Ekonomista Bureau of Labor Statistics korespondował z grupą pracowników około 50 czołowych firm z Wall Street na temat danych mających istotny wpływ na zachowanie rynków finansowych. O wątpliwej etycznie relacji pomiędzy wieloletnim pracownikiem agencji a funduszami i bankami inwestycyjnymi napisał jako pierwszy “New York Times”.
Historia opisana przez dziennik rozpoczyna się w połowie lutego, gdy ekonomiści z Wall Street już drugi tydzień głowili się, próbując rozgryźć przyczyny nieoczekiwanego skoku cen mieszkań w indeksie cen i usług konsumpcyjnych (CPI). Niektórzy skierowali dodatkowe pytania do Bureau of Labor Statistics, które odpowiada za dostarczanie danych. Odpowiedź, którą otrzymali, wywołała burzę.
Wyjaśnienie od pracownika BLS rzucało światło na zmiany techniczne w obliczaniu danych dotyczących mieszkań, wskazując je jako prawdopodobną przyczynę zaskakującego odczytu. “New York Times” relacjonuje, że każdy, kto je otrzymał, zyskał jasność, że gwałtowny wzrost cen mieszkań w USA w styczniu 2024 r. mogły wywołać zmiany w metodologii, które prawdopodobnie utrzymają podwyższoną inflację dłużej, niż oczekiwali ekonomiści i urzędnicy Fed.
Kontrowersje wywołał fakt, że jak wynikało z przesłanego wątku, wcześniejszymi odbiorcami tego wyjaśnienia była grupa "superużytkowników".
Niedługo po otrzymaniu maila ekonomiści dostali drugą wiadomość od agencji BLS, stwierdzającą, że poprzednia była pomyłką.
Autorem wyjaśnienia był wieloletni, lecz sytuowany na raczej niższym szczeblu, pracownik Bureau of Labor Statistics. Jedna z osób spoza listy "superużytkowników", które dostały maila, poprosiła go o dopisanie do grupy, na co miał zgodzić się kilka minut później.
Jak opisuje "Bloomberg" w wiadomościach wysłanych przez ekonomistę BLS, do których otrzymał wgląd, pozostały dane, które pozwoliły ustalić, że wśród "superużytkowników" znajdowali się m.in. pracownicy
- JPMorgan Chase & Co.,
- BlackRock Inc.,
- Brevan Howard,
- Millennium Capital Partners LLP,
- Citadel,
- Moore Capital Management,
- High Frequency Economics,
- Nomura Securities International,
- BNP Paribas,
- Pharo Management,
- Wolfe Research.
Łącznie było na niej 50 osób zatrudnionych w finansowych spółkach z pierwszej ligi Wall Street.
Według "Bloomberga" ekonomista prowadzący listę "superużytkowników" odpowiadał im na liczne zapytania dotyczące szczegółów wskaźnika cen towarów i usług konsumenckich w ostatnich miesiącach, głównie związane z obliczeniami w kluczowych kategoriach takich jak mieszkania i samochody używane. Część informacji, które przekazywał, nie była dostępna w tym samym czasie dla szerokiej publiczności.
"New York Times" podkreśla, że trudno ocenić rzeczywisty wpływ, jaki wiadomości otrzymywane przez "superużytkowników" mogły mieć na zarobki firm, w których pracowali. W wielu przypadkach ich odpowiednio szybkie wykorzystanie mogłoby jednak stwarzać pewne przewagi i wyprzedzić reakcję rynku.
Bureau of Labor Statistics odcięło się od tematu "superużytkowników" przekazując, że nie prowadzi takiej listy. "Oczywiście to wstyd dla agencji" - skomentowała Emily Liddel, zastępca komisarza ds. publikacji i studiów specjalnych w BLS. "Opinia publiczna pokłada w nas duże zaufanie, jeśli chodzi o uczciwość, a nasi dostawcy danych pokładają w nas duże zaufanie, jeśli chodzi o bezpieczeństwo danych. Naszym celem jest odbudowa tego zaufania” - podkreśliła urzędniczka, cytowana przez "Bloomberga".
"BLS zachęca ludzi do zadawania pytań i sprawia, że kontakt z pracownikom agencji jest dostępny dla społeczeństwa, jednak stara się zapewnić każdemu równy dostęp do informacji" - powiedziała Liddel.
O tym, że na rynku działają tajemniczy aktorzy, posiadający wcześniejszy dostęp do amerykańskich odczytów makroekonomicznych, spekuluje się od lat, wskazując na nietypowe ruchy na wykresach, występujące często przed publikacją danych. Czy ujawnienie "superużytkowników" zmieni ten stan rzeczy? Bardzo wątpliwe, podobnie jak na naszym rodzimym podwórku, zawsze znajdą się gdzieś do kupienia abonamenty na usługę "ESPI Premium".