Victor Orban jawi się jako najbardziej niepokorny wśród polityków rządzących obecnie w krajach Unii Europejskiej. Przez ten brak pokory stał się dyżurnym chłopcem do bicia dla europejskich polityków. Jednak, mimo szemrania w szeregach Komisji Europejskiej, Orban zdecydowanie forsuje swoje nowe rozwiązania polityczne. Czy aby na pewno są one nowe?
Pomysły Viktora Orbana na politykę gospodarczą Węgier wielokrotnie spotykały się z dużą krytyką ze strony znanych i wpływowych polityków Unii Europejskiej. Postanowiliśmy przyjrzeć się tym najbardziej krytykowanym pomysłom i zestawić je z pomysłami, które są realizowane w innych krajach Unii Europejskiej.
Węgierska histeria emerytalna
Victor Orban przejął rządy na Węgrzech w 2010 roku, gdy sytuacja gospodarcza tego kraju wyglądała bardzo kiepsko. W 2008 roku Węgry były zmuszone poprosić o wsparcie finansowe Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. Otrzymały wtedy 20 mld euro pomocy.
Jednym z pierwszych ruchów Orbana po objęciu władzy była decyzja o przeprowadzeniu nacjonalizacji prywatnej części systemu emerytalnego. Na Węgrzech system ten wyglądał bardzo podobnie, jak obecnie w Polsce - większa część składek była przekazywana do państwowego funduszu emerytalnego, a mniejsza do prywatnych funduszy. Węgierski rząd, aby podreperować kulejący budżet państwa, postawił społeczeństwu ultimatum: albo całość składek trafi do węgierskiego odpowiednika ZUS-u, co będzie zapewniało emeryturę państwową, albo stracą prawo do otrzymywania tej emerytury. W rezultacie prywatne fundusze emerytalne przestały na Węgrzech istnieć, a pieniądze dotychczas w nich zgromadzone trafiły do budżetu państwa.
Węgierska "reforma" spotkała się z powszechną krytyką europejskich polityków, choć ostatecznie Komisja Europejska zaakceptowała ją. Jeszcze w grudniu 2010 roku, komentując wydarzenia na Węgrzech, ówczesny szef doradców premiera Donalda Tuska - Michał Boni - zapowiadał, że "wariant węgierski" jest w Polsce wykluczony. Niespełna trzy lata później polski rząd niemal dosłownie naśladuje rozwiązania zastosowane na Węgrzech, a głosów protestu i krytyki z zagranicy nie słychać.
Kto wymyślił podatek bankowy?
Węgierski rząd spotkał się z krytyką MFW i UE także z powodu wprowadzenia w 2010 roku specjalnego podatku nałożonego na banki, firmy ubezpieczeniowe i inne instytucje finansowe. Zadaniem tego podatku było wsparcie budżetu państwa w czasach wychodzenia z kryzysu. Międzynarodowe instytucje finansowe proponowały jednak wtedy, aby to węgierskie społeczeństwo poniosło koszty kryzysu, na co Orban się nie zgodził. Opór Orbana wywołał wtedy wielkie zaskoczenie.
Kontynuacją pomysłu podatku bankowego w 2012 roku był kolejny podatek zafundowany węgierskiej branży finansowej - podatek od transakcji finansowych. Jak można było przeczytać w opiniach ekspertów, wprowadzenie tego podatku mogło utrudnić Węgrom rozmowy z MFW w sprawie udzielenie ewentualnej pomocy finansowej.
Myliłby się jednak ktoś, kto sądziłby, że podatek bankowy oraz podatek od transakcji finansowych zostały wymyślone na Węgrzech. O podatku bankowym zaczęło być głośno w czasach szalejącego kryzysu finansowego w 2009 roku. Zaproponował go brytyjski premier Gordon Brown, zyskując poparcie części państw UE. Podatek ten miał w swoich założeniach sfinansować przyszłe programy ratunkowe dla banków, które były dotąd ratowane z pieniędzy budżetów państw. Część unijnych państw (np. Wielka Brytania) taki podatek już wprowadziła.
Także podatek od transakcji finansowych w ramach Unii Europejskiej uzyskuje powoli realne kształty - w lutym tego roku Komisja Europejska zaprezentowała projekt przepisów mających go wprowadzić. Nie będzie to danina obowiązkowa, tylko fakultatywna, a jej wprowadzenie zapowiedziało już 11 państw członkowskich UE.
Ratowanie "franciszkanów"
Kolejnym krokiem Orbana, który wzburzył europejskich polityków, było zaproponowanie przez niego rozwiązania problemu walutowych kredytów hipotecznych. Węgrzy w jeszcze większym stopniu, niż miało to miejsce w Polsce, w połowie pierwszej dekady tego wieku rzucili się do zaciągania "tanich" kredytów hipotecznych we frankach, euro, a nawet jenach. Raty tych kredytów wyliczane były bowiem na dużo niższe kwoty, niż tych zaciąganych w forintach. Tymczasem kryzys gospodarczy z 2009 roku silnie uderzył w kurs forinta, który znacznie się osłabił. W rezultacie wartość kredytów denominowanych w obcych walutach znacznie wzrosła w krótkim czasie; te we frankach szwajcarskich nawet o 50%. Część Węgrów przestała więc regulować swoje zobowiązania.
Rząd Orbana poszedł na ratunek zadłużonym w walutach obcych i przygotował kilka rozwiązań, które miały ulżyć zadłużonym Węgrom. Dano m.in. możliwość jednorazowej spłaty kredytu walutowego po kursie niższym od rynkowego. Inne rozwiązanie przewidywało spłatę rat kredytu po kursie niższym od rynkowego, a pozostała nadwyżka byłaby przewalutowana i spłacana preferencyjnie oprocentowanym kredytem w forintach. Koszty tych rozwiązań musiały ponieść banki, na które zostały także nałożone ograniczenia w możliwości przejmowania i sprzedaży nieruchomości będących własnością dłużników, a mających problem ze spłatą swoich kredytów.
W krajach Unii trudno znaleźć analogiczne rozwiązania. Gdyby jednak pokusić się o podobny "skok na kasę", tylko zamiast banków na celownik wziąć klientów banków, można przywołać tegoroczną sytuację na Cyprze. Unia Europejska we współpracy z cypryjskim rządem nie miała specjalnych obiekcji, aby pozbawić właścicieli wkładów oszczędnościowych w dwóch największych cypryjskich bankach niemal połowy ich wkładów. Decyzja dotyczy wprawdzie tej części wkładów, których wartość przekracza 100 tys. euro (to kwota niepodlegająca gwarantowanemu ubezpieczeniu), ale warto pamiętać, że pierwsze propozycje unijnych decydentów przewidywały zagarnięcie nawet 10% pełnej kwoty depozytu. Natomiast w niedalekiej Hiszpanii przed nałożeniem rządowego moratorium na sprzedaż przez banki zadłużonych nieruchomości "uratowały się" same banki, które podjęły taką decyzję, zanim zdecydował o tym hiszpański rząd.
Biją naszych
Polityka prowadzona przez Viktora Orbana nie jest godna pochwały. Zagarnięcie pieniędzy z prywatnej części systemu emerytalnego wcale nie zagwarantuje Węgrom, że za kilkadziesiąt lat dostaną emeryturę. Pozwoliło natomiast uniknąć trudnej do zaakceptowania przez społeczeństwo podwyżki podatku dochodowego. Dodatkowe opodatkowanie instytucji finansowych na Węgrzech, aby uratować finanse kraju pogrążonego przez szalejący na świecie kryzys oraz przez poprzednią ekipę rządzącą, przypomina karanie dzieci za grzechy rodziców. Kryzysowi zawiniły zagraniczne banki, zabierzemy więc naszym rodzimym, w których te zagraniczne mają udziały. Ratowanie osób, które zaciągnęły kredyty hipoteczne w walutach obcych, jest uczeniem ludzi, że nie muszą brać odpowiedzialności za podejmowane decyzje.
Jednak na podanych wyżej przykładach rysuje się wyraźna różnica pomiędzy polityką prowadzoną przez Viktora Orbana a polityką, jaką prowadzą międzynarodowe instytucje w "ratowanych" przez nie krajach. MFW i Bank Światowy dążą do tego, aby koszt wychodzenia z kryzysu był przez pogrążony w nim kraj przerzucany na całe społeczeństwo. Viktor Orban nie zdecydował się na podążenie w tym kierunku. Kosztami kryzysu postanowił obciążyć największe firmy i instytucje, nie zwiększając obciążeń indywidualnych podatników i małych firm. I tylko dlatego spotkał się z takim ostracyzmem ze strony zagranicznych polityków, którzy w czasach kryzysu bardziej niż swoich wyborców chronili instytucje, które do kryzysu się przyczyniły.
Krytyka węgierskich posunięć ze strony europejskich polityków byłaby więc ze wszech miar słuszna, gdyby nie to, że krytykujący sami postępują w taki sam lub podobny sposób. Dopóki my bijemy innych, wszystko jest w porządku. Ale kiedy biją naszych…
Marcin Dziadkowiak, Bankier.pl


























































