznie. A późniejsze działania – ekshumacje, oskarżenia – były często wbrew woli rodzin.

A. J.-G.: To bardzo charakterystyczne dla społeczeństw, które przez długi czas funkcjonują pod wpływem populistycznych narracji. Polaryzacja buduje betonowe bańki światopoglądowe, w których ludzie są gotowi akceptować – a nawet usprawiedliwiać – zachowania niemoralne, byle tylko bronić „swoich”. Efekt wyparcia działa tu bardzo silnie.

J.M.: I niestety, często to przywiązanie partyjne jest silniejsze niż podstawowe normy etyczne.

A. J.-G.: Bo my jako społeczeństwo – a przynajmniej jego część – akceptujemy, że "nasz" może więcej. Jednocześnie nie dajemy przestrzeni na rozmowę, na kompromis. Pójście na piwo z przeciwnikiem politycznym urasta do rangi zdrady. To przecież absurd! Zarówno spór, jak i rozmowy są potrzebne – to z nich rodzi się coś nowego, świeżego. A dziś nie ma w nas chęci, by się spotkać „ponad podziałami”.

J.M.: No właśnie. Dlaczego politycy sami nie mogą świecić przykładem rozmowy ponad podziałami?

A. J.-G.: Politycy, którzy zostali wybrani, by nas reprezentować, mogliby dawać przykład. Pokazywać, że można się nie zgadzać, a jednocześnie rozmawiać ze sobą ze wzajemnym szacunkiem. Niestety – zamiast tego mamy mowę nienawiści, wulgaryzmy, agresję. To wszystko zaczyna się od góry – ryba psuje się od głowy, ale później ma całe tułów i… tutaj jesteśmy my. Jako społeczeństwo dajemy się ponieść tej fali. Nie lubimy osób, które są zrównoważone, nie lubimy osób, które są mniej emocjonalne, a próbują znaleźć jakieś zdrowe rozwiązania.

J.M.: I niestety, media też w tym po części uczestniczą. Bo klikalność rządzi, a sensacja się sprzedaje.

A. J.-G.: Tak, niestety. Algorytmy, big data, statystyki – wszystko to wpływa na sposób, w jaki dziś tworzy się przekaz medialny. Coraz trudniej utrzymać profesjonalizm, a jednocześnie spełnić oczekiwania biznesowe. A jednak – wierzę, że da się pisać o dobrych rzeczach w sposób ciekawy. Że można pokazywać pozytywne wzorce i sukcesy, by dawać ludziom nadzieję. Bo frustracja i zmęczenie, które dziś widzimy na twarzach ludzi na ulicy – to nie jest stan naturalny. To efekt długotrwałego zanurzenia w negatywnych emocjach, które równocześnie całkowicie zamykają nas na argumenty drugiej strony. Przy okazji przyznaję, że zaskakuje mnie – i nieco fascynuje – skala wypierania faktów przez zwolenników skrajnych obozów politycznych, którzy wydają się całkowicie impregnowani na logiczną argumentację.

No pytanie, co teraz z tym zrobić? Ja myślę, że małymi inicjatywami można by było spróbować osiągnąć porozumienie różnych stron. Trzeba pokazywać, że dobro też może być nagrodzone, że może być też atrakcyjne i że warto być po ludzku uczciwym po prostu, warto być moralnie w porządku. Niestety myślę także, że z tą moralnością jest w polityce duży kłopot. Najbliższy czas pokaże, czy wyniki wyborów prezydenckich nie otworzą kolejnego rozdziału w historii polskiej polaryzacji, gdzie jeszcze głębiej pójdziemy w podziały i wzajemną wrogość. Obawiam się, że spokojnie i zgodnie to już było, a pęknięcia pojawią się także między dawnymi sojusznikami. Żyjemy w ciekawych czasach i to jest nasze przekleństwo.

Źródło: Bankier.pl
powiązane
polecane
najnowsze
popularne
najnowsze
bankier na skróty