- Nie chcielibyśmy doprowadzić do takiego scenariusza. Mamy czas z podpisaniem nowego porozumienia do końca tego roku, jednak nie możemy pozwolić na dalsze dostawy bez podpisania kontraktu – powiedział rzecznik prasowy Gazpromu Siergiej Kurpianow. Niskie ceny gazu i jego bezpośrednia dostawa mają być dostępne tylko po spełnieniu szeregu wymagań, m.in. spłaty zadłużenia. W innym przypadku ceny zostaną podniesione ze 179,5 dolarów do 400 dolarów za tysiąc metrów sześciennych – straszy Aleksiej Miller, szef Gazpromu.
Strona ukraińska, reprezentowana przez krajowego operatora Naftohaz, jest zdania, że dług wynosi jedynie 1,27 miliarda dolarów. Różnica w zdaniach dotyczy okresu rozliczeniowego za który trzeba uiścić należności. Ukraińcy twierdzą, że muszą zapłacić za okres od września do października tego roku, podczas gdy Gazprom uwzględnia również listopad dodając do tego odsetki karne za opóźnienie. Wierzycielem jest rosyjsko-ukraińska firma RosUkrEnergo, która w wielu opracowaniach z branży energetycznej jest podawana za wzór polityki Moskwy dążącej do monopolizacji rynków.
Przez Ukrainę Rosja przesyła około jednej piątek eksportu gazu do Europy (resztę przez Białoruś). Każde ograniczenie dostaw z powodów polityczno-ekonomicznych do tych dwóch krajów wiąże się z opóźnieniami u zachodnich odbiorców. Rozwiązanie tego problemu Rosjanie widzą w budowie dwóch rurociągów omijających wschodnią Europę z północy i z południa – Gazociąg Północny i Południowy Potok.
Na podstawie: reuters.com
Paweł Godlewski
Portal Spraw Zagranicznych























































