Indeks S&P500 spadł we wtorek o 1,24% i tym samym przerwał trwającą 109 sesji serię bez dziennego spadku o przynajmniej 1%. Była to zatem najsilniejsza przecena amerykańskich akcji od blisko pół roku.


11 października 2016 roku. Wtedy to S&P500 zaliczył sesyjny spadek o 1,24%. Sto dziesięć sesji później, we wtorek 21 marca historia zatoczyła koło i najważniejszy giełdowy indeks świata odnotował stratę... także 1,24%. Stało się to po trwającym niemal pół roku festiwalu wzrostów i bicia historycznych rekordów, podczas którego ani razu nie przytrafiła się „wpadka” w skali -1%.
Dow Jones stracił we wtorek 1,14%, a Nasdaq Composite spadł o 1,82%. Jeszcze większą stratę – bo aż o 2,5% - odnotował Russell2000, czyli indeks zrzeszający „małe” amerykańskie spółki.
Prawie tyle samo stracił sektorowy indeks S&P dla branży finansowej. Akcje Bank of America potaniały o ponad 5%, a notowania Goldman Sachs spadły o blisko 4%. To właśnie akcje banków były największymi beneficjentami wyborczego zwycięstwa Donalda Trumpa – kurs takiego Goldmana przez ostatnie pół roku wzrósł o ponad 40% i to nawet uwzględniając dzisiejszy spadek.
„Oficjalnym” wytłumaczeniem wtorkowej przeceny były doniesienia z Kongresu, gdzie podobno grupa ponad 20 republikańskich kongresmenów nie jest skłonna poprzeć republikańskiej ustawy uchylającej reformę systemu medycznego wprowadzoną przez Baracka Obamę (tzw. Obamacare). Ta sama grupa może też storpedować proponowaną przez Donalda Trumpa obniżkę podatków, co było jedną z głównych zachęt do kupowania akcji.
Jednakże moim zdaniem waszyngtońska polityka była jedynie pretekstem do sprzedaży akcji i realizacji zysków po trwającym od listopada rajdzie. Do spadków przyczyniła się przede wszystkim rynkowa grawitacja: ceny akcji zbyt oddaliły się od jakichkolwiek fundamentalnie uzasadnionych wycen (c/z dla indeksu S&P500 przekroczył 26!), spadkowe sesje stały się egzotyką, a inwestorzy zapomnieli, co to strach. Całe „inwestowanie” w ostatnich miesiącach sprowadzało się do strategii BTFD (kupowania dołka) i znalezienia większego frajera, który kupi od nas jeszcze drożej.
Krzysztof Kolany


























































