Problemy finansowe wielkiego chińskiego dewelopera Evergrande wywołały obawy na rynkach finansowych oraz falę pytań: czy to będzie chiński Lehman Brothers? Evergrande to firma posiadająca 300 mld USD długu mająca problemy z obsługą tego zadłużenia. Nie można wykluczyć, że bankructwo takiego podmiotu wywołałoby kryzys gospodarczy w Chinach oraz wstrząs na całym świecie.


Czy to realny scenariusz? Nie odpowiem w pełni na to pytanie, ponieważ nie czuję się kompetentny w analizie finansów chińskich deweloperów. Przywołam jednak argumenty z debaty ekonomicznej, która od wielu, wielu lat toczyła się na świecie i dotyczyła ryzyka kryzysu finansowego w Chinach. Można wskazać na parę czynników, które czynią chińską sytuację podobną do tej ze Stanów Zjednoczonych z końca pierwszej dekady XXI wieku. Jest też jednak kilka cech, którymi Chiny się wyróżniają.


Chiny w ostatniej dekadzie doświadczyły potężnego wzrostu zadłużenia – dług sektora prywatnego, czyli firm i gospodarstw domowych, w ciągu 10 lat wzrósł ze 145 do 220 proc. PKB. Pozwoliło to Chinom kontynuować ekspansję gospodarczą w dekadzie, w której kraje rozwinięte przechodziły niemal stagnację. Żeby rzucić na te dane nieco światła, warto dla porównania podać, że w Polsce dług sektora prywatnego wynosi niecałe 100 proc. PKB. W Stanach Zjednoczonych tuż przed wybuchem kryzysu finansowego w 2008 r. dług ten nie przekraczał 170 proc. PKB.
Problem chińskiego długu od lat przyciągał uwagę ekonomistów. Regularnie ostrzegawcze analizy na ten temat publikował Międzynarodowy Fundusz Walutowy. W 2016 r. ekonomiści Joong Kang i Wojciech Maliszewski pokazali, że wysokość i tempo przyrostu chińskiego długu prywatnego są identyczne jak w krajach, które w przeszłości przechodziły spektakularne kryzysy finansowe – Japonii, Tajlandii czy Hiszpanii. Dwa lata później ekonomiści MFW ostrzegali, że brak ograniczenia akcji kredytowej może doprowadzić do gwałtownych wstrząsów.
Jednak analogie Chin i Stanów Zjednoczonych nie są oczywiste. Przede wszystkim, Chiny od 2018 r. prowadziły politykę delewarowania i zatrzymały przyrost wskaźników długu – słuchając głosu różnych ekonomistów. Warto zauważyć, że wskaźnik długu prywatnego w ciągu trzech lat do momentu wybuchu pandemii praktycznie nie wzrósł. Problemy Evergrande są w pewnym sensie pokłosiem tej polityki, ponieważ rząd od dłuższego czasu ogranicza możliwość zadłużania się przez deweloperów.
Ponadto Chiny są krajem zarządzanym częściowo etatystycznymi metodami, który ma większe możliwości wpływania na zachowania banków niż kraje rozwinięte. Przyjmuje się czasem, że w tego typu systemie łatwiej jest opanować ewentualne zjawiska kryzysowe, choć hipoteza taka nigdy nie została przetestowana w trudnych warunkach.
Są też inne czynniki mitygujące ewentualne ryzyka finansowe. Chiny mają wysoką stopę oszczędności i są w nieznacznym stopniu uzależnione od zewnętrznego kapitału, co czyni ewentualne ryzyka zarażenia (ang. contagion) niższymi niż w przypadku gospodarek mocno powiązanych finansowo ze światem. Polityka fiskalna w Chinach ma wciąż bardzo duże pole manewru. Warto też pamiętać, że przez ostatnią dekadę politycy wiele się nauczyli w zarządzaniu ryzykami finansowymi. Podejrzewam, że w dzisiejszych warunkach nikt w USA nie dopuściłby do upadku takiego banku jak Lehman Brothers – administracja George’a Busha w 2008 r. ewidentnie źle oceniła ryzyko.
Ciekawą opinię na temat perspektyw rozwoju chińskiego wstrząsu hipotecznego (bo na razie trudno jeszcze mówić o kryzysie) wyraził ekonomista Jens Nordvik, założyciel firmy Exante Data. Jego zdaniem ryzyko kryzysu finansowego na miarę 2008 r. jest niskie z powodu innego podejścia chińskiego rządu i odmiennych niż w przypadku USA instrumentów, które ma do dyspozycji. Delewarowanie może jednak być procesem o dużym wpływie na realną gospodarkę, bo zmniejszy popyt w różnych sektorach. Na tym ryzyku należy teraz koncentrować uwagę. Przyjąłbym to jako dobry punkt wyjścia do obserwacji wstrząsów na chińskim rynku.