Odrzucenie sprawozdania finansowego przez Państwową Komisję Wyborczą znacząco uszczupliło finanse Prawa i Sprawiedliwości. Po zapoznaniu się z dokumentami PKW stwierdziło, że nieprawidłowości w zarządzaniu finansami na kampanię wyborczą dotyczyły kwoty 3,6 miliona złotych, jednak partię kosztowało to o wiele więcej. Subwencje PiS zostały w efekcie okrojone o 10 mln złotych, a sankcja ta może obowiązywać nawet 3 lata.
Aby podreperować uszczuplony budżet, Jarosław Kaczyński zarządził, że każdy poseł PiS będzie miesięcznie przekazywał na partię 1000 zł, a każdy europoseł - 5000 zł. Zaapelował też do wyborców o "nawet skromne" datki.
Mobilizacja ta przynosi już pierwsze skutki, bo, mimo że nie skończył się jeszcze pierwszy tydzień września, to skarbnik partii Henryk Kowalczyk ogłosił, że zebrano już ponad 4 miliony złotych. Jak zauważa były minister rolnictwa w rządzie PiS Jan Krzysztof Ardanowski, zwłaszcza młodsi politycy obecnej opozycji są oporni, jeśli chodzi o zarządzone wpłaty na partię. Według ich przekonań "to milionerzy związani z PiS powinni łożyć na formację". Zdaje się, że rzeczywiście tak się dzieje, gdyż sam były prezes Orlenu Daniel Obajtek stwierdził, że w tym roku wpłacił już na działalność Prawa i Sprawiedliwości niezwykle hojną sumę, a także zadeklarował pokrycie składki Jarosława Kaczyńskiego.
Były poseł PiS Tadeusz Cymański uważa, że bez względu na głosy sprzeciwu, żaden z polityków się nie wyłamie. Bunt, o jakim mówi się w kuluarach, według niego przyjmie po prostu formę cichych głosów niezadowolenia.
"Jestem pewny, że jednak zapłacą - jeszcze raz podkreślam - sprawa jest wyjątkowo nietypowa i moim zdaniem ma jednak posmak pewnego skandalu" - stwierdził Cymański.
Oprac.: MT