Wysokością podwyżek proponowanych przez rządzących sferze budżetowej oburzeni są związkowcy. Ich zdaniem pokrywają one jedynie inflację.
– To komunikat, że państwo nie widzi, nie słyszy i nie rozumie. Ministerstwo zapomniało, że za każdą decyzją o 3 proc. podwyżek stoją ludzie, a nie rubryki – mówiła Joanna Stec-Trzpil, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników Policji na posiedzeniu Rady Dialogu Społecznego.
Pracownicy policji zarabiają tyle, co kasjerzy?
Jak powiedziała Joanna Stec-Trzpil w swoim wystąpieniu, informatyk z przygranicznej jednostki, od którego zależy szczelność systemów policji, otrzymuje minimalne wynagrodzenie. Jako kolejny przykład podała pełnomocniczkę do spraw ochrony informacji niejawnych, odpowiedzialną za tajemnicę państwową i służbową, która zarabia tyle, co kasjer w supermarkecie. Mówiła również o biegłym z laboratorium kryminalistyki, psycholożce oraz o kadrowcu, do których często należą te same obowiązki, co do funkcjonariuszy, tyle że za mniej niż połowę ich pensji.
Płace powinny wzrosnąć nie o 3 a o 12 proc.
Przewodnicząca ZZPP przytoczyła też przykład kierowniczki z komórki inwestycji i remontów w Komendzie Wojewódzkiej Policji, która 25 lat temu zarabiała przeciętną krajową, a dziś brakuje jej do niej blisko 1,5 tys. złotych.
– 3 proc. to nie jest wzrost. To stagnacja, to demotywacja, to komunikat - nie jesteście ważni – podsumowała Joanna Stec-Trzpil.
Zdaniem związkowców pensje pracowników policji muszą wzrosnąć nie o 3, a nawet o 12 proc. Jak twierdzą, nie są to wygórowane żądania, a "elementarna sprawiedliwość”.
Według ZZPP co piąta osoba w policji to pracownik niemundurowy, który często za wykonywanie podobnych obowiązków otrzymuje znacznie mniej niż wynosi wynagrodzenie funkcjonariuszy.
KW