Od początku rosyjskiej napaści na Ukrainę obserwowaliśmy dynamiczne osłabienie złotego. Przez 12 dni wojny na wschodzie kurs euro podskoczył z 4,58 zł do rekordowych 4,96 zł obserwowanych w poniedziałek rano. Rekordowo drogi jest także frank szwajcarski. Więcej o sytuacji na polskim rynku walutowym piszemy w tekście zatytułowanym „Kurs euro uderzył w historyczny szczyt”.
W cieniu dramatu na rynku złotego od piątku obserwujemy mocną przecenę polskich obligacji skarbowych, które przez pierwszy tydzień wojny rosyjsko-ukraińskiej przeszły bez strat własnych. To się jednak zmieniło w ostatni piątek, kiedy to rentowność polskich obligacji 10-letnich poszła w górę o przeszło 23 pb. W poniedziałek rano przecena polskich obligacji była kontynuowana.
Rentowność 10-letnich obligacji rządu RP sięgnęła 4,56%, co jest najwyższą wartością od 7 lat. Wzrost rentowności obligacji sygnalizuje spadek jej ceny rynkowej. W przypadku obligacji 2-letnich widzimy wzrost dochodowości o blisko 20 bp., do poziomu 4,53%. Póki co nie są to poziomy, które skłaniałyby do paniki. Dekadę temu polskie 10-latki płaciły 5,5% i świat się wtedy nie zawalił. Tym bardziej, że teraz mamy do czynienia z zapewne już sięgającą 10% inflacją CPI, która pozwala rządowi w szybkim tempie zwiększać dochody podatkowe (głównie z tytułu podatku VAT).
Rosnące rentowności polskiego długu to z jednej strony reakcja rynku na wzrost inflacji CPI oraz oczekiwane mocniejsze podwyżki stóp procentowych w Narodowym Banku Polskim. Ekonomiści Pekao spodziewają się, że na marcowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej zapadnie decyzja o podniesieniu stopy referencyjnej aż o 100 pb. Do niedawna oczekiwano podwyżki tylko o 50 pb. Patrząc na galopującą deprecjację złotego taka reakcja RPP byłaby ze wszech miar pożądana, choć już teraz wydaje się być mocno spóźniona.
- Oczywiście złoty jest mocno niedowartościowany i odjechał od fundamentów, ale w tę stronę działa teraz grawitacja. Szybsze podwyżki stóp mogą (trochę) złagodzić presję na polską walutę - oceniają analitycy Banku Pekao. - Teoretycznie, szok wojenny nie powinien zmieniać oczekiwanej ścieżki stóp procentowych… z jednym wyjątkiem – kursu. W sytuacji, gdy wszystkie inne dźwignie dostępne bankowi centralnemu zostały wykorzystane, ścieżka stóp procentowych jest w krótkim okresie jedynym sposobem odblokowania kanału kursowego polityki pieniężnej – dodają.
Niezależnie od tego, co faktycznie zrobi RPP, wzrost rynkowych stóp procentowych w Polsce już jest faktem. Oznacza to wzrost kosztów finansowania ogromnego zadłużenia publicznego (na koniec III kw. 2021 r. podliczonego na ponad 1,4 biliona złotych), co ma szczególne znaczenie w obliczu wzrostu wydatków rządowych związanych z pomocą dla uchodźców z Ukrainy.
Ale rosnące koszty kredytu dotyczą całej gospodarki. Wyższe rentowności papierów skarbowych oznaczają, że w górę pójdzie także oprocentowanie kredytów dla przedsiębiorstw. Wyższe raty prędzej czy później zapłacą także gospodarstwa domowe zadłużone z tytułu kredytów mieszkaniowych. Obecnie 3-miesieczny WIBOR wynosi 3,78% i jest już o 350 pb. wyższy, niż był na początku października. Oznacza to, że miesięczna rata „hipoteki” opiewającej na 300 000 zł w niespełna pół roku wzrosła o ponad 42%. I wiele wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec podwyżek stóp procentowych w Polsce, które w tym roku mogą sięgnąć poziomu 5,5% - tak przynajmniej wynika ze stawek kontraktów FRA.