– W tym tygodniu już dwa razy pocałowałem klamkę na poczcie, bo zmieniły się godziny jej otwarcia. Do tego, gdy już była czynna, czekała na mnie gigantyczna kolejka obsługiwana przez panią w jednym okienku. A chciałem tylko polecony wysłać – żali się Bankier.pl Kazimierz Marcinkiewicz z Wrocławia.
– Planowałam rano odebrać przesyłkę z poczty, bo pracuję do wieczora, a tu okazało się, że mogę to zrobić dopiero od 14:00 – mówi wrocławianka Joanna Wojciechowska. – Dotychczas placówka ta była codziennie czynna od 9:00. Teraz tak rano można tu coś załatwić jedynie dwa razy w tygodniu. Moje starsze sąsiadki obawiają się, że może ona zostać zamknięta, co dla osób w ich wieku może stanowić problem. Trudno im jeździć gdzieś dalej, zwłaszcza że nie wiadomo, która akurat jest czynna.
Panie pracujące w pocztowym okienku nie chcą rozmawiać na temat działalności urzędu. Tłumaczą, że im nie wolno udzielać informacji o ich pracy. Jedna z nich powiedziała jedynie, że godziny otwarcia skrócono jeszcze pod koniec ubiegłego roku, a ona, choć jest zatrudniona w placówce zlokalizowanej w innej części miasta, teraz jest na zastępstwie, bo brakuje rąk do pracy.
Poczta dostosowuje się do realiów rynkowych?
Zapytaliśmy przedstawicieli Poczty Polskiej, co się dzieje, że klienci coraz częściej odbijają się od zamkniętych drzwi jej placówek lub też muszą stać w długich kolejkach, aby nadać list lub odebrać paczkę. Zapewniono nas, że spółka nie ma w planach likwidacji placówek.
– Trwający proces ich standaryzacji polega na wprowadzaniu zmian, które mają wzmocnić efektywność wykorzystania posiadanych zasobów w celu zapewnienia jak najwyższego poziomu świadczonych usług – poinformowało Bankier.pl biuro prasowe Poczty Polskiej. – W ostatnich latach zauważalny jest spadek popytu społeczeństwa na tradycyjne usługi pocztowe, co przekłada się na malejące przychody spółki przy jednoczesnym corocznym wzroście kosztów funkcjonowania. Dlatego też niezbędne jest dostosowywanie organizacji do realiów rynkowych.
Chodzi o to, żeby wszystkim dogodzić?
Jak informują przedstawiciele Poczty Polskiej, działania standaryzujące sieć placówek pocztowych dotyczą przede wszystkim wewnętrznych zmian organizacyjnych.
– Czas ich pracy jest tak zorganizowany, aby zapewnić wszystkim zainteresowanym możliwość skorzystania z usług – tłumaczy biuro prasowe spółki. – Celem jest takie dostosowanie godzin otwarcia placówki, aby zarówno klienci mający czas w godzinach porannych, jak i ci, którzy w ciągu dnia są w pracy, a dopiero wieczorem mogą odebrać przesyłkę czy kupić np. koperty i znaczki, mogli w ciągu tygodnia skorzystać bez problemów z usług. Dodatkowo wiele placówek działa także w soboty, a część również w niedziele.
Zwolnienia przez wieloletnie zaniedbania?
Przedstawicieli spółki podkreślają, że znalazła się ona w złej sytuacji finansowej z powodu wieloletnich zaniedbań.
– Aby uratować Pocztę, trzeba ograniczyć zatrudnienie, a jednocześnie utrzymać jej zdolności operacyjne – tłumaczy biuro prasowe. – Dotychczas koszty pracownicze stanowiły aż 65 proc. jej kosztów, a to zdecydowanie najwięcej w branży w Europie. U zagranicznych operatorów pocztowych koszty pracy to ok. 35-40 proc.
Jednym z elementów transformacji spółki jest ograniczenie zatrudnienia o 8,5 tys. osób. Ma to się odbyć m.in. poprzez Program Dobrowolnych Odejść (PDO) lub zwolnienia grupowe.
Kłopoty dopiero się zaczną
Jak twierdzi Robert Czyż, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty, prawdziwa zmiana dla klientów zacznie się w przyszłym tygodniu.
– To właśnie wtedy, pracę w spółce zakończy około 2,5-3 tys. pracowników, którzy zdecydowali się odejść w ramach Programu Dobrowolnych Odejść – mówi Bankier.pl Robert Czyż. – Dlatego od początku marca będzie to odczuwalne również w placówkach pocztowych. Można spodziewać się wydłużenia kolejek i problemów z doręczeniem przesyłek. Jest to oczywiste, jeżeli z pracy odchodzą pracownicy pierwszej linii frontu, czyli nadawczej i oddawczej. Niestety zaplanowano zmniejszenie zatrudnienia, zamiast najpierw zmienić procesy w firmie podsumowuje związkowiec.