REKLAMA
TYDZIEŃ Z KRYPTO

Wprowadzamy euro, ale po co?

Bogusław Półtorak2008-11-07 06:00
publikacja
2008-11-07 06:00
Debata polityczna o przyjęciu euro ciągle trwa i nabiera rumieńców, a ostatnio nawet pewnych odcieni ciepłych uczuć pomiędzy Premierem i Prezydentem. Pomijając różne, często nacechowane emocjami argumenty za lub przeciw, najwięcej do zyskania lub stracenia mają tak naprawdę kredytobiorcy. Dla pozostałych bilans też mógłby być jednak pozytywny, wbrew temu co głoszą „znawcy” finansów, zwykle nie mający nawet konta bankowego.

W kontekście negatywnym zwykle podkreśla się przede wszystkim możliwy wzrost cen. Wystarczy jednak przeliczyć ceny tych samych artykułów w Polsce i przykładowo w Niemczech, to okazuje się, że już dziś często płacimy znacznie więcej. Przyczyny różnic w cenach leżą gdzie indziej. Prawdopodobnie w mniejszej konkurencji, słabym nasyceniu rynku lub jego wielkości. Kwestie dopasowania cen, chociaż istotne, nie są przecież jedynymi. Analizy zasadności lub nie wprowadzania euro zwykle pomijają problemy kredytobiorców. Lakoniczne stwierdzenie, że przeliczymy kredyty po kursie urzędowym nie wyczerpuje przecież tematu. Polacy spłacają obecnie ponad 26 milionów różnego rodzaju kredytów, w tym największą grupę pod względem wartości stanowią już kredyty na mieszkanie, dom lub inne formy kredytu hipotecznego. Większość tych kredytów to kredyty w złotych. Casus kredytów denominowanych w walutach obcych, dziś głównie są to kredyty denominowane we franku szwajcarskim, polega na tym, że to tak naprawdę kredyty indeksowane. Kredytobiorca do wypłaty nie otrzymuje waluty obcej i nie spłaca kredytu w tej walucie. Taki stan rzeczy powoduje niepotrzebnie dodatkowe ryzyko i koszty. Istnieje niebezpieczeństwo, że po zniknięciu złotego kolejny raz kredyty denominowane zostaną przeliczone za pośrednictwem złotego, tym razem na euro. W praktyce może oznaczać to konieczność poniesienia kolejny raz kosztów różnic kursowych. Podobny problem mieli kiedyś korzystający z kart bankowych za granicą, gdy płacąc w strefie euro przeliczano im kurs płatności poprzez dolara. Trudno dziś wyrokować jaki mechanizm zostanie zastosowany do przeliczeń urzędowych (określi to stosowna ustawa), w przypadku jednak umów kredytowych dziś zawieranych wydaje się, że zagadnienie to już teraz powinno być uregulowane.


- W ciągu ostatnich tygodni sytuacja potencjalnych kredytobiorców zmieniła się dosyć mocno. W wyniku zawirowań na rynkach finansowych banki zaostrzyły kryteria udzielania nowych kredytów - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

______________________________


Obejrzyj wywiad Bankier.TV


W dłuższej perspektywie wprowadzenie euro zmniejszy niewątpliwie ryzyko walutowe. Kredytobiorcy uzyskujący dochody w złotych, po zmianie na euro uniknęliby kosztów spreadu, dziś w niektórych bankach stanowiącego nawet 20 proc. Ścisła korelacja pomiędzy frankiem szwajcarskim i euro eliminowałaby też w znaczącym stopniu ryzyko wahań kursowych. Zresztą dylemat wyboru: kredyt walutowy czy złotowy straciłby już na znaczeniu. Nie tylko dlatego, że mniejsze są różnice w oprocentowaniu, ale przede wszystkim dlatego, że kredyty w euro mogłyby być udzielane według stałej stopy procentowej na cały okres kredytowania. Dla klientów zmieniałoby to zupełnie perspektywę spłaty. W rozwiniętych krajach jest bowiem normą stałe oprocentowanie dla klientów o dobrej zdolności kredytowej. Korzystają finansowo na tym zarówno klienci, ale i też banki, gdy ci pierwsi mają mniejsze kłopoty ze spłatą.

Dziś nasze banki nie są w stanie udzielić kredytu o stałej stopie procentowej w złotych, gdyż, mówiąc obrazowo, nikt bankom w Polsce nie powierza środków na 20-30 lat. W ich bilansach dominują przede wszystkim krótkie, trzy-sześciomiesięczne depozyty. Oznacza to, że udzielając kredytu, żaden bank nie zagwarantuje nam stałego poziomu raty, mimo że zmienne oprocentowanie (kredytu) też jest, z uwagi na wyższe ryzyko kredytowe, niekorzystne dla banku. W związku z tym, w ślad za rosnącymi inflacją oraz stopami rynkowymi lub kłopotami z kursem waluty krajowej, klienci mogą mieć problemy z obsługą już zaciągniętych zobowiązań, a potencjalni klienci nie będą mieli zdolności kredytowej. Taki scenariusz dziś już się realizuje. W brew pozorom dla banków oznacza to wymierne straty i konieczność ograniczania działalności kredytowej, czego jesteśmy świadkami. W stabilnych systemach finansowych (przykładowo niemiecki) kredytowanie długoterminowe od dawien dawna (początki sięgają jeszcze zamierzchłego XVIII wieku) finansuje się długoterminowymi papierami wartościowymi (listy zastawne). W polskich warunkach dojście do takiego poziomu rozwoju zajmie samodzielnie jeszcze wiele lat. Drogą na skróty może być stworzenie szansy na szersze kredytowanie z innych krajów strefy euro. Znamienny jest przykład jedynego banku w Polsce, który udziela jednak kredytów na 30 lat o stałej stopie procentowej. Sęk w tym, że tylko w euro, bo dzięki listom zastawnym tylko w tej walucie może dostarczyć środków na tak długi czas. Dalszy rozwój rynku kredytowego, w tym taniego i stabilnego kredytowania nieruchomości wymaga daleko idących zmian. Licząc relacją zadłużenia do Produktu Krajowego Brutto wartość kredytów hipotecznych w Polsce jest ciągle kilkukrotnie niższa niż średnia europejska (około 10 proc. w stosunku do 40-50 proc. w Europie). Oznacza to, że polscy kredytobiorcy ciągle zmuszeni są korzystać częściej z krótkoterminowych i drogich pożyczek gotówkowych, zamiast konsolidować długi w tańszych kredytach hipotecznych. Zamiast płacić za pożyczkę 20-30 proc., lepiej jest obniżyć koszt kredytu do stałych 5-6 proc. (dziś zmienne około 8-10 proc.) Ale zanim to będzie możliwe na dużą skalę, trzeba systemowo zapewnić dostępność kredytów, a to bez stabilnych warunków makroekonomicznych nie będzie możliwe.

Problem w tym, że na szybkie wprowadzenie euro najlepszy czas już minął. Okres niskiej inflacji i dostosowywania polskiej gospodarki 2-3 lata temu był dobrym momentem na wprowadzenie euro. Oczywiście wtedy zabrakło wizji politycznej i zrozumienia sensu zasad wprowadzenia euro. Dziś jesteśmy de facto już po ataku spekulacyjnym na naszą walutę, co pokazuje cenę oportunizmu. Przeciąganie niepewności zagraża stabilności całej gospodarki. Deklaracje polityczne, co do dat i referendum budzą wiele kontrowersji, ale tak naprawdę Polacy już wcześniej wyrazili zgodę na zmianę waluty, wraz z przystąpieniem do Unii Europejskiej. Wybranie właściwego momentu zmiany waluty, to nie tylko problem gospodarczy, jest to trudne również ze względów społecznych, akceptacji nowej waluty w świadomości obywateli. Wydaje się jednak, że żerowanie na uprzedzeniach i populizmie nie może przesłonić racjonalnej argumentacji. Przypomnijmy sobie tylko dyskusję o stratach polskich rolników po przystąpieniu do Wspólnej Polityki Rolnej. Dziś rolnicy to grupa, która obok eksporterów i kredytobiorców najwięcej skorzystałaby na wprowadzeniu euro. Spadek wartości euro do złotego w przeciągu ostatnich lat zmniejszył wydatnie efekty subsydiów i konkurencyjność eksportu. Ostatnie osłabienie złotego „zwiększyło” przeliczeniową wartość pomocy z UE o około 35 mld zł.

W szerszym kontekście, oczywiście negatywnie odbierana jest utrata samodzielności w kształtowaniu polityki pieniężnej, co nadal uważane jest za jeden z elementów integralnych państwowości. Uderzanie w tony niepodległościowe w takiej sytuacji politycznie znajduje uzasadnienie (przynajmniej dla niektórych). W szerszej perspektywie pozostawanie na uboczu właśnie tę niepodległość w dobie globalizacji może ograniczać. Dylemat trudny i raczej nie będzie tutaj rozwiązania optymalnego, pozostaje rozwiązanie ekonomicznie „drugie po najlepszym”, czyli sprawne przystąpienie do strefy euro. Realizacja tego celu wymaga spełnienia jednak warunków stabilności makroekonomicznej, co w zakresie kryterium inflacyjnego będzie w początkowej fazie negatywnie oddziaływać na portfele kredytobiorców. Walka z inflacją stopami procentowymi banku centralnego naturalnie podwyższa koszty kredytów. Spełnienie kryterium inflacyjnego może być jednak stosunkowo łatwe o ile powstrzymane zostaną tzw. efekty drugiej rundy. Presja płacowa w gospodarce, która ciągle nie jest konkurencyjna, szczególnie jeśli chodzi o rynek pracy, będzie odgrywać znaczącą rolę. Z drugiej strony relatywnie mocny złoty sprzyja dławieniu inflacji związanej z kosztami importu zaopatrzeniowego, w tym głównie importu surowców. Testem na polskie deklaracje wprowadzenia euro będzie powiązanie kursu złotego z euro w systemie kursowym ERM2. Prawdziwym testem będzie przygotowanie właściwych regulacji prawnych i wprowadzenie w życie. To wyzwanie przede wszystkim dla naszych polityków i ich umiejętności. Tradycyjne polskie malkontenctwo musi ustąpić jak najszybciej pragmatyzmowi. - To ostatnie zdanie oczywiście adresujemy przede wszystkim decydentom w kontekście reform finansów publicznych. „Niech młodzieńcza miłość przerodzi się w długotrwałe i owocne pożycie.”

Dr Bogusław Półtorak
Główny Ekonomista Bankier.pl
Źródło:
Tematy
Konta firmowe bez ukrytych opłat. Sprawdź najnowszy ranking
Konta firmowe bez ukrytych opłat. Sprawdź najnowszy ranking

Komentarze (49)

dodaj komentarz
~wytapiacz
czemu tak Popapraniec sie spieszy z tym euro jak juz jest po ptokach co sie stalo z nasza waluta to sie nie odstanie i mozna zaczekac w spokoju te kilka lat i wtedy wchodzic w to szambo.
Ale ten pospiech nie zastanawia was,to moja teoryjka popapraniec dostal instrukcje od jakis onych ze ma natychmiast wprowadzic euro albo nie
czemu tak Popapraniec sie spieszy z tym euro jak juz jest po ptokach co sie stalo z nasza waluta to sie nie odstanie i mozna zaczekac w spokoju te kilka lat i wtedy wchodzic w to szambo.
Ale ten pospiech nie zastanawia was,to moja teoryjka popapraniec dostal instrukcje od jakis onych ze ma natychmiast wprowadzic euro albo nie wykupia obligacji ,nie dostanie kredytu lub ma splacic kredyt natychmiast .
Jest tez ten punkt widzenia zachodniego kapitalu ,wprowadzimy u nich euro po jak najwyzszym kursie to bedzie tania sila robocza i infrastruktura za bezcen.
~Waść
Do strefy euro wchodzimy po to żeby w 2012 roku obcokrajowcy mogli kupić Polską ziemię (przy przeliczniku 1ero 4 zł Kołodko,Balcerowicz) za bezwartościowe papiery z którymi chcą zostawić PO myleńców. USA z UE prześcigają się kto więcej wyprodukuje bezwartościowych papierów które w ciągu doby mogą wycofać z obiegu zostawiając frajerów Do strefy euro wchodzimy po to żeby w 2012 roku obcokrajowcy mogli kupić Polską ziemię (przy przeliczniku 1ero 4 zł Kołodko,Balcerowicz) za bezwartościowe papiery z którymi chcą zostawić PO myleńców. USA z UE prześcigają się kto więcej wyprodukuje bezwartościowych papierów które w ciągu doby mogą wycofać z obiegu zostawiając frajerów z tą tzw.waluta a sami staną się właścicielami Polskich majątków i ziemi.
~qaz
czy ten portal odwiedzaja wylacznie zwolennicy radia maryja?
~Krys odpowiada ~qaz
euro to zysdowsko-niemiecki pieniądz, wymyślony po to żeby zniszczyć Polske
~Norweszka
Podziwiam tych polskich ekspertow ekonomicznych i ich wypowiedzi ,co chca w glowie normalnym ludziom pomieszac.Cala Europa wie dobrze ze przyjecie euro to katastrofa ekonomiczna dla zwyklych ludzi. Norwgowie chociaz sa bardzo bogaci to nikt nie chce nawet slyszec o zmianie koron na euro i podaniu sie rzadzeniu obcych kapitalow jak Podziwiam tych polskich ekspertow ekonomicznych i ich wypowiedzi ,co chca w glowie normalnym ludziom pomieszac.Cala Europa wie dobrze ze przyjecie euro to katastrofa ekonomiczna dla zwyklych ludzi. Norwgowie chociaz sa bardzo bogaci to nikt nie chce nawet slyszec o zmianie koron na euro i podaniu sie rzadzeniu obcych kapitalow jak (Niemcy , Francja i Anglia) .Dlatego sa bogaci bo nikt im nie moze nic dyktowac ,a swoje bogactwa zuzywaja sami i maja gdzies euro,ktore dzis jest a za troche moze sie wszystko rozleciec i euro moze sie stac papierem bezwartosciowym.
Wszystkie kraje ktore wprowadzily euro ,wprowadzily nedze dla normalnych i biednych ludzi.Ceny sa duzo wyzsze w tych krajach po wprowadzeniu euro.Przykladem jest Hiszpania Niemcy gdzie zarobki stoja bez zmian od ponad dziesieciu laty,nie stac ich juz wiecej na wycieczki zagraniczne i na prawie nic, a turystyka w Hiszpani siada calkowicie.Tam zakradla sie bieda i masowo Niemcy wyjezdzaja do pracy za granica miedzy innymi do Skandynawi ale tu nie ma Euro tylko korony i normalne zycie.
~Gucio
Autor powinien się chyba nazywać Półgłówek, a nie Półtorak.
Jak denominacja kredytów waltuowych ?
Jak ktoś ma kredyt we frankach, czy w jakiejkolwiek innej walucie, to dalej będzie miał kredyt w tej samej walucie i nie będzie żadnej denominacji. Różnica będzie polegać na tym, że będzie płacił raty w euro a nie w złotówkach,
Autor powinien się chyba nazywać Półgłówek, a nie Półtorak.
Jak denominacja kredytów waltuowych ?
Jak ktoś ma kredyt we frankach, czy w jakiejkolwiek innej walucie, to dalej będzie miał kredyt w tej samej walucie i nie będzie żadnej denominacji. Różnica będzie polegać na tym, że będzie płacił raty w euro a nie w złotówkach, a ponieważ kurs przejścia będzie sztywny, to nie będzie żadnych strat... Ryzykiem jest co najwyżej deprecjacja złotówki w okresie przejściowym, ale chyba raczej należy się spodziewać aprecjacji...


Hawk!
~michal_84
oczywiscie o tym ze miezkancom strefy Euro zyje sie gorzej ANI slowa ze towary powszednie najbardziej zdrozały i zwykli szarzy ludzie są nie zadowoleni.
A teksty w stylu wiekszosc ekonomistow powie ze jest wiecej plusow to guzik mnie i miliony innych obchodzą ! Czemu ? Bo ta wiekszosc ekonomistow to w kraju mniejszosc !
Patrzmy
oczywiscie o tym ze miezkancom strefy Euro zyje sie gorzej ANI slowa ze towary powszednie najbardziej zdrozały i zwykli szarzy ludzie są nie zadowoleni.
A teksty w stylu wiekszosc ekonomistow powie ze jest wiecej plusow to guzik mnie i miliony innych obchodzą ! Czemu ? Bo ta wiekszosc ekonomistow to w kraju mniejszosc !
Patrzmy co sie stalo z krajami gdzie zostalo to przyjete !
~RC
Panie doktorze, gdzie pan robil doktorat?
~stefan
jestem za jak najszybszym powiazaniu zlotowki sztywnym kursem do euro i jak najszybszym wprowadzeniu Euro.
Prowadzac dzialalnosc gospodarcza powinienem miec spokojna glowe i nie spekulowac na kursach walut tylko zajac sie swoja praca.
Firm ktore splajtowaly po roznych zmianach kursów walutowych nikt nie zliczy.
jestem za jak najszybszym powiazaniu zlotowki sztywnym kursem do euro i jak najszybszym wprowadzeniu Euro.
Prowadzac dzialalnosc gospodarcza powinienem miec spokojna glowe i nie spekulowac na kursach walut tylko zajac sie swoja praca.
Firm ktore splajtowaly po roznych zmianach kursów walutowych nikt nie zliczy.
Pomoc Unijna planowana gdy Euro stalo 4,60 zł , a przy realizacji inwestycji Euro wymieniano po 3,30 zł też okazała się słabo skuteczna / trzeba było zmiejszyć niektóre inwestycje lub wieksza częśc dopłacić z kasy państwowej.
prosze spojrzeć jakie wpływy na wartość złotówki mają wypowiedzi niektórych polityków
pozdrawiam gorąco zwolenników Euro
a mniej gorąco zwolenników suwerennej złotówki.

Powiązane: Waluty

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki