Czwartek był dniem wielkiego odreagowania. Ale najbardziej spektakularnie objawiło się ono na rynku ropy naftowej. Iskrą podpalającą wyprzedany rynek był wniosek Wenezueli o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia OPEC.


Kontrakty na teksańską ropę Crude (WTI) z październikowym terminem dostawy zakończyły czwartkową sesję w handlu tradycyjnym wzrostem o prawie cztery dolary na baryłce, co przekłada się na 10,3% powyżej zamknięcia środowych notowań. To największa od marca 2009 roku dzienna zwyżka najbardziej aktywnego kontraktu na ropę w Nowym Jorku.
Tak silne odbicie nastąpiło w trzecią sesję po tym, jak naftowe kontrakty osiągnęły najniższy kurs od... marca 2009 roku. Czwartkowa zwyżka pojawiła się na skrajnie wyprzedanym rynku - 14-dniowy RSI dwa dni temu spadł do 16,5 pkt.
Europejska ropa Brent podrożała o 8,2%, osiągając cenę 47,23 USD za baryłkę. To o pięć dolarów więcej niż cena baryłki ropy amerykańskiej.
Notowania „czarnego złota” rosły przez cały dzień, podążając w ślad za zwyżkującymi rynkami akcji. Po tak silnej przecenie, jaka miała miejsce w ostatnich tygodniach (spadek z ponad 60 do 42 USD za baryłkę), wystarczyła nawet najmniej wiarygodna plotka, aby wygenerować silne odbicie.
Za pretekst posłużyła informacja podana przez „Wall Street Journal”, jakoby Wenezuela miała zwołać nadzwyczajne spotkanie naftowego kartelu. OPEC przy współpracy z Rosją miałby ograniczyć wydobycie, aby zatrzymać spadek cen surowca.
Szanse na realizację takiego scenariusza wydają się niewielkie: cały OPEC regularnie przekracza dzienny limit wydobycia, a produkcja w Arabii Saudyjskiej bije historyczne rekordy. Producenci walczą o udziały w ledwo rosnącym rynku, pozostawiając rentowność produkcji na dalszym planie. Póki co ostatnie wzrosty zarówno na rynkach akcji jak i na surowcach można traktować jako odreagowanie gwałtownej przeceny z ostatnich dni.


























































