Nie tak dawno pojawiła się propozycja systemu odpowiedzialności cywilnej urzędników za podejmowane decyzje. Sprowadzała się ona do :
1) Urzędnik ponosi pełną, osobistą odpowiedzialność cywilną (nie mówiąc już o karnej) za skutki wydanych w ramach swoich uprawnień decyzji (inaczej mówiąc obywatel, którego prawa urzędnik swoją decyzją naruszył, może tegoż urzędnika i jego potomków do 7-go pokolenia (dziedziczenie odbywa się „z dobrem inwentarza” a więc i długów) puścić w skarpetkach.
2) Warunkiem zatrudnienia urzędnika i powierzenia mu prawa decyzyjnego jest , aby tenże urzędnik posiadał polisę ubezpieczeniową (przez siebie płatną) od odpowiedzialności cywilnej na wypadek zdarzenia opisanego w p. 1.
Mnogość towarzystw ubezpieczeniowych (nie tylko w Polsce) gwarantowałaby, że żadne z nich nie będzie decydowało o doborze kadry urzędniczej.
Ale wówczas nawet jedna drobna „wpadka” takiego urzędnika spowodowałaby wyznaczenie odpowiednio wysokiej składki ubezpieczeniowej, której taki urzędnik by nie podołał, albo brak towarzystwa chętnego do poniesienia tak wysokiego ryzyka.
Oczywiście integralnym składnikiem takiego projektu było diametralne ograniczenie roli państwa w życiu obywatela, a zatem radykalne zmniejszenie ilości urzędników, oraz znaczne podwyższenie wynagrodzeń urzędników posiadających uprawnienia decyzyjne i zwiększenie ich uprawnień w zakresie doboru swoich "roboli", za których by ponosili pełną odpowiedzialność.
I jakoś temat ten szybciutko ucichł.
I co, kandydaci na prezydentów, premierów, parlamentarzystów ? Ten temat Wam nie „pasuje” ? Bo w ślad za dzierżeniem władzy i profitami szła by odpowiedzialność ? I co, kundelki z plakatów wyborczych, liberalizm tylko w pysku, a kiedy przychodzi do konkretów – to ogon pod siebie ?