Dziennik „Daily Mail” ujawnił w czwartkowym wydaniu, że Reeves przeprowadzając się na Downing Street po objęciu władzy przez Partię Pracy w lipcu 2024 r., wynajęła swój dom w Southwark w południowym Londynie za 3200 funtów miesięcznie, nie uzyskując wcześniej wymaganej przez lokalne władze licencji.
Uprzedzając publikację, Reeves w nocy ze środy na czwartek wysłała list do Starmera, w którym przeprosiła za błąd wynikający z niedopatrzenia i wyjaśniła, że nie była świadoma konieczności uzyskania licencji, a gdy tylko się o tym dowiedziała, od razu skorygowała niedopatrzenie.
Opozycja chce śledztwa
Starmer po konsultacji z niezależnym doradcą ds. standardów ministerialnych uznał, że to zamyka sprawę, ale tak się nie stało, bo opozycyjna Partia Konserwatywna wezwała do przeprowadzenia śledztwa i - jeśli się okaże, że Reeves złamała kodeks ministerialny - do zwolnienia jej ze stanowiska. Co więcej, Reeves sama popierała rozszerzenie wymogu takich licencji.
Rzecznik premiera odmówił w czwartek odpowiedzi na pytanie, czy Reeves złamała kodeks ministerialny, a jeśli okaże się, że tak, czy powinna ustąpić. Oświadczył jedynie, że zgodnie z kodeksem w niektórych okolicznościach przeprosiny są wystarczające.
Sprawa jest podwójnie kłopotliwa dla Starmera. Po pierwsze dlatego, że przypomina trochę tę, w wyniku której niespełna dwa miesiące temu rezygnację złożyła wiceliderka Partii Pracy i wicepremierka Angela Rayner. Pod koniec sierpnia wyszło na jaw, że Rayner zaniżyła o 40 tys. funtów podatek od zakupionego mieszkania. Jeszcze na początku września Starmer jej bronił, ale ostatecznie 5 września złożyła rezygnację.
Po drugie, dlatego, że pod koniec listopada Reeves ma przedstawić plan przyszłorocznego budżetu, w którym, jak się oczekuje, ogłosi - wbrew składanym przez Partię Pracy obietnicom - podwyżki podatków. Podniesienie podatków z pewnością zaszkodzi notowaniom rządu, które już teraz są bardzo słabe, a zamieszanie wokół Reeves tylko może je pogorszyć. (PAP)
bjn/ mms/