Trudno odnieść wrażenie, że jesteśmy narodem szczęśliwym i zadowolonym z tego co udało się osiągnąć. Przepotężnie dzieli nas polityka i sprawy światopoglądowe, jednak to zapewne z perspektywy czasu kolejne pokolenia docenią nasz wkład w rozwój kraju. Wszak dziś XX-lecie międzywojenne oceniamy jako dwadzieścia lat doniosłych zmian i inwestycji, choć gdyby zapytać Polki i Polaków sto lat temu jak im się żyje, to z pewnością usłyszelibyśmy znane nam i dziś narzekania.
Przedsiębiorcza Polska
Gdy w 1989 r. gospodarka zaliczyła bankructwo i rozpoczynały się reformy, mało kto wówczas myślał, że zaledwie w ciągu kilku lat staniemy się gospodarczymi tygrysami w regionie. Ambitna polityka rządu premiera Tadeusza Mazowieckiego i prorynkowa do bólu terapia szokowa Leszka Balcerowicza spotkały się z przedsiębiorczym społeczeństwem chcącym wolności w każdym wymiarze, przede wszystkim w gospodarce. Liczba powstających podmiotów była imponująca. I choć zamykanie państwowych zakładów w przeważającej większości nierentownych i na skraju bankructwa przyniosło wiele problemów społecznych, to z perspektywy czasu należy stwierdzić, że warto było podjąć ten trud.
Dziś, będąc od 26 lat w NATO, od ponad dwóch dekad w Unii Europejskiej stajemy się zarówno krajem jak i narodem bardziej zasobniejszym. Pytanie tylko co dalej?
Politycy i wojskowi ostrzegają, że za 2-3 lata Rosja może stanowić problem dla krajów wschodniej flanki NATO, czyli w głównej mierze dla nas. Nie wchodząc zbyt głęboko w geopolityczne dywagacje, czy tak faktycznie będzie, czy też nie, warto wrócić do czasów zimnej wojny, gdy kraje dwóch bloków militarnych uczestniczyły przez lata w wyścigu zbrojeń. Mimo wielu kryzysów w Zatoce Świń na Kubie w 1961 r. czy też w naszym regionie takich jak ten na Węgrzech w 1956 r., w Pradze w roku 1968 czy też w Polsce podczas Stanu Wojennego wprowadzonego w 1981 r. na szczęście nie doszło do konfrontacji państw NATO z krajami Układu Warszawskiego. Związek Sowiecki najechał Afganistan, ale po kilku latach krwawej batalii musiał się stamtąd wycofać. Po drodze były jeszcze najazdy na Czeczenię czy Gruzję, a teraz na Ukrainę, by pokazać całemu światu, gdzie przebiega strefa wpływów Kremla.
Bob Woodward w swojej najnowszej książce "Wojna" przytacza dane amerykańskich agencji wywiadowczych, wedle których w roku 2024 Rosja utraciła 87 proc. swojej przedwojennej armii. To oznacza, że kraj ten jest znacząco osłabiony militarnie działaniami zbrojnymi prowadzonymi od przeszło trzech lat na Ukrainie i musi odbudować swój potencjał. Co za tym idzie, gospodarka jest teraz przestawiona na produkcję zbrojeniową, bo Moskwa chce jak najszybciej przywrócić zdolności bojowe wojsk konwencjonalnych.
Informacja o gospodarce wojennej w Rosji działa szczególnie mocno na naszą narodową traumę wojenną. Jednak warto pamiętać, że przekierowanie potencjału gospodarczego na potrzeby wojska oznacza, że wiele innych sektorów nie będzie się rozwijać. W wyścigu technologicznym nasz wschodni sąsiad nie zrobi doniosłych kroków. Co więcej, to dzięki Stanom Zjednoczonym i prowadzonemu przez ten kraj podbojowi kosmosu czy rozwojowi sił zbrojnych świat otrzymał polar, goretex czy globalny system nawigacji GPS, z którego każdego dnia korzystają setki milionów ludzi na całym świecie. Siły zbrojne Rosji podobnie jak i gospodarka to nie jest zaawansowana technologia, tylko mówiąc w wielkim uproszczeniu prosta przewaga masy.
Wydatkowanie 4,7 proc. PKB na siły zbrojne przez Polskę jest z odpowiedzią na powyższe zagrożenia. Kupujemy sprzęt i staramy się modernizować siły zbrojne, ale jest tu też jeszcze jeden komponent szalenie istotny dla naszego spokoju. Tak jak po zamachach z 11 września godziliśmy się na zwiększone środki bezpieczeństwa na lotniskach, a co za tym idzie dłuższe kontrole podczas odpraw przed wejściem na pokład samolotu, tak teraz wręcz oczekujemy od rządu, że wyda ze wspólnej kasy setki miliardów złotych na zbrojenia.
Nowa strategia potrzebna na lata
Mamy dobre wskaźniki makro. Tempa wzrostu gospodarczego może nam pozazdrościć niejeden kraj ze Strefy Euro, mamy niski poziom bezrobocia i w miarę przystępne podatki. Co prawda inflacja jeszcze trochę podskakuje, ale zbliża się powoli do celu NBP. Zadłużamy się oczywiście, ale akceptujemy ten stan, bo taka jest cena poczucia bezpieczeństwa. To sytuacja na teraz. A przyszłość?
Nie utrzymamy pozycji 20 gospodarki na świecie, stawiając na dotychczasowe silniki napędzające PKB. Polska nie pociągnie jako wielka montownia na rzecz zagranicznych podmiotów.
Potrzebujemy wizji. Potrzebujemy strategii. Potrzebujemy wreszcie dobrej taktyki na kolejne lata. To niestety nasza pięta achillesowa, za którą płacą kolejne pokolenia Polaków.
Dobre planowanie i wdrażanie udaje się Skandynawom, Niemcom czy też Anglosasom. Potrafimy postawić sobie cel taki jak wejście do NATO czy UE, osiągnąć ponadpartyjne porozumienie i doprowadzić do akcesji. Ścieżka dojścia jest oczywiście wymagająca, ale to dobrze oznakowana droga i osiągnięcie celu nie jest aż tak bardzo trudne. Potrzebna jest determinacja i uparte dążenie do celu. Jednak chcąc przekierować gospodarkę na nowe tory, sprawa nie jest już tak prosta.
Po pierwsze, ciężko jest stworzyć strategię, bo jak wiadomo „gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania”. Trudno jest nie tylko osiągnąć porozumienie wewnątrz jednego środowiska, bo lubimy się dzielić, tworzyć koterie czy różnego rodzaju podstoliki, ale problematyczne jest stworzenie szerszego frontu wokół danej sprawy. O ile jeszcze sprawa dotyczy tak kluczowego obszaru jak bezpieczeństwo, to jest szansa na względne porozumienie. Jednak gdy rzecz ma dotyczyć tak rozległego obszaru jak nowa strategia gospodarcza, to jest mało prawdopodobne, aby się to udało.
Politycy niestety nie znają się na gospodarce, mają nikłe doświadczenie w prowadzeniu biznesu, a już swojego, to absolutna abstrakcja. Bo cóż zawodowy polityk zasiadający w ławach sejmowych od lat, żyjący w bańce i absolutnie swoim świecie wie o gospodarce, biznesie czy światowych megatrendach?
Nie zwalnia to jednak każdego kolejnego rządu od odpowiedzialności, by taką strategię stworzyć i wdrażać. Jest wielce prawdopodobne, że jeśli zacznie przynosić ona owoce, to następcy przynajmniej w części będą to dzieło kontynuować, choć historia daje nam wiele przykładów, że nie ma na to pewności.
Choćby reforma emerytalna rządu Jerzego Buzka wprowadzająca OFE. Kolejne rządy jej nie dokończyły i nie rozszerzyły możliwości inwestycyjnych PTE w inne instrumenty finansowe niż rządowe obligacje, stąd powiększał się dług i Jacek Rostowski zlikwidował fundusze mające na celu zapewnić dodatkowe źródło dochodów na emeryturze. W obecnym rządzie brakuje człowieka, który potrafiłby sięgnąć wyobraźnią w przód o kilkanaście/kilkadziesiąt lat.
Taką osobą w poprzednim rządzie PO-PSL był Michał Boni. Potrzebny jest wizjoner nie do deregulacji, tylko do rozwoju kraju bazujący na rozwijających się technologiach, światowych megatrendach i umiejący dostrzec zarówno globalne szanse jak i zagrożenia. Jeżeli nie jest to jeden człowiek, to niech będzie zespół w rodzaju Task Force, a nie Narodowej Rady Rozwoju, która zwołana 10 lat temu przez prezydenta Andrzeja Dudę nie jest się w stanie pochwalić żadnym dorobkiem.
Dream team
O ile naszą bolączką jest nieumiejętność budowania strategii, to od wieków możemy się poszczycić wspaniałymi ludźmi – naukowcami, wynalazcami, twórcami czy przedsiębiorcami. Jest Olga Malinkiewicz od perowskitów, Sławosz Uznański, który co dopiero wrócił z kosmicznej wyprawy, ale i świetnie rozumiejący zmiany klimatu i potrzebę transformacji Marcin Popkiewicz czy mieszkający w Kalifornii Adam Drewniany na co dzień inwestujący w najnowocześniejsze technologie. Taki zespół wsparty najlepszymi ludźmi z polskiego biznesu jak Sebastian Jabłoński twórca i szef Respect Energy czy Ryszard Florek, założyciel Fakro, drugiej na świecie firmy produkującej okna dachowe mógłby faktycznie wypracować dobrą ponadpartyjną strategię rozwoju Polski na kolejne dekady. Ci ludzie nie tylko potrafią rozwijać biznes w gąszczu polskiego i światowego ustawodawstwa, ale i rozumieją specyfikę obecnego globalnego systemu gospodarczego. Widzą światowe trendy i potrafią dostrzec szanse dla naszego kraju – ani zbyt dużego, ale też niemałego.
Bez względu na to, czy Polska wejdzie formalnie do grupy G20 kosztem usunięcia z tego grona przegonionej właśnie Szwajcarii, potrzebujemy nie tylko nowej strategii rozwoju na kolejne dekady, ale ponadpartyjnej zgody na jej realizacje.
Na początek musimy zmienić nasze szkolnictwo wyższe, świat poszedł ostro do przodu, zostawiając w tyle polskie uczelnie i to nie tylko w rankingach. Trzeba nam zmienić politykę migracyjną, bo potrzebujemy ludzi do pracy, bez względu na robotyzację i rozwój AI. Energetyka to wielki obszar i nie ogranicza się on tylko do jej wytwarzania. Potrzebujemy tanich i rozproszonych źródeł wspartych systemami magazynów z inteligentną siecią elektroenergetyczną. Jednak budowa systemu energetycznego powinna być odpowiedzią, na jakiego profil będzie potrzebować gospodarka – czy będą to centra danych wymagające stałych dużych dostaw energii, czy też będzie to zaawansowana technologicznie produkcja przemysłowa wymagająca prądu w czasie dnia.
Mateusz Morawiecki były premier oraz minister finansów i gospodarki w rządach Zjednoczonej Prawicy chciał uciec z tzw. pułapki średniego wzrostu. Mimo pandemii, która ogarnęła świat ponad 5 lat temu i późniejszego najazdu wojsk Putina na Ukrainę, Polska się rozwija. Bez względu na to, z jakimi zagrożeniami przyjdzie się nam zmierzyć, nie zwalnia to obecnego rządu pod wodzą Donalda Tuska od stworzenia i wdrożenia nowego planu rozwoju naszego kraju. Tak jak energetyka to nie tylko wytwarzanie energii, tak obronność, to nie tylko czołgi i karabiny. Warto mieć na uwadze, że nowoczesne łączenie sektorów i rozwój technologii to obszary podwójnego zastosowania, gdzie finalne rozwiązania można zastosować na rynku wojskowym i cywilnym zwiększając tym samym wartość dodaną gospodarki.
Cytat "miałeś, chamie, złoty róg, ostał ci się ino sznur" z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego znamy zbyt dobrze, bo i zbyt wiele razy przewijał się w naszej historii. Może tym razem będzie inaczej?