– Mówimy w tym przypadku otwarcie o spekulacji, ponieważ na rynku walutowym, w odróżnieniu od akcji czy obligacji, można zarabiać jedynie na różnicach cen – podkreśla Sylwester Majewski z firmy Forex Desk.
Forex, jak tłumaczy Marek Nienałtowski, ekspert Domu Maklerskiego TMS Brokers, to rynek międzybankowy, pozagiełdowy, nie do końca regulowany i zdecentralizowany. Czyli? – Jeżeli w danej chwili inwestor widzi na platformie internetowej kurs 1,2078 na rynku euro/dolara, to ten sam kurs w tym samym momencie widzą wszyscy zainteresowani na świecie – od Frankfurtu poczynając, a na Alasce kończąc – wyjaśnia Marek Nienałtowski. – Wszyscy mają więc dostęp do tych samych danych. Tutaj nie ma, inaczej niż w przypadku rynku papierów wartościowych, giełd czynnych w konkretnych godzinach, na których fizycznie zawierane są transakcje.
Brak „centrum dowodzenia” nie powinien dziwić przy rynku o takiej skali: w kwietniu 2004 r. średnie dzienne obroty na foreksie wynosiły 1,9 bln dolarów. Jakie dziś są jego rozmiary? Na odpowiedź na to pytanie przyjdzie jeszcze poczekać przynajmniej do kwietnia 2007 roku. Dopiero bowiem wtedy Bank Rozliczeń Międzynarodowych przeprowadzi kolejne badania. – Operacja jest na tyle skomplikowana, że zarządza się ją raz na trzy lata, właśnie w kwietniu – tłumaczy Nienałtowski. – Pierwsza odbyła się w roku 2001, kolejna – trzy lata później. Między pierwszym testem a drugim obroty wzrosły o 57 procent.
Wzrost popularności nie powinien dziwić – w tym czasie spadały i giełdowe indeksy, i stopy procentowe. Inwestorzy szukali rozsądnej alternatywy. Według Marka Węgrzanowskiego, analityka Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, nie bez znaczenia dla inwestorów były również korzyści, jakie daje forex: wysoka efektywność (można zarobić nawet kilkaset procent), brak prowizji za zawierane transakcje (ich koszt kryje się w różnicy między ceną kupna a sprzedaży) oraz wysoka dźwignia finansowa. Ale swoje zrobiła także obniżająca się stale tzw. bariera wejścia.
– Jeszcze pięć lat temu, gdy transakcje foreksowe zawierało się przez telefon z bankowym departamentem skarbu, by grać na międzybankowym rynku walutowym trzeba było mieć na rachunku private banking przynajmniej 100 tys. zł – tłumaczy ekspert Domu Maklerskiego TMS Brokers. – Kiedy pojawiły się platformy internetowe, bariery wejścia obniżyły się o połowę. Teraz doszło już nawet do tego, że aby korzystać u nas z platformy mini-direct, wystarczy wpłacić 2 tys. złotych.
Jednak, jak twierdzi Jakub Zabłocki, prezes Domu Maklerskiego X-Trade Brokers, poza barierą wejścia istnieją jeszcze inne ograniczenia, natury psychologicznej, które powodują, że gra na foreksie nie jest zabawą dla każdego.
– Do takich inwestycji trzeba mieć mocne nerwy i silną psychikę – podkreśla Zabłocki. – Z punktu widzenia inwestora absolutnie kluczowe są trzy elementy. Po pierwsze: racjonalne podejście do inwestycji, co w tym konkretnym przypadku oznacza, że gracz nie powinien myśleć życzeniowo. Po drugie: umiejętność akceptacji pewnego konkretnego poziomu straty, tzw. stop loss (założenie, że można stracić tyle i ani grosza więcej). Po trzecie: niepoddawanie się presji otoczenia rynkowego, czyli wyławianie z szumu informacyjnego kwestii rzeczywiście istotnych. To jest trudne, ale możliwe. Podobnie jak zachowanie niezbędnego w tej sprawie dystansu.
– To jest ważne we wszystkich inwestycjach, ale wydaje mi się, że na rynku foreksowym szczególnie – przekonuje Marek Nienałtowski.
Jak się przekonać, czy mamy do takiego inwestowania predyspozycje? Można np. przetestować grę na tym rynku na próbę. Taką możliwość oferuje choćby X-Trade Brokers. – Na przykład przez miesiąc chętny może korzystać z darmowego rachunku demo, który działa nieomal tak samo, jak rzeczywisty, tyle że pieniądze są wirtualne – tłumaczy Jakub Zabłocki. – W ten sposób klient może sprawdzić, czy tego typu inwestycje są rzeczywiście dla niego, na jego nerwy, czy potrafi faktycznie zarządzać ryzykiem. To rodzaj suchej zaprawy.
Firmy świadczące usługi foreksowe prześcigają się również w organizowaniu szkoleń, seminariów i paneli, przygotowują dzienne i miesięczne komentarze. Wszystko – z myślą o klientach.
Ci bowiem, poza mocnymi nerwami, muszą mieć także, co oczywiste, sporą wiedzę. Zupełne minimum to, zdaniem Jakuba Stolarczyka, dyrektora działu rynków zagranicznych Internetowego Domu Maklerskiego – poprzedzająca każdą inwestycję analiza techniczna wykresu danej pary walutowej, na podstawie której trzeba przewidzieć, czy waluta będzie rosnąć, czy spadać.
– Określenie przyszłej uprawdopodobnionej tendencji waluty to jeszcze nie wszystko – wymienia dalej Stolarczyk. – Trzeba podjąć decyzję, jaką pozycją zagrać. Innymi słowy, jaki wybrać lewar. Bo przecież im jest on wyższy, tym większa szansa na uzyskanie wysokich zysków. Ale także – większe ryzyko, gdyż nawet drobna korekta na rynku może się okazać zabójcza dla rachunku inwestora.
Ryzyko wzrośnie, gdy inwestor zrezygnuje z usług pośrednika (np. WGI) i zdecyduje się na inwestowanie bezpośrednie (np. w ramach platformy oferowanej przez TMS Brokers czy X-Trade Brokers). Nikt go wtedy nie poprowadzi za rękę i, podobnie jak gracz giełdowy, będzie sobie musiał poradzić sam.
Właśnie ze względu na wysokie ryzyko eksperci przestrzegają przed przerzucaniem w inwestycje foreksowe całych oszczędności. Mogą być świetnym dopełnieniem portfela, ale nie podstawowym jego elementem, i to nawet u osób o naprawdę mocnych nerwach.
– Owszem, potencjalne zyski są tu bardzo wysokie, ale osobiście większą część środków ulokowałbym w instrumentach bezpiecznych (trochę na rynku akcji – przez fundusze inwestycyjne), zaś w forex włożyłbym najwyżej 20 procent – radzi Zabłocki. Jakub Stolarczyk poszedłby dalej. Na rynek walutowy, który jego zdaniem jest szczególnie lubiany przez prywatnych inwestorów, skierowałby nawet trzecią część oszczędności. Forex ma bowiem ten plus, że wycofanie się z niego jest bardzo proste. To dlatego przeważają na nim gracze krótkoterminowi, którzy często zawierają nawet po kilka, kilkanaście transakcji dziennie. Ponoszą stosunkowo niewielkie koszty, gdyż ruchy na tym rynku w ciągu jednego nawet dnia są dosyć duże i w dodatku można od razu zrealizować zysk. Taka właśnie strategia (range trading) przeważa wśród inwestorów walutowych. Tylko mała ich część kupuje walutę, by przetrzymać ją dłużej. W ten sposób inwestują zgodnie z trendem, niczym na rynku akcji.
– Przy takiej strategii trzeba jednak patrzeć długofalowo i zakładać potencjalnie większe straty – uprzedza Jakub Zabłocki. – Ale i ostateczny zysk będzie wówczas większy.
Zanim wejdzie się na forex, trzeba rozstrzygnąć jeszcze jeden dylemat: z kim grać, czyli którą platformę wybrać do zawierania transakcji. Decyzja o tyle stresująca, że powierzenie środków niepewnej instytucji jeszcze bardziej zwiększa ryzyko. Bardzo gorliwie uprzedza o tym Komisja Papierów Wartościowych i Giełd. Jak jednak klienci mają skontrolować, czy wybrana przez nich platforma działa według KPWiG legalnie? Zdaniem Łukasza Dajnowicza, rzecznika Komisji, najprościej można to zweryfikować sprawdzając, czy interesująca nas firma widnieje na liście domów maklerskich, opublikowanej na stronie internetowej KPWiG.
– Firmy inwestycyjne, czyli również platformy foreksowe, bez względu na to, gdzie odbywa się obrót, w którym pośredniczą, powinny być licencjonowane – utrzymuje Łukasz Dajnowicz.
– Dzięki licencjom chronione są interesy inwestujących. Takie dokumenty dają gwarancję, że przedstawiciele spółki oferującej daną platformę nie znikną z walizkami pełnymi pieniędzy naiwnych klientów.
Komisja na swoich stronach WWW publikuje również listę tzw. ostrzeżeń publicznych. Umieszcza na niej instytucje, które nie mają zezwolenia na prowadzanie działalności maklerskiej w Polsce. W tym wykazie znaleźć można także znajomo brzmiącą nazwę: X-Trade. Tyle że KPWiG ostrzega przed spółką z o.o., zaś firma Jakuba Zabłockiego ma już status domu maklerskiego. KPWiG radzi także uważać na spółkę Palladia. Ale i ona poradziła sobie z problemem – od 1 lutego oficjalnie jest własnością Internetowego Domu Maklerskiego. Wśród wymienionych znaleźć też można np. Easy Forex, spółkę zarejestrowaną w Australii, czy spółkę cywilną Efix Polska. Sylwester Majewski z Forex Desk broni jednak swojej firmy, nielicencjonowanej w Polsce.
– Inwestowanie na rynkach forex jest całkowicie legalne, a inwestor ma prawo dowolnie obracać swoimi pieniędzmi – przekonuje Majewski. – Na terenie Polski niedozwolone jest natomiast prowadzenie bez zgody KPWiG działalności maklerskiej w charakterze brokera rynku forex. Forex Desk nie podlega tym kryteriom.
– Platformy foreksowe oferują ciekawe produkty i niewątpliwie mogłyby znaleźć w Polsce swoją niszę – kontruje Dajnowicz. – Muszą się jednak ucywilizować, a my je będziemy ścigać dopóty, dopóki nie przyjdą po licencje.
Cóż, gra na foreksie jest na tyle stresująca, że aż trudno urzędnikom dopuścić do siebie myśl, iż inwestor może np. pozwalać na to, by jego walutowy pośrednik działał poza systemem licencji. Jak widać, walutowa spekulacja w XXI w. nadal niektórym kojarzy się wyłącznie z… cinkciarzami.
Aleksandra Gieros
Zdaniem inwestora
Zacząłem czynnie inwestować we wrześniu 2005 r. – opowiada Kamil Wójcicki, marketingowiec z firmy Martex. – Wcześniej, przez dobre półtora roku, obserwowałem rynek i jego zachowania, po trosze z obowiązku zawodowego, po trosze z zainteresowania. Gdy wydawało mi się, że już mam o tym pojęcie, zacząłem grać na „rzeczywistej walucie”. Wprawdzie zdawałem sobie sprawę, że trzeba opanować nerwy i podchodzić do rzeczy racjonalnie, ale szybko przekonałem się, że to wcale nie jest takie proste… Z czasem można się przyzwyczaić, że w pewnym momencie należy pohamować emocje, zamknąć oczy i nabrać dystansu. No i zawsze trzeba założyć maksymalny poziom straty. Raz przestałem się kontrolować, uznałem, że a nuż się uda. No i straciłem. To był błąd, ale i przestroga na przyszłość. Straty, oczywiście, się zdarzają. Ale jest i druga strona. Kiedyś na jednej pozycji zarobiłem 150 proc. w stosunku do zainwestowanej kwoty. Na inwestycje na foreksie przeznaczam średnio 2 – 3 proc. moich oszczędności, czasem tylko dochodzę do 5 procent.
Minisłownik terminów koreksowych
Ask – cena, po której oferowana jest waluta lub inny instrument finansowy
At best – wydana dealerowi instrukcja kupna lub sprzedaży po najlepszej do osiągnięcia cenie
Bid – cena oferowana przez kupującego waluty lub inne instrumenty finansowe
Desk – termin odnoszący się do grupy wykonującej transakcje na określonej walucie lub walutach
Kurs crossowy – kurs dwóch walut bez udziału dolara amerykańskiego (np. CHF/PLN)
Limit order – zlecenie z podanym limitem ceny
Pip – minimalna wartość, o którą może zmienić się cena waluty, dla większości walut oznacza czwarte miejsce po przecinku i stanowi jedną setną procenta
Profit Taking – realizacja zysków
Spot – najczęściej spotykana transakcja walutowa
Spread (widełki cenowe) – różnica między ceną kupna i sprzedaży
Stop-Loss order – (zlecenie stop loss) – zlecenie mające na celu zamknięcie po określonej cenie pozycji przynoszącej stratę.





























































