O znaczeniu Podkarpacia jako potencjalnego centrum współpracy z Ukrainą, poszukiwaniu lokalizacji pod fabryki wojskowego sprzętu i perspektywach związanych z przyszłą odbudową kraju naszych wschodnich sąsiadów rozmawialiśmy w Kamilem Dziukiewiczem, starostą powiatu jarosławskiego.


Michał Misiura, Bankier.pl: powiat jarosławski graniczy z Ukrainą. Jak wygląda teraz sytuacja za wschodnia granicą i wzajemne relacje?
Kamil Dziukiewicz, starosta powiatu jarosławskiego: Jesteśmy w stałym kontakcie z naszymi partnerami z Ukrainy. Nie dalej niż wczoraj gościłem w swoim gabinecie delegację z Użhorodu na Zakarpaciu. Rozmawialiśmy o różnych sprawach. Jak relacjonował mój gość, po wyborze na
prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, sytuacja w Ukrainie nieco się zmieniła. Początkowo, oczekiwania naszych wschodnich sąsiadów były inne, ale międzynarodowa reakcja na ostatnie wydarzenia zasiała w nich niepokój. Obecnie, jak twierdzi, panujące tam nastroje – o ile można w ogóle tak powiedzieć – poprawiają się z dnia na dzień. Jednakże informacje dotyczące odbudowy Ukrainy wciąż są jeszcze fragmentaryczne. My, jako powiat jarosławski, bezpośrednio graniczący z Ukrainą, mamy te informacje na bieżąco i z tak zwanej pierwszej ręki.
Od samego początku wojny staliśmy się centrum pomocy dla Ukraińców, aktywnie ich wspierając. Dziś, choć ta pomoc wygląda zupełnie inaczej niż przed trzema laty, nasi sąsiedzi wciąż mogą na nas liczyć, a kontakt z nami jest dla nich tak samo ważny jak dla nas. Wracając do tematu odbudowy ich kraju, Ukraińcy chcą przede wszystkim zakończenia wojny. Czasem słyszymy, że prezydent Zełenski będzie walczył do końca, jednak w rozmowach z samymi Ukraińcami wyraźnie słychać, że najbardziej pragną szybkiego pokoju. Jeden z przedstawicieli tamtejszych władz mówił mi, że Ukraińcy poszukują lokalizacji pod produkcję rozmaitych sprzętów, na przykład dronów. Rozważają ulokowanie jej właśnie na Podkarpaciu, a najchętniej na terenie naszego powiatu. To są jeszcze wstępne rozmowy, zupełnie pozakulisowe, ale już teraz poniekąd wskazują kierunek przyszłej współpracy.
W jaki sposób może przebiegać biznesowa współpraca Polski i Ukrainy? Gdzie widzi pan szanse?
Na pewno duży potencjał leży w branżach nieruchomości i budowlanej. Nasze firmy mają spore doświadczenie i wykazują zainteresowanie udziałem w każdym etapie odbudowy Ukrainy. Kluczową kwestią pozostaje jednak w pierwszej kolejności osiągnięcie spokoju politycznego i zakończenie działań wojennych. Dopiero wtedy konkretne działania gospodarcze będą mogły nareszcie ruszyć.
Jakie są perspektywy na ten pokój? Jak patrzą na to Ukraińcy, z którymi pan rozmawia?
Opinie są różne. Ludzie opierają swoje poglądy na informacjach z różnych źródeł medialnych, które często się znacznie od siebie różnią. Każdy liczy jednak na jak najszybsze zakończenie wojny. My również tego pragniemy, zwłaszcza jako region sąsiadujący bezpośrednio z Ukrainą. Tym bardziej, że widzimy jak naprawdę wyglądają skutki wojny. Przez nasze tereny przejeżdżają liczne konwoje eskortowane przez policję, co generuje koszty. Ale widzimy również pozytywne strony – Ukraińcy, którzy mieszkają w naszym regionie, pracują, płacą podatki, kupują mieszkania i posyłają dzieci do szkół, wspierając tym samym lokalną gospodarkę.
W przestrzeni publicznej nie brakowało opinii, że pomimo polskiej pomocy dla Ukrainy, gdy nadejdzie już koniec wojny, na kontraktach na odbudowę tego kraju zarobią niemieckie firmy. Jak pan to widzi?
Gdyby niemieckie spółki były lepsze od polskich, nie zatrudniałyby naszych rodaków już co najmniej od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Uważam, że to właśnie polskie firmy powinny uczestniczyć w odbudowie Ukrainy. Początkowo były nawet prowadzone takie rozmowy. Jednak sytuacja geopolityczna ciągle się zmienia. Zawsze jestem za tym, aby inwestycje realizowały firmy z Polski, a najlepiej z naszego regionu, z Podkarpacia.





















































