Wrześniowe posiedzenie FOMC nie przyniosło rewolucji. Utrzymana została zarówno niemal zerowa stawka funduszy federalnych jak i obietnica pozostawienia nadzwyczajnie niskiej ceny pieniądza przez „dłuższy okres czasu”. Tradycyjnie już przeciwko temu stwierdzeniu zaprotestował Thomas M. Hoenig, który uważa taką obietnicę za niebezpieczną dla przyszłej równowagi finansowej i makroekonomicznej USA. Hoenig nie wierzy też w skuteczność polityki reinwestowania środków z obligacji hipotecznych w papiery skarbowe.
Ocena stanu gospodarki przez amerykańskie władze monetarne okazała się być jednak bardziej pesymistyczna niż miesiąc wcześniej. Podtrzymana została fraza mówiąca o spowolnieniu tempa ożywienia. Dodatkowo Fed odnotował wolniejszą dynamikę inwestycji oraz słabość budownictwa komercyjnego. Pracodawcy niechętnie zatrudniają ludzi, zaś liczba rozpoczętych inwestycji mieszkaniowych pozostaje na „depresyjnym” poziomie.
Jednakże najważniejszą zmianą zawartą w wrześniowym komunikacie jest podejście do inflacji. „Miary inflacji są obecnie na poziomach nieco niższych od tych, jakie Komitet uważa za zgodne z długoterminową misją promocji maksymalnego zatrudnienia i stabilności cen”.
To bezpośrednie ostrzeżenie, iż Fed dostrzega ryzyko deflacji. Może to stanowić podstawę do drugiej rundy ilościowego poluzowania polityki monetarnej. W ten sposób Bernanke i spółka straszy inwestorów widmem deflacji, który stanowi dogodne alibi dla dalszego pompowania pustego pieniądza w gospodarkę.
Na komunikat FOMC rynek walutowy zareagował wyprzedażą dolara. Do godziny 20:30 kurs EUR/USD osiągnął poziom 1,32 USD, przyjmując najwyższą wartość od sześciu tygodni. Reakcja Wall Street była bardziej stonowana: indeks S&P500 zniwelował spadek sięgający 0,4% i zrównał się z poziomem poniedziałkowego zamknięcia.
K.K.






















































