Urzędnicy amerykańscy przekonywali państwa UE, że aktywa te są potrzebne do zabezpieczenia porozumienia pokojowego między Kijowem a Moskwą i nie powinny być wykorzystywane do przedłużania wojny - powiedzieli dyplomaci, którzy prosili o zachowanie anonimowości.
UE przedstawiła w tym tygodniu propozycję wykorzystania zamrożonych aktywów Rosji do zabezpieczenia pożyczki w wysokości 90 mld euro na pokrycie potrzeb gospodarczych i militarnych Ukrainy w ciągu najbliższych dwóch lat. Na terytorium UE znajduje się około 210 mld euro zamrożonych rosyjskich aktywów.
Biuro prasowe Departamentu Stanu USA nie odpowiedziało na prośbę Bloomberga o komentarz.
Dyskusje te odbywają się w krytycznym momencie dla Ukrainy, kiedy USA naciskają na Kijów, aby zgodził się na potencjalnie nierówne porozumienie pokojowe z Rosją. Ukrainie grozi wyczerpanie środków finansowych na początku przyszłego roku, a administracja prezydenta Donalda Trumpa wstrzymała większość amerykańskiej pomocy, przerzucając cały jej ciężar na Europę.
Waszyngton również przyglądał się rosyjskim aktywom w kontekście rozmów pokojowych z Moskwą i zasugerował, że mogłyby one zostać wykorzystane do finansowania powojennych inwestycji prowadzonych przez USA.
Choć amerykańskie plany pokojowe są modyfikowane, to aktywa Rosji nadal pozostają jednym z głównych punktów spornych, obok statusu terytoriów Ukrainy i zapewnienia Kijowowi solidnych gwarancji bezpieczeństwa. Przywódcy europejscy stanowczo stwierdzili, że to europejska sprawa, jak wykorzystać te aktywa, gdyż większość zamrożonych funduszów znajduje się w Europie.
- Nie ma możliwości, żeby pieniądze, które mobilizujemy, pozostały w USA – powiedział w czwartek kanclerz Niemiec Friedrich Merz.- Rząd amerykański o tym wie i takie jest również stanowisko negocjacyjne rządu niemieckiego. Taki jest także konsensus na szczeblu europejskim. Nie ma w tej sprawie absolutnie żadnych różnic zdań. Te pieniądze muszą popłynąć na Ukrainę, muszą jej pomóc - powiedział.
Plan UE wykorzystania zamrożonych środków spotyka się z pewnym sprzeciwem wewnętrznym, zwłaszcza w Belgii, gdzie przechowywana jest większość funduszów - podkreśliła agencja, dodając, że Merz ma w piątek rozmawiać z premierem Belgii Bartem De Weverem i przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, by przełamać belgijski opór wobec planu UE.
Merz, który był gorącym zwolennikiem wykorzystania rosyjskich zasobów do pomocy Ukrainie, powiedział reporterom, że traktuje obawy belgijskiego premiera „bardzo poważnie” i że spróbuje zająć się nimi na piątkowym spotkaniu.
- Nie chcę go przekonywać, ale raczej przekonam – powiedział w czwartek na konferencji prasowej w Berlinie. - Jeśli pójdziemy tą drogą, zrobimy to, aby pomóc Ukrainie, być może przez najbliższe dwa, trzy lata.
Belgia argumentuje, że nie uzyskała wystarczających gwarancji, że nie będzie musiała sama pokryć kosztów w przypadku wygrania przez Moskwę ewentualnych przyszłych roszczeń o odzyskanie aktywów. Twierdzi również, że wykorzystanie zamrożonych funduszów naraziłoby Europę i jej firmy na rosyjski odwet.
Obecne odrzucenie planu przez Belgię pozostaje główną przeszkodą na drodze do jego zatwierdzenia przed szczytem UE, który odbędzie się 18-19 grudnia w Brukseli. Unia będzie dążyć do zatwierdzenia propozycji. UE zaproponowała wsparcie pożyczki budżetem bloku lub dwustronnymi gwarancjami państw członkowskich. Aktywa pozostałyby zamrożone, a Kijów musiałby spłacić pożyczkę tylko wtedy, gdyby Rosja zgodziła się sfinansować odbudowę kraju i zrekompensować mu szkody wyrządzone przez wojnę.
Oprócz Belgii przeciwne tym planom są Węgry, a Słowacja zapowiedziała, że nie poprze propozycji przewidujących wsparcie militarne dla Ukrainy. Zatwierdzenie wymagałoby jedynie kwalifikowanej większości, która wymaga co najmniej 55 proc. państw członkowskich (czyli 15 krajów), reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności UE.
Komisja zaproponowała również możliwość emisji wspólnego długu w przypadku braku porozumienia w sprawie wykorzystania zablokowanych aktywów. Państwa członkowskie, w tym Niemcy, odrzucają jednak ten pomysł, a fakt, że wymaga on jednomyślności, czyni go mało prawdopodobnym - podkreśliła amerykańska agencja.(PAP)
os/ mal/