Rynki

Twoje finanse

Biznes

Forum

Szok brytyjski. Złośliwi przezwali Wielką Brytanię „rynkiem tonącym”

Krzysztof Kolany

Brytyjczycy właśnie przekonują się, jak wygląda degradacja ze statusu rynku rozwiniętego do kraju traktowanego jak rynek wschodzący. Jednakże w przypadku Zjednoczonego Królestwa jest to w zasadzie rynek tonący.

fot. Willy Stoewer/ credit image: © Wikipedia Commons Public Domain / ZUMA Press

Inwestorzy dzielą rynki kapitałowe na rozwinięte (ang. developed) oraz wschodzące (ang. emerging, dosłownie: wyłaniające się). Te drugie definiowane są jako rynki krajów rozwijających się, które w dłuższej perspektywie mogą awansować do grona krajów rozwiniętych. Są jeszcze wszelkiej maści „rynki pogranicza” (ang. frontier markets), zasadniczo nieinwestowane z punktu widzenia poważnego kapitału. Po ostatniej wyprzedaży funta złośliwi przezwali Wielką Brytanię „rynkiem tonącym” (ang. submerging market, dosłownie rynek zanurzający się).

reklama

Szok brytyjski

Przez całe dekady (a właściwie to nawet stulecia) Wielka Brytania była postrzegana jako typowy przykład rynku dojrzałego, z żelaznymi gwarancjami prawa własności, dobrze rozwiniętą infrastrukturą finansową, praworządnością i solidną polityką gospodarczą. Ba, w zasadzie to obok Holandii pierwszy współczesny rynek kapitałowy z prawdziwego zdarzenia, gdzie akcjami i obligacjami handlowano na długo przed założeniem giełdy nowojorskiej. Dlatego takim szokiem jest to, co na rynku obserwujemy w 2022 roku. Funt spada jak jakieś bananowe peso, brytyjskie obligacje skarbowe zachowują się jak papiery typowego rynku wschodzącego, a inflacja kręci się wokół poziomu 10%, czyli pięciokrotnie wyższym od celu Banku Anglii.

W ostatnich dniach uwagę rynku przyciąga zwłaszcza katastrofalna wręcz słabość brytyjskiej waluty. Od początku roku szterling stracił do dolara 21% i w nocy z niedzieli na poniedziałek był notowany na najniższych poziomach w historii, przebijając nawet historyczny dołek z roku 1985. A mówimy tu przecież o najstarszej parze walutowej świata, dla której horyzont wyznacza nie tyle historia funta, co dolara amerykańskiego. Funt jest też dawną światową walutą rezerwową świata, która abdykowała na rzecz "zielonego" dopiero w wyniku II wojny światowej.  

(Bankier.pl)

- Bank Anglii znalazł się w bardzo trudnym położeniu. Jeśli nie zareaguje, to ryzykują załamaniem notowań funta i dalszym pogorszeniem sytuacji. Jeśli zareaguje, to rynek rozwinięty podnoszący stopy w celu obrony waluty zaczyna wyglądać jak rynek wschodzący. Są więc zgubieni, zarówno jeśli coś zrobią, jak i jeśli czegoś nie zrobią – skomentował Mike Riddell z Allianz Global Investors cytowany przez agencję Reuters.

W poniedziałek po południu Bank Anglii wydał krótkie, lakoniczne i w zasadzie pozbawione treści oświadczenie. – Bank uważnie monitoruje rozwój wypadków na rynkach finansowych w świetle znaczącej przeceny aktywów finansowych (…) Rolą polityki monetarnej jest zapewnienie, że popyt nie wyprzedzi podaży w taki sposób, który prowadziłby do zwiększonej inflacji w średnim terminie (…) Rada Polityki Monetarnej nie zawaha się zmienić stóp procentowych o tyle, o ile potrzeba, aby sprowadzić inflację do 2-procentowego celu w średnim terminie – czytamy w oświadczeniu brytyjskich władz monetarnych, z którego w zasadzie nic nie wynika (nawet nie napisali o podniesieniu stóp procentowych, tylko o ich „zmianie”).

Budżetowa wtopa Londynu

Bezpośrednim katalizatorem ostatniej fali wyprzedaży funta i brytyjskich obligacji była propozycja przyszłorocznego budżetu Zjednoczonego Królestwa. Nowa premier przedstawiła budżet, który zszokował rynki finansowe. Po pierwsze, gabinet Liz Truss zapowiedział największą od 1988 roku obniżkę podatków. Pierwsza stawka PIT zostanie obniżona z 20% do 19%. Zniesiona zostanie też najwyższa, 45-procentowa stawka podatku od dochodów z pracy. Po drugie, rząd wycofał się z planowanej wcześniej podwyżki składek na ubezpieczenia społeczne (czyli brytyjskiego ZUS-u) w wysokości 1,25 pkt. proc. Po trzecie, stawka podatku CIT (czyli od zysków korporacji) pójdzie w dół z 25% do 19%. Szacuje się, że obniżki podatków uszczuplą kasę państwa o ok. 30 mld funtów rocznie, co zostanie sfinansowane wzrostem deficytu fiskalnego i długu publicznego.

Produkty finansowe
Produkt
Kwota
Okres
miesięcy

Rynek może by to jakoś przełknął, gdyby nie fakt, że kilka dni wcześniej rząd Jej Królewskiej Mości ogłosił bardzo kosztowne programy rekompensat z tytułu skokowego wzrostu cen energii elektrycznej. Dotacje dla przedsiębiorstw maja kosztować 25 mld funtów rocznie. To jednak pikuś w porównaniu do kosztów wsparcia gospodarstw domowych, ograniczający maksymalny poziom rachunków za energię do 2500 funtów rocznie. Koszt tego programu szacowany jest na astronomiczną kwotę 150 mld funtów. Wszystko to ma zostać pożyczone na rynkach finansowych, powiększając dług publiczny.

Problem w tym, że inwestorzy uznali, że to się może nie udać. Według obliczeń Narodowego Instytutu Ekonomicznego i Badań Socjalnych (NIESR) w bieżącym roku finansowym deficyt fiskalny Wielkiej Brytanii sięgnie 8% produktu krajowego brutto, a w kolejnych latach nie spadnie poniżej stu miliardów funtów rocznie. Jeszcze w marcu planowano spadek deficytu do ok. 50 mld funtów (czyli 1,9% PKB) w roku budżetowym 2023/24.

Skrajnie ekspansywna polityka fiskalna nowego brytyjskiego rządu wywołała popłoch na rynku brytyjskiego długu publicznego. W ciągu zaledwie kilku dni rentowność 10-letnich obligacji Zjednoczonego Królestwa poszła w górę z niespełna 3,2% do 4,3%. Ruch o 100 pb. w górę w zaledwie pięć sesji to coś, co się może zdarzyć na jakimś rynku wschodzącym (np. Turcja, Rosja… albo Polska), ale nie na rynku rozwiniętym.

- Przykro mi to mówić, ale myślę, że Zjednoczone Królestwo zachowuje się jak trochę rynek wschodzący, przeistaczając się w rynek tonący – powiedział Bloombergowi Larry Summers, były sekretarz skarbu USA. – Nie byłbym zaskoczony, gdyby kurs funta ewentualnie spadł poniżej dolara, jeśli obecna ścieżka polityki gospodarczej zostanie utrzymana – dodał Summers, dodatkowo drażniąc Brytyjczyków jako przedstawiciel ich byłej kolonii.

Suma wszystkich finansowych grzechów

Drastyczne pogorszenie statusu Wielkiej Brytanii nie jest jednak tylko kwestią decyzji podejmowanych w ostatnich dniach. To kumulacja błędów i zaniechań z ostatnich kilkudziesięciu miesięcy. Rząd Borisa Johnsona zafundował Brytyjczykom jeden z najbardziej totalitarnych i długotrwałych covidowych lockdownów na świecie, paraliżując życie gospodarcze kraju na wiele miesięcy. Znacznie dłużej niż w innych dużych gospodarkach.

Aby uniknąć rewolty społeczeństwa, ludzie dostawali hojne zasiłki, co doprowadziło do powstania monstrualnej wyrwy w kasie państwa. Rok 2020 Wielka Brytania skończyła z deficytem fiskalnym rzędu 14,5% PKB! Rok później w budżecie zabrakło równowartości 6% PKB. W konsekwencje relacja zadłużenia publicznego do PKB podniosła się z 83% do 96% na koniec 2021 roku. Jak widać, już wcześniej Zjednoczone Królestwo było nadmiernie zadłużone, a po zastosowaniu mocno wątpliwej antycovidowej kuracji parametry fiskalne stały się wręcz katastrofalnie złe.

Do kryzysu rękę przyłożył też Bank Anglii, który podobnie jak inne banki centralne krajów rozwiniętych stanowczo zbyt długo tolerował (a wręcz ignorował) wysoką inflację, utrzymując stopy procentowe na zerze i „drukując” pieniądze w ramach programu skupu aktywów. To zemściło się jesienią ubiegłego roku, gdy inflacja CPI zaczęła ostro przyspieszać: z 3,1% we wrześniu ’21 do 10,1% w lipcu. A to zapewne nie koniec, bo podwyżki cen energii i ciepła zapewne wyniosą brytyjska inflację na dwucyfrowe poziomy.

Na monetarną woltę Bank Anglii zdecydował się dopiero w grudniu. Jednakże podwyżki stóp były spóźnione i stanowczo nieadekwatne do skali inflacji. Po siedmiu podwyżkach stopa procentowa w Zjednoczonym Królestwie wynosi zaledwie 2,25%. Rynki pieniężne oczekują jej wzrostu do ok. 6,25% w listopadzie 2023 roku.

Ostatnie wydarzenia w Wielkiej Brytanii pokazują nam, jak katastrofalne w skutkach mogą być błędy popełnione przez rząd w polityce gospodarczej.  Utrata zaufania inwestorów może nastąpić błyskawicznie, a jej odbudowa zajmuje lata. Casus funta i brytyjskich obligacji dowodzi też, że nawet tak duża i zdawałaby się silna gospodarka szybko może popaść w tarapaty do niedawna charakterystyczne dla krajów trzeciego świata.

Źródło: Bankier.pl
powiązane
polecane
najnowsze
popularne
najnowsze
bankier na skróty