Wszystko zaczęło się od z pozoru niewinnego pytania, jakie jeden z przedsiębiorców skierował do Urzędu Skarbowego. Zapytał, czy spektakle i pokazy erotyczne transmitowane w sieci na specjalnie do tego przeznaczonych portalach mogą być zwolnione z podatku VAT w ramach zakwalifikowania ich jako usługi kulturalne. Zaznaczał on, że jest zarówno, reżyserem, jak i scenarzystą, choreografem, a nierzadko także występującym aktorem. W ten sposób pokazał, że spokojnie może być zakwalifikowany jako artysta, który tworzy utwór. Jedynie tematyka, którą podejmowały jego sztuka, była zarezerwowana (przynajmniej teoretycznie) dla publiczności +18.
Fiskus odpowiedział, że co prawda działania wnioskodawcy można zaliczyć do artystycznych w rozumieniu ustawy o prawie autorskim, jednak nie doszukał się w nich artystycznego charaktery - przytacza RP.pl. Bo, jak wyjaśniał urząd, nie każdy utwór musi być od razu "kulturalny", a dzieło erotyczne ma za zadanie pobudzić odbiorcę w niekoniecznie pożądany w ramach dziedzictwa narodowego sposób. Na osłodę fiskus z to dodał, że "ufff", przedsiębiorca swoich zarobków na portalach dla dorosłych nie musi wbijać na kasę fiskalną.
Przedsiębiorczy artysta tak łatwo nie odpuszczał i zaskarżył decyzję. NSA przyznał mu rację. Dla sądu element erotyki w danej usłudze nie dyskwalifikował jej jako kulturalnej (w końcu i takie nagie sceny zdarzają się na scenach teatrów czy przedstawiają je rzeźby w muzeach). Na pomoc przyszła także UE, która w zakresie zwolnień z podatków od kultury pozostawiała dość duże pole do interpretacji organom państw członkowskich.
NSA zaznaczył jednak wyraźnie, że jego wykładnia nie obejmuje zachowań, które są karane ani pornografii, gdyż ta na pewno nie jest elementem kultury. A że między tymi szczególnie tym sektorem kulturalnym, granica jest niekiedy bardzo cienka (wręcz przezroczysta), to każdy przypadek powinien być rozpatrywany indywidualnie.
opr. aw