Podczas gdy na giełdach narasta koronawirusowa panika, notowania niektórych spółek przeżywają prawdziwy renesans. Oprócz biotechnologicznych i okołomedycznych spółek, wbrew giełdowym trendom podąża także CDA, czyli właściciela platformy umożliwiającej oglądanie filmów w internecie. Choć od 24 lutego WIG20 stracił już przeszło 20 proc., akcje CDA przez ostatnie tygodnie nie poddawały się panice. Na środowej sesji drożały zaś nawet o 17 proc.
- To jest naturalna kolej rzeczy, że w momencie kiedy pojawiają się obostrzenia dotyczące opuszczania domów, to ludzie oglądają filmy i grają w gry. Nie jest to tajemnicą, że to dobry czas dla serwisów VOD. Dla nas oczywiście też - tłumaczy w rozmowie z Bankier.pl Wolfgang Laskowski, rzecznik prasowy spółki oraz pełnomocnik zarządu ds. rozwoju usług.
Popularność VOD rosła już przed epidemią. Za trzyliterowym skrótem kryją się słowa "video on demand", czyli z angielskiego video na żądanie. Do grupy serwisów oferujących tę usługę należy oprócz CDA m.in. HBO GO, czy Netflix. Sam Netflix zresztą też wydaje się odporny na giełdową panikę. Choć S&P500 bliski jest wkroczenia w obszar bessy, akcje Netfliksa notowane są obecnie przy podobnych cenach, jak na początku globalnej giełdowej paniki. W VOD wierzą zatem nie tylko inwestorzy w Polsce, ale także i w USA.
- Sytuacja jest dynamiczna i nikt tak naprawdę nie wie, jak się to wszystko rozwinie. Póki co możemy tylko powiedzieć, że obecnie mamy dobry czas dla serwisów VOD i w ogóle do szeroko rozumianej aktywności online. Widać to było w Chinach, gdzie aktywność podczas kwarantanny w dużym stopniu przeniosła się właśnie do strefy online - tłumaczy Laskowski. Na korzysć serwisów VOD działa także fakt, że działają w systemie subskrybcyjnym. "Koronawirus" może im napędzić zatem klientów, którzy zostaną przy VOD na dłuższy czas.
Przemysł filmowy ma problemy
Warto jednak zauważyć, że dostawca treści dla VOD, czyli przemysł filmowy, jest w zupełnie innej sytuacji. - Branża kinowa i filmowa cierpią. Coraz mniej ludzi kupuje bilety do kina, odwoływane są zdjęcia, a aktorzy kręcą nosem na plenery w strefach, w których stwierdzono dużą liczbę chorych. Straty będą znaczne - wyliczała Agata Wojciechowska w tekście "Koronawirus drenuje branżę filmową. Straty idą w miliardy".
To nie abstrakcja. Wystarczy przypomnieć, że w środę polski rząd zadecydował o zawieszeniu działalności instytucji kultury: teatrów, oper, filharmonii, muzeów, a także kin i sieci kinowych. Przekładane są głośne premiery, w tym m.in. najnowszego filmu o przygodach Jamesa Bonda. O ile samo zamknięcie placówek kulturalnych działa na korzyść serwisów VOD, ponieważ napędza im klientów chcących obejrzeć filmy, o tyle ewentualne załamanie w branży filmowej to poważne ryzyko.
Wolfgang Laskowski jednak uspokaja. - Filmy nie są czymś, nad czym pracuje się tydzień czy miesiąc, to znacznie dłuższy proces. Zatem nie sądzę, by obecna sytuacja jakoś mocno odbiła się na dłuższą metę na całej branży. Ucierpieć mogą za to premiery zaplanowane na teraz. Część już teraz jest przesuwana na później, a jeżeli miałoby to potrwać dłużej, to być może pojawią się pomysły, by przeprowadzać premiery w internecie. Ale obecnie to chyba zbyt daleko idąca prognoza - wyjaśnia rzecznik CDA.
Adam Torchała