Socjalizm w wydaniu wenezuelskim sukcesywnie każe obywatelom obywać się bez dóbr pierwszej potrzeby. Po papierze toaletowym, kawie czy mleku odnotowano niedobór… prezerwatyw.



Niedostateczna podaż siłą rzeczy powoduje wzrost cen. Na stronie Mercado Libre, na której Wenezuelczycy mogą kupić towary niedostępne w zwykłym handlu, a mała paczka prezerwatyw Trojan (3 sztuki) kosztuje 399 boliwarów, a duża (36 sztuk) 4760 boliwarów, Przeliczając tę kwotę na dolary przy oficjalnym kursie otrzymujemy odpowiednio 62 i 755 USD!
Przy czarnorynkowym kursie dolara (dostęp do amerykańskiej waluty po kursie oficjalnym jest mocno utrudniony) mała paczka kosztuje już „tylko” 2 dolary, a duża 25 dolarów. To wciąż jednak więcej niż przed kryzysem zaopatrzeniowym.
W Wenezuelę uderzają ostatnio przede wszystkim niskie ceny ropy naftowej, od której rząd tego kraju jest uzależniony. Wystarczy powiedzieć, że aż 95% waluty potrzebnej do finansowania importu władze pozyskują właśnie ze sprzedaży „czarnego złota”. Wśród importowanych towarów są właśnie m.in. prezerwatywy.
Zachodnie media alarmują, że niedobór prezerwatyw może przełożyć się na wzrost zachorowalności na choroby przenoszone drogą płciową, a także liczbę niechcianych ciąż. Tymczasem aborcja w Wenezueli jest zakazana. Co więcej, za dokonanie aborcji w sytuacji, w której życie matki nie jest zagrożone, do odpowiedzialności karnej pociągnięta może być zarówno lekarz lub inna osoba ją przeprowadzająca (1-3 lata pozbawienia wolności), jak również sama matka (pół roku – 2 lata pozbawienia wolności).
Kilka tygodni temu w Wenezuelczycy zorganizowali w sieci akcję #PustePółki, w ramach której w mediach społecznościowych zamieszczali zdjęcia z lokalnych sklepów. Wcześniej Narodowy Bank Wenezueli przyznał, że gospodarka Wenezueli weszła w recesję, natomiast inflacja sięgnęła 63,6%.





















































