Ministerstwo Finansów chce utrzymać deficyt w ryzach, ale Komisja Europejska na razie nie daje temu wiary. Eksperci ostrzegają, że możemy znów trafić na cenzurowane.


Ostatnie tygodnie Paweł Szałamacha, minister finansów, poświęcił na przekonywanie wszystkich, że program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości będzie realizowany, ale wyłącznie w taki sposób, żeby deficyt pozostał pod kontrolą. Cel dla ul. Świętokrzyskiej to utrzymać niedobór w publicznej kasie poniżej 3 proc. PKB.
To jednak nie do końca przekonuje urzędników z Komisji Europejskiej (KE), którzy podkreślają, że schody zaczną się za rok.
Finanse kuleją…
Bruksela jak co roku przygotowała tzw. zimowe prognozy dla całej Unii Europejskiej. Pod lupę wzięto nie tylko perspektywy gospodarcze, ale też finanse państw członkowskich. Jeszcze na początku listopada unijni analitycy ze spokojem patrzyli na nasz budżet.
Wystarczyły jednak trzy miesiące i nagle pojawiło się ryzyko, że znów trafimy na czarną listę, chociaż dopiero co zdjęto z nas procedurę nadmiernego deficytu.KE prognozuje, że deficyt całego sektora finansów publicznych (liczony razem z samorządami i systemem ubezpieczeń społecznych) spadł w ubiegłym roku do 3 proc. PKB, w tym roku będzie jeszcze niższy i wyniesie tyle, ile prognozuje MF — 2,8 proc., ale już w przyszłym znów wystrzeli do… 3,4 proc.
Czytaj więcej w "Pulsie Biznesu"