REKLAMA

Dług jak narkotyk

Marcin Dziadkowiak2013-07-17 10:35zastępca redaktora naczelnego Bankier.pl
publikacja
2013-07-17 10:35

Po wtorkowej konferencji prasowej po posiedzeniu rządu można odnieść wrażenie, że polscy politycy odpowiedzialni za finanse publiczne żyją w świecie iluzji i zaprzeczeń, charakterystycznym dla osób uzależnionych. W ich przypadku mamy do czynienia z uzależnieniem od zadłużania naszego państwa.

Dług jak narkotyk
Źródło: iStockphoto/Thinkstock

"Jeśli rząd mówi, że daje, to mówi. Jeśli mówi, że zabiera, to zabiera" - ta parafraza bardzo dobrze oddaje styl działania rządu Donalda Tuska w kwestiach finansowych, przynajmniej jeśli chodzi o duże pieniądze. W budżecie państwa chodzi o bardzo duże pieniądze, więc o żadnym dawaniu mowy być nie może. Za to branie wychodzi rządowi bardzo dobrze.

O gorącym garnku, który ministra nie parzył

Wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski długo oswajał się z myślą, że tegoroczny budżet nie zamknie się i będzie konieczna jego nowelizacja oraz powiększenie deficytu. Przypomina to sytuację, w której rodzice ostrzegają dziecko, żeby nie dotykało gorącego garnka, bo się oparzy. Dziecko uparcie jednak rodzicom nie dowierza.

Wicepremier Rostowski, który odpowiada w polskim rządzie za finanse publiczne, uparcie nie dowierzał (lub – co gorsza – świadomie ignorował) opiniom wielu ekonomistów i analityków, którzy zgodnym chórem już w ubiegłym roku przekonywali, że prognozowane przez rząd w budżecie na 2013 rok wskaźniki makroekonomiczne są przeszacowane, a z prognozowanym na poziomie 36,5 mld zł deficytem tegoroczny budżet się nie zepnie.

- To jest budżet bezpieczny, który zapewni Polsce i finansom publicznym Polski bezpieczeństwo w 2013 roku i pozwoli zapewnić rozwój w 2014 i 2015 roku - mówił Jacek Rostowski 12 grudnia 2012 roku z trybuny sejmowej. Tymczasem już we wrześniu ub.r. główny analityk Bankier.pl Krzysztof Kolany pisał: Nawet obniżone szacunki przyszłorocznego budżetu zapewne i tak okażą się przeszacowane. Rząd liczy na 2,2% wzrostu PKB, ale powinniśmy się cieszyć, jeśli gospodarka w ogóle urośnie w 2013 roku. (...) Sytuacja gospodarcza najprawdopodobniej zmusi rząd do nowelizacji budżetu.

Wicepremier Rostowski długo nie chciał zmienić zdania w sprawie nowelizacji budżetu, uparcie robiąc dobrą minę do złej gry. Jeszcze w kwietniu br. tak komentował decyzję swojego ministerstwa, obniżającą prognozę wzrostu gospodarczego na ten rok do 1,5%: Nie oznacza to automatyczności noweli budżetu. Dzisiaj nie widzimy takiej konieczności. Sam fakt rewizji PKB takiej konieczności nie powoduje. Tymczasem Bankier.pl głosem swojego głównego analityka przewidywał: Jeśli założymy 1,2% realnego wzrostu gospodarczego i 1,7% inflacji, to nominalny produkt krajowy brutto będzie w 2013 roku tylko o 3% wyższy niż rok wcześniej. Rząd założył, że będzie to 5%. Skoro podatki pochłaniają ok. 40% PKB, to w kasie państwa zabraknie 10-15 mld złotych więcej niż zapisano w budżecie. Faktyczny deficyt wyniósłby ok. 50 mld złotych zamiast planowanych 35,6 mld.

Dopiero w ostatnim miesiącu politycy zaczęli głośno przyznawać, że nowelizacja budżetu i zwiększenie deficytu będą jednak konieczne.

Rząd z nas kpi

Niestety, robienie dobrej miny do złej gry tak już weszło w krew "wicepremierowi od brudnej roboty", że uparcie się tego nawyku trzyma, choć sytuacja staje się coraz poważniejsza. Jak wmówić społeczeństwu, że zwiększenie deficytu budżetowego jest dobrym posunięciem? - Zwiększenie deficytu bieżącego budżetu państwa o 16 mld zł, czyli o ok. 1 proc. PKB, to silny impuls stymulacyjny, według wszystkich normalnych kanonów ekonomii - powiedział po wtorkowym posiedzeniu rządu wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski. Takie wypowiedzi potwierdzają tylko smutny fakt, że nie ma takiego absurdu, którego człowiek nie potrafiłby sobie wmówić, jeśli ma w tym jakiś chory interes. Idąc dalej tokiem myślenia wicepremiera można by dojść do wniosku, że zwiększenie deficytu budżetowego o 100% PKB dałoby polskiej gospodarce takiego "kopa", że w ciągu roku prześcignęlibyśmy w rozwoju gospodarczym wszystkie kraje Unii Europejskiej razem wzięte, a kto wie, czy także nie Stany Zjednoczone, Chiny i Japonię.

Od jutra nie piję

Uważam, że zadłużanie się w niektórych sytuacjach jest uzasadnione. Są to sytuacje, kiedy przewidywany jest dodatni rachunek ekonomiczny danego przedsięwzięcia, ewentualnie sytuacje nadzwyczajne (wojna, powódź etc.). Zawsze trzeba jednak pamiętać o trzymaniu zadłużenia w ryzach. Powinny być zatem przyjęte zasady wypracowywania nadwyżki budżetowej, która po okresie zadłużania umożliwi spłacenie długu, a nie powiększanie go w nieskończoność.

W polskim przypadku sytuacja powoli zaczyna wymykać się spod kontroli. Świadczą o tym wtorkowe zapowiedzi zawieszenia na dwa lata pierwszego progu ostrożnościowego (jeśli dług publiczny przekroczy próg 50 proc. PKB, zaczyna obowiązywać reguła wydatkowa, według której wydatki budżetu mogą rosnąć nie więcej niż inflacja plus jeden procent). A to oznacza, że rząd Donalda Tuska zamierza w dalszym i coraz szybszym tempie zadłużać Polskę. Ale by to robić bez zbędnych przeszkód, musi wyłączyć przewidziane przez prawo finansowe bezpieczniki. Przypomina to zachowanie narkomana, który aż do śmierci wmawia sobie i innym, że nie jest uzależniony od narkotyków. Podobnie postępuje rząd Tuska, który wciąż wmawia sobie, że powiększanie zadłużenia jest dobre i dobrze służy wszystkim dookoła.

Mechanizm uzależnień znany jest psychologom już od dawna - polega on na utrzymywaniu systemu iluzji i zaprzeczeń. Iluzja polega na tym, że ludzie uzależnieni łudzą się, że nie są uzależnieni, równocześnie zaprzeczając sami przed sobą, że substancje, od których są uzależnieni, ich nie zabijają. Podobnie rząd Donalda Tuska uzależnił się od zadłużania. Z jednej strony minister Rostowski mówi, że konsoliduje finanse publiczne w długim okresie, a z drugiej strony "krótkookresowo" chce wyłączyć finansowe bezpieczniki, nałożone w ustawie o finansach publicznych. Toż to prawdziwa kwadratura koła. A o tym, jak rząd pojmuje "krótkookresowość", możemy przekonać się na przykładzie podwyższenia stawki podatku VAT do 23%. Podwyżka miała obowiązywać przez dwa lata, a zostanie prawdopodobnie na dużo dłużej, o ile jeszcze nie wzrośnie.

Niedawno publikowaliśmy w Bankier.pl wywiad z amerykańskim ekonomistą i inwestorem Peterem Schiffem, w którym stwierdził on, że USA nie są w stanie spłacić swojego długu. Czy Polska będzie w stanie spłacić swój dług? Obawiam się, że nie. I tylko rząd jak narkoman wmawia sobie, że jeśli kiedyś byłoby jakieś zagrożenie, to on w każdej chwili jest w stanie odstawić narkotyk.

Marcin Dziadkowiak
Bankier.pl

Źródło:
Marcin Dziadkowiak
Marcin Dziadkowiak
zastępca redaktora naczelnego Bankier.pl

Zastępca redaktora naczelnego Bankier.pl. Już w czasie studiów na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu rynki kapitałowe stały się jego pasją, która pozwoliła mu rozpocząć pracę w Bankier.pl i rozwijać dział giełdowy. Zainteresowanie sprawami krajowymi i zagranicznymi pozwoliło mu także spełnić się w pracy w prowadzeniu newsroomu. Jego ambicją jest, aby Bankier.pl był wciąż najlepszym źródłem informacji, nie tylko dla inwestorów giełdowych. T +48 71 748 95 03 K +48 601 560 819

Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (42)

dodaj komentarz
~igor
Rozumiem, ze pan pseudoekonomista Dziadkowiak uwaza ze jakby Rostowski od razu uwzględnił te braki w dochodach to by deficyt automatycznie się zmniejszył bo z nieba na pustą główkę pana Dziadkowiaka spadłaby manna. Oj te polskie ekonomisty, mlode, gniewne a zlośliwe chyba najbardziej w swiecie :)
trej
Rozumiem, że "pseudoekonomista" i "pusta główka" to są mocne argumenty na poparcie serwowanej tezy? Pozazdrościć argumentów, pozazdrościć ;)
esox_lucius
Wyzerować długi wszystkich państw i obywateli!
Jak myślicie kiedy zaczęło by się zadłużanie od nowa?....ano wtedy jakby sąsiad kupił lepsze auto i jeszcze wyjechałby na wczasy:))
Tak sobie myślę że zadłużanie się jest w naturze ludzkiej,a wywołuje je zazdrość,chciwość i zawiść.Lekiem na to jest minimalizm,czyli życie tylko
Wyzerować długi wszystkich państw i obywateli!
Jak myślicie kiedy zaczęło by się zadłużanie od nowa?....ano wtedy jakby sąsiad kupił lepsze auto i jeszcze wyjechałby na wczasy:))
Tak sobie myślę że zadłużanie się jest w naturze ludzkiej,a wywołuje je zazdrość,chciwość i zawiść.Lekiem na to jest minimalizm,czyli życie tylko z tym co jest nam naprawdę niezbędne.
~wawa
Przecież to proste dlatego odeszli z ministerstwa fachowcy między innymi prof. Gomułka .
~MacGawer
Nie da się nie zauważyć komentarzy osoby podpisującej się ksywą plutarch. Moim zdaniem taka postawa jest typowa dla ludzi kształconych na naszych uczelniach. Niepodzielnie panuje tam keynesizm, czyli dokładnie to, co robi JVR. Jeżeli na rynek rzucimy pieniądze to spowodują one "stymulację" gospodarki. Jakby co pieniądze Nie da się nie zauważyć komentarzy osoby podpisującej się ksywą plutarch. Moim zdaniem taka postawa jest typowa dla ludzi kształconych na naszych uczelniach. Niepodzielnie panuje tam keynesizm, czyli dokładnie to, co robi JVR. Jeżeli na rynek rzucimy pieniądze to spowodują one "stymulację" gospodarki. Jakby co pieniądze moga pochodzić wprost z prasy drukarskiej. A jeżeli to nie wypali nie ma problemu, jak powiedziano do Gierka "niech się martwią ci, co nam pozyczają". Plutarch najwyraźniej nie pamięta czym kończą się jego recepty - po ogloszeniu niewypłacalności nikt nie pozyczy nawet złamanego centa. Kontrahenci z Polski hurtowo zostaną uznani za niewiarygodnych i będą mieli problemy z prowadzeniem biznesu. Itd, itp, ale oczywiście winny jest PIS, bo miał aż dwa lata i nic nie zrobił. A z rządów PiS plutarch zapamiętał kordon policji usuwający pielęgniarki z ulicy co pokazywali w TVN-nie. Miał wtedy strach w oczach niczym nie przymierzając Michnik. Ot, typowy twór naszych czasów. Problem w tym, że gro społeczeństwa tak właśnie myśli, doskonały wynik PO w ostatnich wyborach jest najlepszytm dowodem. Sęk w tym, że opozycja wobec takiej postawy to czyty populizm który rózni się od w/w niczym komunizm od nazizmu - a trudno wskazać czy lepsza jest dżuma, czy cholera. Wśród partii zasiadający w obecnie w sejmie trudno nawet wskazać tzw "mniejsze zło", ręce i nogi opadają na widok naszej "klasy politycznej". Można się jedynie pocieszać, że w Brukseli jest jeszcze gorzej, ale to marne pocieszenie.

To pisałem ja, "korwinista" od czasu gdy plutarcha zapewne jeszcze na świecie nie było :)
~plutarch
Nie jestem ekonomistą, a chemikiem, więc na niuansach się nie znam. Zapamiętałem atmosferę rządów PiS-u i to mi wystarczy. Wiesz, to jest to, co Herberta nazwał kwestią smaku - mnie PiS nie smakuje. A PO to ozywiście mniejsze zło, bo nie mam bardziej odpowiedzialnej i przewidywalnej w tej chwili formacji na polskiej scenie politycznej.Nie jestem ekonomistą, a chemikiem, więc na niuansach się nie znam. Zapamiętałem atmosferę rządów PiS-u i to mi wystarczy. Wiesz, to jest to, co Herberta nazwał kwestią smaku - mnie PiS nie smakuje. A PO to ozywiście mniejsze zło, bo nie mam bardziej odpowiedzialnej i przewidywalnej w tej chwili formacji na polskiej scenie politycznej. Znam dokładnie poglądy prawej strony, bo więcej jak połowa mojej rodziny jest tej orientacji.
Nazwij mnie wykształciuchem, lemingiem, ale wolę stabilny kurs do przodu, nie bez potknięć, niż wielką niewiadomą w stylu Kaczyńskiego.
Nie, PO, to nie jest moja miłość, jestem pragmatykiem. Za to nie zgodzę się, żeby opisywać dzisiejszą rzeczywistość językiem rodem z Radia Maryja, który podchwyciły media i tygodniki prawicowe - czyli domnienanie winy, podstępu, zdrady i spisku "na górze". Bo to znowu nas dzieli, Polaków, to też dzieli (i wybiela) "Prawdziwych Polaków", od Nich, tych na górze.
Ulubiona pozycja polskiego malkontenta - zawsze w opozycji do Władzy. To jest wygodnictwo, bo zawsze pozwala zrzucić odpowiedzialność za podejmowanie decyzji, na "onych" - oni to, oni tamto!
Co do ekonomii, oczywiście jestem za racjonalnym gospodarowaniem, ale okazuje się, że długi współczesne nie są do spłacenia "w złocie", więc może jakoś trzeba obejść tę sytuację. Na razie mi się samemu w głowie kotłuje, czy bardziej keynesizm, czy misesizm. Oba mnie przekonują, na swój sposób.

"Moim zdaniem taka postawa jest typowa dla ludzi kształconych na naszych uczelniach." - jak się chce uderzyć psa, to kij się znajdzie ;) Grunt, to merotoryczny argument. Co to w ogóle za demagogia, że "na naszych uczelniach" - czyli nasze uczelnie to jest forma do kształtowania głów na jedno kopyto?

A Korwinem (Unia Polityki Nierealnej), to z daleka czuć od całego Bankiera ;)
~MacGawer odpowiada ~plutarch
Skoro na palcach można policzyć profesorów nie bedących keynesistami to sprawa jest jasna - produkujemy ich na masową skalę. Dyskutując z absolwentami zbyt często natykam się na takie postawy, by przypuszczać iż to przypadek.

W poglądach politycznych stwierdzenia typu "nie smakuje" lub "nie podoba się"
Skoro na palcach można policzyć profesorów nie bedących keynesistami to sprawa jest jasna - produkujemy ich na masową skalę. Dyskutując z absolwentami zbyt często natykam się na takie postawy, by przypuszczać iż to przypadek.

W poglądach politycznych stwierdzenia typu "nie smakuje" lub "nie podoba się" zostawmy kobietom. Osoby o ścisłych umysłach powinny kierować się logiką, a tej nie ośmieliłbym się obrażać. Fakty na temat rządów PiS są bezsprzeczne, oni jako jedyna opcja zdecydowali się na drastyczne obniżenie kilku podatków i para-podatków, w dwa lata zrobili więce dobrego niż PO zdoła zrobić kiedykolwiek. Zasługa leży głównie po stronie Zyty Gilowskiej, bez niej PiS stał się populistyczny aż do bólu. PO już w czasie rządów PiS pokazało na co ich stać (np. glosowanie nad drugim becikowym tylko po to, by było gorzej), więc są NIEREFORMOWALNI. O wynalazkach typu RP czy "twardogłowych" z PSL i SLD szkoda mówić, za etat zrobią wszystko. Jeżeli taka ocena rzeczywistości komuś kojarzy się z o. Rydzykiem, to dobrze się kojarzy. W jego mediach od dawna można było usłyszeć to, co obecnie z trudem przebija się do "maintreamu".

W przypadku zadłurzenia i jakości rządów sprawa jest prosta jak drut. Wystarczy przeanalizować dwie podstawy ekonomii:

1. Rynek zawsze dąży do równowagi
2. Wartość waluty wyznaczają towary które można za nią kupić

Rząd ignoruje bądź co gorsza neguje w/w a to oznacza, że koniecznie trzeba tych ludzi wywalić ze stanowiska przy najbliższych wyborach. Tzw. mniejsze zło nie istnieje.

~plutarch odpowiada ~MacGawer
Stwierdzenie "zostawmy to komietom" pachnie szowinozmem. Niestety dla mnie "smak" ma pierwszorzędną rolę, też w polityce; w smaku nie da się ukryć fałszu, a to dużo.
~Caesar odpowiada ~plutarch
Nie jesteś ani pragmatykiem, ani wykształciuchem tylko człowiekiem który wypiera ze świadomości rzeczywistość. PO jest partią totalitaryzmu urzędniczego czyli de facto najbliżej jej do Stalina czy Hitlera. Wprowadza malutkimi kroczkami Polskę w świat orwellowski. Dalej udawaj że to PiS jest groźny....
~mz odpowiada ~MacGawer
"Wystarczy przeanalizować dwie podstawy ekonomii:
1. Rynek zawsze dąży do równowagi"

Bardzo mnie ciekawi jaka to ekonomia? W prawdziwej stan równowagi jest zawsze przejściowy.

"2. Wartość waluty wyznaczają towary które można za nią kupić"
To i owszem, ale wystarczy poczytać rzetelne analizy
"Wystarczy przeanalizować dwie podstawy ekonomii:
1. Rynek zawsze dąży do równowagi"

Bardzo mnie ciekawi jaka to ekonomia? W prawdziwej stan równowagi jest zawsze przejściowy.

"2. Wartość waluty wyznaczają towary które można za nią kupić"
To i owszem, ale wystarczy poczytać rzetelne analizy i widać, że gdy inflacja spada poniżej 2% to cierpi na tym najbardziej klasa średnia i niższa, a zyskują najbogatsi.

W tej chwili przy globalnym kryzysie i cięciach w Europie pakiet stymulacyjny jest najlepszym co można zrobić. Gdybyśmy zaczęli teraz ciąć wydatki państwowe to w krótkim czasie mielibyśmy poważną recesję i bezrobocie jak w Hiszpanii.

Powiązane: Długi

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki