Chińskie ministerstwo handlu ogłosiło, że nałoży dodatkowe cła w wysokości 5 proc. lub 10 proc. na 5 078 produktów sprowadzanych ze Stanów Zjednoczonych. Dotyczy to m.in. płodów rolnych: od 1 września będzie to 5-proc. cło na amerykańską fasolę, a od 15 grudnia 10-proc. cło na pszenicę, kukurydzę i sorgo. Od 1 września Chiny obejmą też 10-procentowym cłem amerykańską wołowinę i wieprzowinę., ropy naftowej, małych samolotów oraz samochodów.
Roczna wartość oclonego importu szacowana jest na ok. 75 mld dolarów.
- Decyzja Chin, aby wprowadzić dodatkowe cła, jest podyktowana unilateralizmem i protekcjonizmem Stanów Zjednoczonych – głosi oświadczenie władz ChRL.
Rzecznik chińskiego ministerstwa handlu Gao Feng przestrzegał w czwartek, że jeśli nowe cła zostaną wprowadzone, doprowadzi to do eskalacji utrzymujących się od ponad roku napięć handlowych. Ocenił również, że nowe taryfy są sprzeczne z konsensusem osiągniętym przez oba kraje.
Rzecznik nie odpowiedział wprost na pytanie, czy chińska ekipa pod przewodnictwem wicepremiera Liu He pojedzie we wrześniu do Waszyngtonu na kolejną rundę negocjacji, jak wcześniej zapowiadano. Negocjatorzy z Chin i USA spotkali się pod koniec lipca w Szanghaju po raz pierwszy od maja, gdy załamały się prowadzone od wielu miesięcy rozmowy. Wznowienie rokowań uzgodnili w czerwcu prezydent Trump i przywódca ChRL Xi Jinping, gdy spotkali się kuluarach szczytu G20 w Osace.
Jak widać stanowiska Pekinu nie złagodziło ani częściowe opóźnienie wprowadzenia nowych ceł do 15 grudnia, ani przełożenie „egzekucji” Huaweia. Stosunki między dwoma mocarstwami zaogniło też uznanie Chin za „manipulatora walutowego” przez amerykański Departament Skarbu. Oliwy do ognia dolała też sprawa prodemokratycznych protestów w Hongkongu popartych przez rząd USA.
KK