W środę indeks S&P 500 osiągnął najwyższą wartość w swej historii. Dzień później poinformowano, że liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych spadła do najniższego poziomu od 44 lat. To nie jest przypadek ani koincydencja.


W tygodniu zakończonym 25 lutego (tak, Amerykanie za koniec tygodnia uznają sobotę) liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych (ang. initial claims) była o 19 tysięcy mniejsza niż tydzień wcześniej i wyniosła 223 tysięcy. Był to najniższy odczyt od marca 1973 roku!
Jak skrupulatnie policzyli statystycy, był to także 104. tydzień z rzędu, w którym wskaźnik ten pozostał poniżej bariery 300 tys. umownie uznawanej za wartość dzielącą kondycję amerykańskiego rynku pracy na dobrą i złą (tj. z punktu widzenia pracowników).
Ta informacja wywołała lawinę komentarzy i spekulacji, czy aby nie jest to ostatni kamyczek przechylający szalę na rzecz podwyżki stóp procentowych podczas marcowego posiedzenia władz Rezerwy Federalnej. To jednak kwestia aktualnie drugorzędna.
Kwestią pierwszorzędną jest fakt, że wieloletnie minima w statystykach „świeżych bezrobotnych” wielokrotnie poprzedzały wieloletnie maksima na S&P 500. Wystarczy spojrzeć na wykres i odnaleźć rok 1973, 2000 czy 2006/07. Nie jest to co prawda żelazna prawidłowość: w roku 1978, 1988 czy 1993 po wieloletnich minimach „claimsów” S&P 500 nadal szedł w górę. Lepszą skuteczność ma sygnał kupna akcji przy wysokich stanach podań o „kuroniówkę”. Kto kupił amerykańskie akcje w roku 1982, 1991, 2001 czy 2009, ten potem nie żałował.
Co w takim razie oznacza obecna zbieżność minimum w statystyce bezrobocia i maksimum S&P 500? Na razie jest za wcześnie, aby uznać to za jednoznaczny sygnał sprzedaży akcji. Póki co to jedno z ostrzeżeń, które należy obserwować i reagować w razie wyraźnego wzrostu napływu bezrobotnych. Po drugie to sygnał potwierdzający, że trwająca od blisko ośmiu lat hossa na Wall Street jest już w stadium bardzo zaawansowanym i w związku z tym coraz niebezpieczniejszym dla jej uczestników.
Wiadomo, że nawet mocno przewartościowane akcje mogą stawać się jeszcze droższe, jeśli na rynek wciąż napływa świeży kapitał. I tak też jest obecnie. Jednakże każdy cykl się kiedyś kończy, a prawo grawitacji dotyczy także wycen akcji. Ale nikt nie wie, czy bessa na S&P 500 rozpocznie się z poziomu 2.400 pkt. czy też z pułapu zdecydowanie wyższego.




























































