W poniedziałek rano za baryłkę ropy płacono o 10 proc. więcej niż w piątek. Gwałtowny wzrost cen napędzały zapowiedzi o możliwym embargu na import surowca z Rosji, a także przedłużające się negocjacje z Iranem, ograniczenie wydobycia w Libii oraz ambitny cel gospodarczy Chin na 2022 r. - wskazują analitycy.


W poniedziałek o godz. 7.00 polskiego czasu baryłka ropy Brent kosztowała blisko 130 dolarów, o 10 proc. więcej niż na koniec poprzedniego tygodnia. W podobnym tempie drożał amerykański benchmark - WTI - przekraczając 125 dolarów. W kolejnych godzinach ceny nieco spadły - do 125 i 123 dolarów.
W obu przypadkach poranne ceny były najwyższe od 2008 r. Warto zauważyć, że wówczas dużo słabszy niż dziś był dolar. Dziś nie dość, że ropa jest niezwykle droga, to rekordy słabości bije również złoty. W efekcie cena surowca wyrażona w polskiej walucie jest rekordowa - baryłka Brenta kosztuje 585 zł, niemal dwa razy tyle, co 3 miesiące temu.
Gwałtowny wzrost cen ropy jest przede wszystkim efektem zapowiedzi o możliwym wprowadzeniu embarga na import surowca z Rosji, która zaatakowała Ukrainę. Sprzedaż surowców nie była objęta dotychczas wprowadzonymi sankcjami, mimo że wpływy z tego tytułu są istotnym źródłem dochodów Moskwy - sprzedaż w kraju i za granicą odpowiada za ok. 20 proc. przychodów rosyjskiego budżetu. O rozszerzeniu restrykcji szeroko rozmawiano w poprzednim tygodniu, a kupujący niechętnie sięgali po surowiec z Rosji, drastycznie rosły także koszty takiego transportu - wynajmu tankowców i ich ubezpieczenia. Ci, którzy jak Shell w końcu decydowali się na zakup, płacili nawet o ponad 20 dolarów za baryłkę mniej, niż wskazywała rynkowa cena ropy Brent.
W niedzielę sekretarz stanu USA Antony Blinken stwierdził, że USA i ich europejscy sojusznicy dyskutują na temat zakazu importu ropy naftowej z Rosji, żeby w ten sposób zwiększyć gospodarczą presję na prezydenta Władimira Putina, w związku z wojną w Ukrainie. W nocy dołączyła do niego przewodnicząca Izby Reprezentantów Kongresu Nancy Pelosi, stwierdzając że "izba rozważa wprowadzenie silnych przepisów prawnych, które doprowadzą do jeszcze dalszej izolacji Rosji od globalnej gospodarki". "Nasza ustawa zakaże importu produktów naftowych oraz energetycznych na terytorium USA, uchyli normalne stosunki handlowe między Rosją a Białorusią oraz będzie pierwszym krokiem ku odmówieniu Rosji bycia członkiem Światowej Organizacji Handlu" - wyjaśniła.
Rosja jest jednym z trzech największych producentów ropy (obok USA i Arabii Saudyjskiej) oraz jednym z dwóch największych eksporterów (obok Saudów). Wytwarza ponad 11 miliona baryłek ropy naftowej i produktów rafineryjnych dziennie, z czego blisko 8 milionów sprzedaje za granicę - informuje Międzynarodowa Agencja Energetyczna.
Notowania cen ropy wspierają dziś nie tylko obawy o ograniczenie podaży surowca poprzez wycięcie z rynku tak dużego producenta, ale również inne czynniki. Waszyngton szuka alternatywnych wobec rosyjskiego źródeł surowca, na razie bez powodzenia. W weekend pojawiły się doniesienia o nowych przeszkodach w domknięciu negocjacji porozumienia nuklearnego z Iranem. Rosja zarządzała amerykańskich gwarancji, że nałożone na nią sankcje nie zaszkodzą jej handlowi z Iranem. Własne nowe oczekiwania miał również przedstawić Pekin - donosi Bloomberg. Poza tym szacuje się, że Persowie mogą dostarczyć na rynek niecałe 1,5 mln baryłek dziennie, a i osiągnięcie takiej skali produkcji zajmie im kilka miesięcy. Istotnych postępów nie osiągnięto także w rozmowach z Wenezuelą. Do zwiększenia wydobycia nie palą się ani Saudowie i reszta OPEC, ani prywatne firmy amerykańskie, eksplorujące złoża łupkowe.
Złe wiadomości nadeszły w weekend także z Libii, gdzie grupy zbrojne przejęły kontrolę nad dwoma dużymi złożami i zawiesiły wydobycie. W efekcie dzienna produkcja kraju zmniejszyła się o jedną czwartą, czyli ponad 300 tys. baryłek. Tymczasem ambitne cele wzrostu gospodarczego na ten rok ogłosiły władze Chin, wyznaczając tempo PKB na 5,5 proc. - więcej niż spodziewali się analitycy. To będzie zapewne wspierać silniejszy popyt na surowce energetyczne.
Analitycy zwracają również uwagę na pogłębiającą się w ostatnim tygodniu różnicę cen ropy spot i kontraktów na dostawę za 12 miesięcy. Kupujący gromadzą surowiec w obawie przed jego niedoborami czy kolejnymi podwyżkami cen. Z drugiej strony oczekują, że za kilka-kilkanaście miesięcy ropa będzie już tańsza - czy to z powodu zakończenia rosyjskiej inwazji, czy zwiększenia globalnej produkcji. Na razie jednak analitycy wskazują, że jeśli embargo na import surowca z Rosji zostanie wprowadzone, to cena baryłki ropy może podskoczyć do 200 dolarów.
Drożejąca ropa i słaby złoty skutkują potężnymi wzrostami cen na stacjach benzynowych. W ubiegłym tygodniu średnia cena benzyny bezołowiowej 95 podniosła się o 57 gr/l i wyniosła 6,14 zł/l – wynika z danych BM Reflex. Był to bezapelacyjnie największy tygodniowy wzrost cen po 2004 roku i zarazem najwyższa średnia cena tego paliwa w historii. Olej napędowy kosztował przeciętnie 6,45 zł/l, a więc o 83 gr/l więcej niż przed tygodniem. Tak silnej podwyżki nie odnotowano nigdy wcześniej w historii tych statystyk. W najbliższych tygodniach ceny paliw w detalu mogą przekroczyć 7 zł/l - oceniał w ubiegłym tygodniu analityk portalu e-petrol.pl Jakub Bogucki. Po dzisiejszych wzrostach notowań ropy i pogłębieniu osłabienia złotego można się raczej obawiać, że paliwa będą nieuchronnie zmierzały w stronę 8 zł za litr.