Ekonomiści od lat głowią się nad stworzeniem wskaźnika, który umożliwiałby międzynarodowe porównanie poziomu życia ludności. PKB, nawet ten przeliczany per capita i uwzględniający różnice w cenach, nie jest miarą satysfakcjonującą - wszak rozkłady dochodów (pomiędzy sektor publiczny, firmy krajowe i zagraniczne czy gospodarstwa domowe) i wydatków (na konsumpcję bieżącą i przyszłą, czyli inwestycje) mogą znacznie od siebie odbiegać.
Dlatego Eurostat publikuje również wyliczenia dot. rzeczywistej konsumpcji indywidualnej (AIC). Wskaźnik ten ma uwzględniać wartość wszystkich dóbr i usług "spożywanych" przez gospodarstwa domowe, w tym tych bezpośrednio pozyskiwanych na rynku, jak i dostarczanych przez państwo czy organizacje non-profit. Mowa tu choćby o edukacji i służbie zdrowia. Eurostat wskazuje, że AIC jest zazwyczaj wysoko skorelowane z PKB per capita, ale jednak bardziej użyteczne w porównaniach dobrobytu konsumentów pochodzących z różnych krajów. Przy wyliczaniu tego wskaźnika również są brane pod uwagę różnice w cenach między państwami. Fakt ten jest niestety dość poważną wadą obu wskaźników - przeliczenie według parytetu siły nabywczej nie uwzględnia bowiem różnic w jakości pozornie tych samych dóbr czy usług. Nie wiadomo jednak, jaka metoda ilościowa mogłaby być lepsza.
W ubiegłym roku poziom rzeczywistej konsumpcji indywidualnej przeciętnego Kowalskiego wyniósł 79 proc. średniej dla 27 krajów Unii Europejskiej. Wskaźnik wzrósł o 1 p. proc. trzeci rok z rzędu. W efekcie przeciętny Polak przegonił przeciętnego mieszkańca jednego z krajów "starej Unii" - Grecji. Jest to oczywiście "zasługa" nie tylko szybkiego rozwoju naszego kraju, ale i kłopotów Hellady. Jeszcze w 2009 r. przeciętny Grek konsumował więcej, niż wynosiła średnia unijna. Oczywiście nie skończyło się to dla państwa najlepiej.
Tymczasem starą grecką ścieżka podąża Rumunia - tamtejsza gospodarka jest niezrównoważona (4,6 proc. PKB deficytu na rachunku bieżącym w 2019 r.), sektor publiczny notuje głębokie deficyty (-4,4 proc. PKB w 2019 r. wg metodologii unijnej), a konsumpcja gwałtownie rośnie. W ubiegłym roku rzeczywista konsumpcja indywidualna sięgnęła tam 79 proc. średniej dla 27 krajów UE (bez Wielkiej Brytanii), o 5 p. proc. więcej niż w 2018 r. Oznacza to, że przeciętny Rumun faktycznie konsumował więcej niż przeciętny Polak. W 2006 r. - przed wstąpieniem Rumunii do Unii - AIC wynosił raptem 44 proc. średniej dla krajów dzisiejszej UE.
Od momentu akcesji do Unii Europejskiej Polska szybko nadgania konsumpcyjne zaległości. Jeszcze w 2004 r. rzeczywista konsumpcja indywidualna wynosiła nad Wisłą 57 proc. średniej dla krajów obecnej UE, 15 lat później było to o 22 p. proc. więcej. Oprócz Rumunii, szybciej poziom życia rośnie tylko na Litwie (+34 p. proc.). Spośród "nowych" członków wspólnoty - poza niewielkim, turystycznym Cyprem - to właśnie w tym kraju rzeczywista konsumpcja jest najwyższa (92 proc. UE) i przekracza już poziomy z Hiszpanii czy Portugalii.
Wśród państw Grupy Wyszehradzkiej najlepiej żyją Czesi (85 proc. UE), za nimi są Polacy (79), a następnie Słowacy (69) i Węgrzy (67). Za tymi ostatnimi w klasyfikacji unijnej są tylko Chorwaci (66) i Bułgarzy (58).
Poziomem konsumpcji przewyższającym średnią UE cieszą się mieszkańcy 9 krajów: Luksemburga (135 proc. średniej UE), Niemiec (122), Austrii (118), Danii (116), Belgii i Holandii (114), Finlandii (113), oraz Szwecji i Francji (109). Tuż pod kreską znaleźli się Włosi (99).
Maciej Kalwasiński