Walka państwa z hazardem przypomina zachowanie nałogowego gracza. Uparł się, że wygra, chociaż szanse na to są niewielkie. I wciąż przekonuje, że robi dobrze, a tych, którzy próbują pokazać inną drogę, nie słucha.


Wszystko zaczęło się 30 września 2009 roku. Tego dnia Centralne Biuro Antykorupcyjne podało informację o podejrzeniu stosowania nielegalnego lobbingu w związku z nowelizacją ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych. Prace nad zmianą ustawy musiały toczyć się co najmniej od kilkunastu miesięcy, bowiem - zgodnie z informacjami CBA - już w lecie 2008 roku odbyły się pierwsze rozmowy, które stały się przedmiotem zarzutów wobec polityków Platformy Obywatelskiej.

Wybuchła afera – i głównym sposobem jej załagodzenia była nowa ustawa hazardowa, która została przyjęta na posiedzeniu Sejmu 19 listopada 2009 roku, czyli równo 50 dni po ujawnieniu nieprawidłowości przez CBA. O ile konieczności zmian w obowiązującym prawie nikt nie kwestionował (regulująca kwestie hazardu ustawa o grach losowych i zakładach wzajemnych pochodziła z 1992 roku), to tempo, w jakim pojawiła się nowa ustawa, jest co najmniej zaskakujące. Dziwi fakt, że afera, zamiast skłonić posłów do głębszego przyjrzenia się sprawie, tylko przyspieszyła nowelizację prawa, które doprowadziło do znacznego ograniczenia rynku hazardowego w Polsce.
Ograniczenia, ograniczenia, ograniczenia
Co zmieniła nowa ustawa? Przede wszystkim uregulowała kwestie internetowego hazardu. Chociaż "uregulowała" to złe słowo, ponieważ w praktyce gra przez internet została zakazana z wyjątkiem zawierania zakładów wzajemnych za pośrednictwem podmiotów, które uzyskają odpowiednią licencję. Do dziś uzyskały ją tylko cztery podmioty – 12-procentowy podatek obrotowy i wiele innych obostrzeń skutecznie zniechęciły większość podmiotów do legalnej działalności. Ponadto wprowadzono zakaz oferowania gry na automatach w miejscach innych niż kasyna. Nad przestrzeganiem przepisów czuwać miała Służba Celna (na podstawie nowelizacji wprowadzonej w ustawie o Służbie Celnej). Wprowadzono również surowe przepisy dotyczące kasyn, nakazujące pełny monitoring prowadzonych gier i samych graczy.
Celnicy przystąpili do pracy. Działania były szeroko zakrojone - od zajmowania nielegalnych automatów do gier (zgodnie ze słowami Jacka Kapicy, szefa Służby Celnej, tylko w tym roku zajęto 10 tys. sztuk, a od początku prowadzenia akcji – 20 tys. sztuk), przez „rozbicie” nielegalnego turnieju pokerowego w Szczecinie (brało w nim udział 100 osób, wpisowe wynosiło kilkadziesiąt złotych) po zamknięcie loterii pierogowej w Biesowie k. Biskupca.
Czytaj dalej: Proces za reklamę na skoczni
Proces za reklamę na skoczni
O mały włos skandalem nie zakończył się konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem w 2010 roku, w czasie którego na balonach reklamowano Bet-at-home, jedną z największych firm bukmacherskich. Organizatorom i reklamodawcy zarzucono łamanie ustawy o grach hazardowych. Umowa sponsorska była jednak zawarta jeszcze w 2007 roku, co dla sądu było wystarczającym argumentem. Po trzech latach oskarżonych uniewinniono.
Krytyka płynęła ze strony branży hazardowej, negatywnie wypowiadali się o niej prawnicy i politycy opozycji. Na początku nikt nie ścigał jeszcze graczy internetowych, a największe problemy mieli operatorzy automatów do gier. Zgodnie z nową ustawą wszystkie takie automaty miały zostać zamknięte w kasynach (wcześniej były one dozwolone również w salonach gier). Wstrzymano wydawanie wszelkich pozwoleń na ich eksploatację, obowiązywać miały tylko te, które zostały wydane przed wejściem w życie ustawy. Wydawano je na 6 lat, dlatego automaty teoretycznie powinny zniknąć z dniem 1 stycznia 2016 roku.
Światło, które zgasło
Światełko nadziei dla branży pojawiło się 19 lipca 2012 roku. Tego dnia wydany został wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie zaskarżenia przepisów ustawy hazardowej dotyczących automatów do gier przez spółki Fortuna, Grand i Forta. Chodziło o rozstrzygnięcie, czy wspomniane przepisy wymagały notyfikacji Komisji Europejskiej. W wyroku stwierdzono, że przepisy zawarte w ustawie mogły mieć charakter przepisów technicznych. Wśród przeciwników ustawy wybuchła euforia. Pojawił się jednak problem – ETS polskim sądom zostawił rozstrzygnięcie, czy faktycznie należy uznać przepisy za techniczne. A te wcale się do tego nie palą. Tym bardziej, że do Sejmu trafił niedawno projekt nowelizacji ustawy, który ma tę sprawę rozstrzygnąć. Zakłada ona, że prawo do organizowania gier hazardowych będą miały również podmioty mające siedzibę na terenie UE lub EFTA (wcześniej koniecznie było założenie spółki-córki w Polsce).
Najbardziej pokrzywdzeni przez ustawę uważają się (nie bez racji) pokerzyści. Zostali wrzuceni do jednego worka z grającymi w ruletkę czy blackjacka – gra w pokera została uznana za grę losową, chociaż nie brakuje publikacji udowadniających znaczenie umiejętności w rozgrywce. Pokera zamknięto w kasynach, pozwolono jedynie na grę turniejową, wygrane obciążono 25-procentowym podatkiem, a obostrzenia, które dotknęły kasyn, w praktyce uniemożliwiły organizację dużych, międzynarodowych turniejów. Gra w internecie została całkowicie zakazana – nie ma możliwości, by uzyskać polską licencję na świadczenie takich usług.
Czytaj dalej: Gra warta świeczki
Gra warta świeczki
Roland Berger w swoim raporcie szacuje wartość rynku hazardowego w Polsce na ok. 5 mld zł. W przypadku zakładów bukmacherskich tylko 9% obrotu generują licencjonowane podmioty. Połowa rynku znajduje się w rękach 2 firm – Bet365 i Bet-at-home. Ta druga firma przez pewien czas aktywnie działała w Polsce – sponsorowała m.in. wspomniane zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich oraz klub piłkarski – Wisłę Kraków. Działalność prowadzona była za pośrednictwem firmy PR-owej, z którą jakiś czas temu zakończyła współpracę. Firma nie planuje jednak iść w ślady innego znanego operatora – Bwin, który zablokował możliwość rejestracji dla nowych graczy z Polski.
Taka blokada to jednak krok wyjątkowy – Polska jest zbyt dużym rynkiem. Kilka tygodni temu PokerStars, największy operator internetowego pokera na świecie, wprowadził blokadę dla graczy z ponad 30 krajów, w których poker jest nielegalny lub nieuregulowany. Mimo „spełnienia warunków” Polska na tej liście się nie znalazła. Do tego firma cały czas aktywnie działa marketingowo na naszym rynku, choć ze względu na przepisy odbywa się to zakulisowo.
Ścigania ciąg dalszy
W połowie listopada w środowisku znów zawrzało – Służba Celna ogłosiła, że jest w posiadaniu 24 tysięcy nazwisk graczy zawierających zakłady online, a wobec ok. 1000 toczy się już postępowanie. Kilka dni później wiceminister finansów, Jacek Kapica, opublikował na Twitterze skan jednego z pierwszych wyroków nakazowych w tej sprawie. Wraz z kosztami procesowymi oskarżony został ukarany kwotą 5500 zł. Skąd Służba Celna ma te dane? Raczej nie od bukmacherów. – Żaden z organów ścigania nie kontaktował się z nami w tej sprawie – mówi Claus Retschitzegger, rzecznik Bet-at-home. Kapica w jednym z wywiadów poinformował, że dane pozyskała prokuratura przy okazji prowadzenia innych śledztw, po czym przekazała je Służbie Celnej, jako organowi właściwemu do ścigania tego typu przestępstw. Pojawiły się też informacje, że dane pochodzą z analizy przelewów bankowych.
Przy tej okazji powróciła też propozycja sprzed 5 lat, która zakładała blokowanie stron internetowych nielegalnych operatorów. Wbrew pozorom to rozwiązanie nie jest na rynku europejskim unikatowe – wprowadzono je m.in. w Estonii i w Danii, jednak prawo hazardowe w tych krajach jest o wiele bardziej liberalne niż w Polsce.
Trudne historie internetu
Rynek europejski w kwestii hazardu w internecie jest bardzo różnorodny. Przepisy hazardowe nie podlegają harmonizacji na poziomie Unii Europejskiej ze względu na specyficzny charakter branży i różne tradycje oraz kulturę, która implikuje podejście do tej wrażliwej sfery. To rodzi rozmaite problemy – w wielu krajach nie istnieje kompleksowa regulacja (dotyczy to zwłaszcza internetu). Z najbardziej liberalnym prawem mamy do czynienia naturalnie w rajach podatkowych (Cypr, Malta, Gibraltar) oraz w Wielkiej Brytanii. W Finlandii gry w internecie objęte są monopolem państwowym. W krajach, które zezwalają na zawieranie zakładów online, zazwyczaj wymagana jest krajowa licencja. Zakaz funkcjonowania internetowych kasyn nie jest ani w Europie, ani na świecie, rzadkością. Wystarczy przypomnieć, że internetowy poker całkowicie zniknął w 2011 roku ze Stanów Zjednoczonych i dopiero od niedawna odradza się w ograniczonej formie w poszczególnych stanach.
„Problem” wynika z faktu, że prawo nie nadąża za rozwojem internetu. Początki hazardu online to druga połowa lat 90. XX wieku, tymczasem wiele państw nadal nie uregulowało tej kwestii w swoim prawodawstwie. Sprawa jest skomplikowana, bo walka (i współpraca) z internetowymi operatorami jest trudna. Aby prawo było skuteczne, musi być albo skrajnie restrykcyjne i skutecznie egzekwowane – włącznie z blokowaniem domen – albo akceptowane przez największych operatorów. W przeciwnym wypadku trzeba liczyć się z działalnością szarej strefy. W tej chwili w Polsce nie ma żadnego problemu, by grać nielegalnie w internecie. Nie trzeba być też zaawansowanym użytkownikiem sieci i znawcą bankowości, by ukryć swoją aktywność.
Kto na tym traci? Przede wszystkim budżet państwa i sport (którego bukmacherzy są naturalnym sponsorem). Uzyskanie polskiej licencji na udostępnianie zakładów wzajemnych jest skomplikowane, choć wspominana wcześniej nowelizacja nieco je ułatwi. Czy to jednak zachęci operatorów w sytuacji, gdy zakazana jest jakakolwiek reklama ich usług? Jednocześnie wobec podmiotów oferujących gry nie wyciągnięto żadnych konsekwencji – obecnie karani są jedynie gracze.
Czytaj dalej: W szponach uzależnienia
W szponach uzależnienia
Pozostaje jeszcze ostatnia, kluczowa kwestia. Państwo jako powód walki z hazardem podaje jego szkodliwość, zwłaszcza na ludzi młodych. Skala uzależnienia od hazardu jest badana jedynie szacunkowo. Według cytowanego przez Służbę Celną dr n. med. Bohdana Woronowicza, uzależnione może być 1,5-2% społeczeństwa. Jednak rażąca jest niekonsekwentna polityka państwa. Z jednej strony pozwala na wyżej wymienione automaty, grę w ruletkę, blackjacka i turniejowego pokera pod warunkiem, że dzieje się to w zamkniętych kasynach. Po tej samej stronie stoi Totalizator Sportowy, który pewien czas temu wprowadził do swojej oferty grę typu Keno. Dostępną powszechnie i zawierającą wszystkie cechy, które zdaniem rządu są zagrożeniem dla obywateli. Z drugiej strony państwo uniemożliwia grę w pokera w internecie i pubach, choć jest to gra oparta w dużym stopniu na umiejętnościach graczy i nie jest rywalizacją z maszyną (jak legalne zakłady Totalizatora Sportowego). W prawie brakuje konsekwencji – i to jest jego główna bolączka. Jednocześnie utrudnia się życie wielu zwykłym obywatelom, dla których gra w pokera jest towarzyską rozrywką.
W grudniu Służba Celna wyciągnęła kolejnego asa (sic!) z rękawa. Do współpracy przy kampanii „Nie daj się uzależnić od hazardu” włączył się Episkopat Polski. Rzecz w tym, że w swoim liście biskup polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek przypomina, że hazard (w tym gra w karty!) sam w sobie nie jest niczym złym – problem pojawia się wraz z uzależnieniem. Jak zatem ma się to do polityki Ministerstwa Finansów, której dążeniem jest jego maksymalne ograniczenie?
Chcieć to móc
Wiele krajów, które zalegalizowało internetowy hazard czy zezwoliło na grę w klubach (a nie tylko kasynach), wprowadziło różnego rodzaju ograniczenia – począwszy od rejestracji graczy, po ograniczenie maksymalnych stawek zawieranych zakładów. To pozwala na kontrolę rynku i daje szansę na to, by prawo nie było martwe – jak ma to miejsce obecnie.
Doświadczenie pokazuje, że najskuteczniejszym rozwiązaniem jest strategia kija i marchewki – należy stworzyć rozwiązania, które zachęcą operatorów do legalnej działalności w Polsce, jednocześnie utrudniając działalność tym, którzy nie zechcą skorzystać z dozwolonych prawem rozwiązań. Nawet w sposób drastyczny, wykorzystując blokowanie stron (choć jest to trudne i niezbyt skuteczne).
Skąd jednak mieć pewność, że nawet w sprzyjających warunkach zagraniczne podmioty pójdą na współpracę z Ministerstwem Finansów? Biorąc pod uwagę doświadczenia z innych krajów (Dania, Hiszpania, Francja, Włochy), wielkość i perspektywy naszego rynku oraz fakt, że najwięksi operatorzy prowadzą w Polsce działania lobbingowe na rzecz legalizacji, szanse są wysokie. Zwłaszcza, że według raportu Roland Berger, w latach 2014-2020 z tytułu podatku do gier do budżetu państwa mogłoby wpłynąć nawet 1,3-1,7 miliardów złotych. Gdyby tylko rząd zmienił sposób myślenia.



























































